Być dzieckiem arystokraty

        Jeśli kiedykolwiek marzyłeś, by urodzić się w arystokratycznej rodzinie, to przeczytaj ten wpis. Pomarzyć można, ale zapomnij o luksusie, rozpieszczaniu i życiu na puchowych piernatach.

             Zaraz po urodzeniu dziecko oddawano chłopskiej mamce, potem niańkom. To one miały wpływ na kształtowanie tego pierwszego wizerunku świata. Mały niemowlak widział rodziców zwykle na dzień dobry i dobranockowego całusa. Przyjrzyjmy się dziecinnemu  pokojowi urządzonemu w maryjnych kolorach, ale w niezwykłej surowości wnętrza. Pod ścianą łóżko i szafka, obok krzesło duże i mniejsze.  Dziecko było myte lub samo się  myło w miednicy z zimną wodą, obok stał worek z papierem. Zimny wychów.

        Róża hr. Siemieńska Lewicka wspomina: „Prowadziliśmy zdrowe, wiejskie życie. A jak byliśmy wychowywani? Ładnie siedzieć przy stole, być grzecznym dla ludzi, szanować służbę, nie narzekać. To była musztra, ale nie buntowaliśmy się przeciwko takiemu wychowaniu, gdyż przyzwyczajeni od małego dziecka do reguł, uważaliśmy to za naturalne. Wiele rodzin arystokratycznych wychowywało swoje dzieci surowo…”

http://www.pap.pl/aktualnosci/news,493367,w-muzeum-zamoyskich-wystawy-o-dziecinstwie-i-edukacji-mlodych-arystokratow.html

Od szóstego roku życia dzieci oddawano w ręce guwernerów i bon. Zachowały się dokumenty zawierające wskazówki, jak je  wychowywać, oczywiście inaczej synów, inaczej córki. Prześledźmy zapiski ordynata S. Zamoyskiego i przyjrzyjmy się tym spartańskim warunkom, dyscyplinom, wyznaczonym godzinom i rygorystycznemu przestrzeganiu ładu i porządku.

       Pokoje dla dzieci nie mogły być ogrzewane, ponieważ powinny się hartować od  najmłodszych lat. O 5.30 pobudka, od 6.00 lekcje z małymi przerwami na mszę, posiłek  do 13.00, potem zabawy na świeżym powietrzu, np. łapanie raków, jazda na kucyku, gra w krykieta, koniki na biegunach, huśtawki, bicykle, ćwiczenia płuc bez ciepłego ubrania. Ciekawe, jak trudne i męczące były te ćwiczenia. Od 17.00 do 20.00 odrabianie lekcji.  Uczono wówczas metodą pamięciową, a pomoce edukacyjne wisiały na ścianie, czyli rózgi i dyscypliny. Na pocieszenie dodam, że niektóre były ozdobne, inne jedwabne, czasem twarde,  rzemienne.  Zdumiewający wybór. Do tego dochodziło umartwianie się  zapisywane w kajeciku i oddawane pod opiekę guwernera. Kilka do kilkudziesięciu!  Ciekawe, czy wówczas też dzieciaki znały sposoby na  oszukiwanie?  Rodzice zaś nie wnikali w szczegóły zamykania w szafach,  w kary cielesne, klęczenie na grochu, stanie w kącie. Interesujące, ale ówczesna młodzież nie narzekała na guwernerów, tak jak współczesna na nauczycieli, chociaż obecnie rodzice mają wgląd w nauczanie i wychowanie.

lanie

       Dawniej dziewczynki uczyły się robótek ręcznych, muzyki, literatury, historii z geografią, języków i katechizmu. Na kształcenie za granicę wysyłano jednak tylko chłopców, z reguły do Szwajcarii, Anglii i Francji. Wyjątki były. K. Lanckorońska studiowała historię sztuki w Wiedniu, ale co też o jej dziwactwie mówiono, przy czym ekscentryczka to najłagodniejsze określenie dla jej wiedzy. Krążył wierszyk: „Lecz się człowiek trzymać musi, / Żeby baby nie udusić.”

         Jedzenie na co dzień było takie sobie. Pieczywo często czerstwe, „bo jakby było świeże, to dwa razy tyle by zjedli”. Chleb z masłem, serem, powidłami.  Na obiad najczęściej była kasza ze sztokfiszem (suszony dorsz), kluski, zupy owocowe, ziemniaki z omastą, zsiadłe mleko, pierogi, kapusta, fasola. Sałatę podawano wyłącznie kurczętom.  Co innego w świąteczne dni i na przyjęciach, gdzie królowało staropolskie postaw się i zastaw. Mięsa, pieczenie, ciasta, słowem: stół się uginał. I obowiązkowo prosię. Rygor przy stole dotyczył w szczególności dzieci. Siedziały sztywno do końca obiadu, a wyściełanych krzeseł nie było w jadalni. Współczuję tym z ADHD. Przy stole nie pozwalano im mówić, jedynie mogły odpowiadać na pytania, ale na wszystko inne musiały mieć zgodę rodziców.

            „Dużą atrakcją dla dzieci była praca” ,  czyli w  specjalnie wydzielonych częściach ogrodu pielono grządki, opiekowano się królikami, dojono kozy, hodowano gołębie,  przycinano gałęzie drzewom, grabiono liście, kopano rowy, budowano fortece i umocnienia. O takiej atrakcji współcześni mogą tylko pomarzyć.

            I pomyśleć, że wielu współcześnie żyjących bardzo pragnie, by w ich żyłach płynęła błękitna krew.

46 uwag do wpisu “Być dzieckiem arystokraty

  1. ~Dreptak Zenon

    Gdzieś czytałem, jak wyglądało podróżowanie Zamojskich z dziećmi do szkół, do Szwajcarii. Najpierw Rodzice w powozie, później guwerner i służba, a na końcu panicze na chłopskiej furmance. To, żeby poznali los prostych ludzi i na przyszłość ich nie krzywdzili. Ale to Zamojscy – w innych domach bywało różnie.

    Polubienie

    1. Kiedyś arystokracja miała jeden negatywny przekaz na lekcjach historii, czyli krwiopijcy, sprzedawczyki, żyjący ponad stan. Dopiero później życie i notatki historyczne weryfikowały ten jednostronny wizerunek ziemiaństwa. Teść mojej koleżanki był koniuszym na zamku w Niedzicy i nie mógł nachwalić się dobroci swego pana, który zawsze pomagał okolicznej ludności w potrzebie. Obecnie ukazują się informacje o dobroczynności, mecenatach, trosce o kulturę, wychowanie i wykształcenie. Nie wszystkim tylko bale w głowie, jak to nas dawniej uczono.

      Polubienie

      1. ~Dreptak Zenon

        Trochę to jest tak jak opinia o folwarcznych czworakach. Oglądałem zrealizowany projekt takich czworaków, a w zasadzie „sześcioraków” – jeden budynek, sześć mieszkań po 50 m kw., wszystkie z osobnymi wejściami, małym ganeczkiem, sienią, komorą, kuchnią i pomieszczeniem mieszkalnym. Taka sobie całkiem obszerna „kawalereczka”, o zwiększonym metrażu. Prawda? Teraz z tej jednej izby byłyby co najmniej dwie, w komorze łazienka? Że jedna izba mieszkalna? No trochę taki był wtedy standard.

        Polubienie

      2. Pięćdziesięciometrowy czworak to dzisiejsze M3.
        Znajomi kupili czterdziestometrowe mieszkanie, a dla dzieci przedzieląjeden z pokoi na pół. Zapłacili 250 tys. Kredyt będą spłacać jeszcze długo.

        Polubienie

  2. W poniedziałek brano mi krew do badania, nie błękitna, wręcz ciemna. A pochodzenie? Kiedyś się pisało, chłopskie, do takiego się przyznaję. Uogólniając powiem, że wychowanie moje podobne było po trochu do arystokratycznego, głównie w szkole. W domu także, wychowywano w podobnej dyscyplinie. W szkole stawiano w kącie, linijką odmierzano karę, pozostawiano „w kozie”. I nikt nie narzekał, ba dzisiaj przyznaję, że to pomagało. Wyobrażam sobie co by było dzisiaj, na drugi dzień nauczyciela wylano by z pracy. Tato opowiadał, że nasz Książę Artur był porządnym człowiekiem, gorzej było z Jego „ekonomami”, którzy bywali służbistami. Znam potomków tego rodu, często tu bywają, są bardzo mili i sympatyczni, miło się z Nimi rozmawia. Dobrze wykształceni, piastują znaczące stanowiska. Dziś odbieram wyniki, zobaczymy co z tą moją krwią. Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

    1. R. Mycielski pisał: „Dzieci musiały robić to czy owo, choćby miały ochotę na inne zajęcia” (…) Dzieci w pałacu prawie nie istniały, żyły gdzieś na uboczu.”
      Trzymam kciuki za dobre wyniki.

      Polubienie

  3. Noblesse oblige oznacza-szlachectwo zobowiązuje (do szlachetnego postępowania) – takiego zwrotu używałem w rozmowach z młodzieżą podkreślając fakt, że ktoś wysoko urodzony nie otrzymywał wiedzy predestynującej go do zajmowania najwyższych stanowisk „z mlekiem matki”. Podkreślałem ową surowość wychowania i naukę wszystkiego co mogło mu być potrzebne w warunkach, w jakich żył.
    Bardziej trafiało do nas zawołanie wyśpiewywane przez Tadeusza Chyłę i zazdrościliśmy owemu cysorzowi wszystkiego:
    „Cysorz, to miał klawe życie, oraz wyżywienie klawe…” https://www.youtube.com/watch?v=p7a62QEVdCA

    Polubienie

    1. Jadwiga z Działyńskich wspomina jak ją nauczycielka Wanda Żmichowska „zamknęła do jakiejś szafy ogromnej i powiedziała, że tam zostanę, póki nie potrafię przerachować do stu bez pomyłki.” Kary cielesne były na porządku dziennym.

      Polubienie

  4. Kiedyś wszystkie dzieci traktowano podle, bez względu na szlachectwo lub jego brak. Kobiety zresztą też. Słabsi, to był po prostu gorszy sort. Liczyła się głównie sprawność i siła fizyczna. I dziś, mimo wszystkich zmian, nadal taki sposób myślenia pokutuje. Pewnie, że już jako patologia, ale wcale nie jest jej tak mało.

    Polubienie

    1. Hrabia Fryderyk Skarbek wspominał, że guwerner „po każdej niemal skończonej lekcji smagał nas po kolei dyscypliną, utrzymując, że to dla nas wielkim zaszczytem, iż nas karze za złe wydanie lekcji dyscypliną jedwabną…”

      Polubienie

  5. Ile razy czytałam książki o arystokracji czy oglądałam filmy to raczej nie zazdrościłam dzieciom tychże, zdumiewał mnie chłód i brak bliskości między dziećmi a rodzicami, te bony, internaty itd. Z drugiej strony, gdy zwiedzam różne dwory i pałace to tamtejsze wystawy pokazują jak rozliczne umiejętności posiadali arystokraci i jak wielkimi patriotami byli.
    Jak powiedziała Justyna w „Nad Niemnem” na wielką panią kwalifikacji nie mam i nie miałam i dzieckiem arystokratów też nie chciałam być.

    Polubienie

    1. Tytus Działyński stworzył dom, gdzie „Warszawska cytadela, knut,, kibitki, Syberia były to przedmioty rozmów na porządku dziennym, nigdy się niekończące.” Ćwiczenia woli i charakteru były drastyczne, aby „dla kraju cierpieć i umrzeć bez mrugnięcia twarzy.”

      Polubienie

  6. Jak już ktoś wspomniał, w ogóle źle było być dzieckiem… więc ja już wolałabym być dzieckiem w rodzinie bogatej, niż biednej, przynajmniej w ogóle miałabym co jeść…

    Polubienie

    1. J. Zamoyska wspomina ćwiczenia charakteru prowadzone wspólnie z bratem: „Zapalone zapałki kładliśmy sobie na nogach, póki się same nie dopalą, kłuliśmy się igłami, okładali pokrzywami, szczypali aż do krwi. (…) Prawdziwie polskie dla dzieci zabawy!”
      Masz rację, ale nie ulegajmy stereotypom, że życie dzieci w rodzinie ludzi bogatych to jeden wielki luksus.

      Polubienie

  7. Nie zapewniono im bezstresowego wychowania.
    Nie były nietykalne i najmądrzejsze.
    Panią matkę i pana ojca traktowały nie tylko z szacunkiem, ale i ze strachem.
    Bo to one bały się nauczycieli i rodziców. Nie odwrotnie.
    Jakoś nie wypaczyły im się całkiem charaktery.
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

    1. Maria Czapska pragnęła zadowolić gorliwą Mademoiselle H. Mure’ i wpisywała umartwienia wzorem świętych. W swoim kajeciku notuje: „Z dwóch czy trzech umartwień, jeszcze prawdopodobnych, przeszłam na kilkanaście, na kilkanaście, na kilkadziesiąt…”

      Polubienie

    1. Nie ulega wątpliwości, że życie chłopów było dużo trudniejsze. Nie mniej jednak część dzieci arystokratów zachowywała się odpowiedzialnie i „Każde z nas miało odpowiedzialność za jedną biedną rodzinę”, „szyły ubranka”, „jednym z takich wyrzeczeń była dobrowolna rezygnacja na rzecz ulubionego jedzenia”, które oddawano ubogim.

      Polubienie

    1. „Aż po kres Drugiej Rzeczypospolitej wiele książęcych i hrabiowskich domów kultywowało reguły surowego, patriarchalnego wychowania. Tak było w pałacu w Dzikowie, gdzie hr. Z. Tarnowski (…) hołdował dawnym obyczajom, które głowie rodziny dawały pełnię władzy.”

      Polubienie

  8. Bardzo ciekawy Twój wpis. Uświadamia zupełnie inny obraz rzeczywistości niż stereotypowy…
    Ale w Wlk. Brytanii do dziś jest podobnie – małe 6-7-letnie arystokratyczne dzieci trafiają do szkół z internatem… A wcześniej zajmują się nimi opiekunki…

    Polubienie

    1. M. Sapieżyna pisała: „…wyższość angielskich szkół katolickich nie leży w jakichś szczególnych metodach, lecz głównie w tym, że uczniowie (…) przychodzą do szkoły już z pewnym dobrym fundamentem dyscypliny, prawdomówności i pobożności.”

      Polubienie

  9. Dawniej, to wszystko, jakoś tak było poukładane. Jak porównuję tamte czasy ze współczesnością, to teraz panuje wielki chaos.
    Uważam jednak, że dzieci były traktowane zbyt surowo. Rodzice nie mieli dla nich czasu, nie okazywali uczuć, stosowali zbyt twardą dyscyplinę. Arystokracja stawiała duży nacisk na edukację swoich dzieci wysyłając je do do dobrych i drogich szkół z internatami.
    Dawniej dzieci bały się swoich rodziców i czuły do nich wielki respekt. Niby dobrze, ale czy oby na pewno o to chodzi?

    Pozdrawiam Ultro słonecznie 🙂

    Polubienie

    1. Po II wojnie światowej w pałacu Radziwiłłów w Nieborowie goszczono jednego z ministrów i partyjnych notabli. Dawny służący Grzegory był zbulwersowany brakiem ogłady ministra, który zapytał go cicho po wniesieniu plastrów pieczystego: „Po ile na ryło?”, tenże głośno odpowiedział tak, by wszyscy słyszeli: „Po dwa na ryło, panie ministrze.”

      Polubienie

  10. można więc śmiało powiedzieć, że prawdziwym dzieciństwem – własnym pokojem i mieszkaniem z rodzicami aż do czasów studenckich (często nawet dłużej)
    , ciepłą wodą, przysypianiem w łóżku rodziców po horrorze, wspólnymi posiłkami, gdzie wszyscy przekrzykują się by powiedzieć, co się dzisiaj wydarzyło – polskie dzieci cieszą się od niedawna.
    w Wielkiej Brytanii prywatne szkoły z internatem, zimny wychów – gołe kolana w mroźny dzień – to wciąż rzecz powszechna.

    Polubienie

  11. No tak, lekko im nie było. Trudno było wymagać empatii, współczucia itp. uczuć jak w dzieciństwie brakowało po prostu rodzicielskiej miłości i poczucia bezpieczeństwa.
    pozdrawiam.

    Polubienie

    1. R. Raczyński urządzał wielką bitwę na kartofle. Zwoził z okolicy około dwie setki chłopaków. E Raczyński wspominał, że nikt nie miał ulg. „Ojciec podczas jednej z utarczek ugodzony z ostał kartoflem w oko, na które po latach całkiem oślepł.”

      Polubienie

  12. Warto dodać, że dzieci chłopskie nie miały łatwiej ani lepiej, ich rodzice również. Nikt się wówczas nie przegrzewał, nie odżywiał zdrowo i lekko, nie kąpał codziennie w ciepłej wodzie. Takie czasy. Pod pewnymi względami mi i nasze dzieci mamy lepiej, ale są również minusy naszego czasu. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Polubienie

    1. „Niech się uczą wartości i użycia pieniędzy” pisze K. Nakwaska. Dzieci w młodości muszą się nauczyć wszystkiego, co w dorosłym życiu potrzebne. I to bez względu na pochodzenie.

      Polubienie

  13. Przypomniałaś mi ciekawy fragment z historii wychowania.
    Rónie bywało z tym wychowaniem, a nawet z niewychowaniem. Do dziś toczy się wojna o to, co jest lepsze i jak oddziaływać na dzieci? Bo wiadomo, czy chcemy, czy nie czy wiemy o tym, czy nie- wychowujemy wszyscy, bez wyjątku.
    Dzisiaj też nieco dyscypliny , zasad i rygoru nie zaszkodziłoby .
    W tym też wyrażamy miłość do dzieci i troskę o ich dobro.

    Polubienie

  14. Witaj
    Ciekawy tekst i już nie zazdroszczę arystokratom, ciężkie mieli dzieciństwo nic z beztroski tylko nauka i nauka…. wszelka przesada w wychowaniu dziecka jest niewskazana bo później rosną ludzie z problemami psychicznymi bo zabawa dla dziecka też jest potrzebna pobudza kreatywność i uczy współpracy z innymi dziećmi
    pozdrawiam
    dobrycoach.bloog.pl

    Polubienie

    1. M. Sapieżyna: „Starałam się wynaleźć gry i zabawki użyteczne”, czyli już wówczas przykładano wagę do kreatywności. A firma Pichler z Wiednia produkowała zabawki do samodzielnego składania.

      Polubienie

  15. Rozmaite uczucia chodza mi po głowie po przeczytaniu Twojego tekstu. Z jednej strony ani dzieckiem arystokratycznym nie jestem, a pewnie w kolejnym swoim życiu nim nie będę, więc takie „pod sznurek” wychowanie nie bardzo mi odpowiada. Nieżyjąca już mama nie była szczęśliwa, gdy obleczony w czyściutkie ubranko, wnet potrafię je zamienić w ciuch roboczy, co przecież jasnym jest dowodem na to, że jeżli już, to wywodzę się od fornali 🙂
    Z drugiej jednak strony takie rozsądne i nastawione na szeroko rozumiane dobro dziecka wychowanie, ma swoje zalety, byle tylko potrafić odróżnić to, co dziecku przydatne, od rodziców i opiekunów zachcianek, ambicji i „niespełnień” własnych.
    Pozdrawiam z oddali

    Polubienie

    1. Moje wyobrażenie życia arystokracji to wszechobecny luksus. Przeczytałam parę ostatnio wydanych książek i uzupełniłam wiedzę o nowe spojrzenie na tę grupę społeczną. Owszem, byli i utracjusze, ale spora część to ludzie liczący każdy grosz. Podam przykład Lubomirskich. Na eleganckiej zastawie podano kawę z mlekiem i 2 bułeczki, które musiały wystarczyć do17.00 Obiad to „elegancja połączona z surowym umiarem”, „zanim się człowiek dobrał do jedzenia, nie było już talerza”. Jedna butelka wina musiała wystarczyć na 20 osób. Herbata była”ledwie osłodzona” . A mówimy przecież o Lubomirskich. J. Zamoyska pisze o swoich rodzicach: „gdyby im dawano podeszwy smażone na obiad, to by je zjedli i powiedzieli, że są doskonałe.” Tylko przyjęcia były wystawne. U Raczyńskich „Największym powodzeniem cieszyło się prosię pieczone na gorąco, polane specjalnym sosem, z kaszą gryczaną”.
      Z deszczowej i chłodnej Polski zasyłam ciepłe pozdrowienia.

      Polubienie

  16. Pisałam pracę magisterską na temat dworów pańskich w życiu twórczości Ignacego Krasickiego. Czytając literaturę związaną z tematem, dowiedziałam się wiele wiadomości, o życiu na potężnych polskich dworach. Książątka nie miały lekko. Przede wszystkim brak spontaniczności w ich życiu i rozwoju. Tam wszystko było sterowane, zaplanowane.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Polubienie

    1. Mnie najbardziej zdumiała pruderia tychże wykształconych przecież ludzi. Matki zasłaniały oczy swym dorosłym córkom, kiedy w wiedeńskiej Operze tancerki „odprawiały te balety.”
      A. Branicki nie lubił dbać o swój wygląd. „Kiedyś w Ogrodzie Luksemburskim w Paryżu wzięto go z tego powodu za żebraka i wciśnięto do ręki grajcara. Branicki monetę przyjął, potem kazał jubilerowi oprawić ją w złoto i nosił na szyi jako talizman.”

      Polubienie

  17. Czy to było dziecko arystokraty czy też chłopa wychowywane było w dyscyplinie, czasami srogiej. Ale dzięki temu wychodzili na ludzi. W porównaniu z dzisiejszymi czasami, gdzie dzisiaj każde dziecko robi co chce. Kiedyś mówi się, że rodzice za mało uwagi poświęcali swoim dzieciom ale za to wychowywali je inni. A dzisiaj rodzice(niektórzy) też nie zajmują się dziećmi i chowa je… ulica.

    Wtedy nawet po śmierci rodzica dzieci miały zapewniony byt, chodzi tu o dzieci arystokraty. W Silva Rerum znalazłam, np. to…

    „Dzieci, szczególnie te, które straciły jednego lub oboje rodziców, w okresie staropolskim znajdowały się pod opieką zarówno Kościoła, w myśl prawa moralnego „Nie będziesz krzywdził żadnej […] sieroty […]”, jak i obowiązującego w miastach prawa magdeburskiego. Zastanowić się należy nad tym, czy opieka prawna nad dzieckiem – jego majątkiem, wychowaniem była łączona z codzienną opieką i zapewnieniem bieżących potrzeb sieroty, czy te dwie kwestie traktowane były odrębnie. Na podstawie przekazów testamentowych wnosić możemy, że zwykle zarówno dzieci jak i ich matka otrzymywały prawnego opiekuna, wyznaczonego przez ojca. Miał on przede wszystkim czuwać, aby sierotom nie działa się w przyszłości krzywda, aby majątek na nie przypadły nie został roztrwoniony a także, aby otrzymały właściwie wychowanie i wykształcenie”.

    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

    1. Zwróćmy jeszcze uwagę na fakt, że już wówczas dzieci dostawały kieszonkowe. „Na pierwsze potrzeby twych dzieci dawaj im pensye, niech się uczą wartości i użycia pieniędzy.”

      Polubienie

    1. Najbardziej dbano o stajnie, wozownie, ogrody i szklarnie. Do tego „sfora kilkuset psów par force, piękne i wzorowo prowadzone bażantarnie, liczne dla zwierzyny remizy i konie.” Jak mawiano: „magnacka fortuna, szyk angielski, elegancja francuska, czystość holenderska.” Tylko o higienie zapominano.

      Polubienie

Dodaj komentarz