Urok małych miast i miasteczek

   dzióbek

          Małe miasteczka to taka popękana ceramika retrospekcji prowincji, to takie  nasze mereżki refleksji, czyli  pamiątka przywołań i wspomnień, a wszystko zawarte w dzierganych serwetkach, bieżnikach, makatkach. Szukanie śladów po obserwacjach haftowanych obrusów przeszłości ma swój urok. To tymi ozdóbkami zakrywało się zwyczajną biedę, ponieważ życie w małych mieścinach pokera nigdy nie rozdawało. Brak zakładów pracy i płaca na pograniczu oznaczały przeżycie od pierwszego do ostatniego.  Małomiasteczkowi śnili swój „American dreams” i marzyli o wyjeździe z tej wąskopasmówki na upragnioną wielopasmówkę po wyśnione szerokie horyzonty.

          Słonimski swego czasu ubolewał:  „Już nie ma tych miasteczek, gdzie szewc był poetą, / Zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem. / Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni / Wiatr łączył z polską piosnką i słowiańskim żalem”.  W moim miasteczku szewc malował, zegarmistrz był po studiach, (do dziś maluje, rzeźbi, oprowadza wycieczki), a z kolei fryzjerka pisała do szuflady. Jakżeby inaczej, skoro mieszkała tam, gdzie diabeł mówi dobranoc.

         Małe miasteczka to takie Pacanowy, gdzie kóz nie kują, ale czas biegnie całkiem niespiesznie, bowiem patrzysz w okna przycupnięte przy chodnikach czterech ulic na krzyż i widzisz  tę nić porozumienia międzypokoleniowego, czyli  r a z e m  i tylko kozy brak. Wszystkim znane są historie zegarmistrzów światła małomiasteczkowego, bowiem – proszę was – tu nie można być niezauważalnym, nie można się ukryć, bo każdy wie, who is who, więc skoro świt już miasteczko huczałoby ponad miarę, ponad przyzwoitość i dociekanie (Zabił kumpla laską kiełbasy? Jak to możliwe? Za co? Dlaczego kiełbasą? Może była mrożona? Itepe, itede). Mieszkanie w małej miejscowości  ma  również swoje dobre strony. Zawsze wiesz, kto idzie z przeciwka, więc albo witasz się uchachany od ucha do ucha, albo przechodzisz przezornie na drugą stronę ulicy, bo zombi naprzeciwko, a ty nie chcesz się z nim witać.

           Kobiety na prowincji są odporne niczym ten goreteks na wstrząsy i trzęsienia w kolejnych dobrych zmianach. Zakręcone w tych słoiczkach nie tęsknią do smaku homarów, bo przecież Biedronka ich nie sprowadza, więc tego smaku nie znają. Nie jedzą afrodyzjaków, więc z kolei nie mogą wiedzieć, z czym są lepsze: z sokiem z cytryny, a może  z meksykańskimi sosami na bazie pomidorów, czerwonej cebuli, z papryczką jalapeno czy dodatkami azjatyckimi, na bazie sake lub mirinu. I jeszcze z tym trzeba jakoś żyć.

          Zaplątane w świat „między pluszową kotarą, a kuchnią za kratą”  A. Bursy jadą z miasteczka A do miasta B, by w eksluzywnych galeriach zobaczyć najnowsze trendy i wielkomiejski glamour. Zadziwiające, że skóra z tego powodu ich nie boli, szaleństwa w oczach nie widać, spokojnie wracają do dbałości o domowe pielesze i krzątania wokół zwyczajnej prozy przeżycia.

       Małomiasteczkowi nie fascynują się tym modnym światłowodem dożylnym, nie przetaczają sobie krwi  sławnej peruwiańskiej kozy, nie stosują okładów ze sproszkowanych odchodów słowika… (Chyba nie chcą być młodzi, czy co?)  Pewnie słyszą z tych wielkim światem błyszczących okienek o ogrodzie nieplewionym mód, diet i fit. Zakrywają swoje zakłopotanie serwetkami, zapracowanie znaczącym uśmiechem.  Nie mają czasu na botoks, nie zarabiają na Seszele, więc umierać będą również na stojąco. Jak te jabłonie, jak te drzewa.

        Dawniej  uciekano od syndromu („daleko od szosy”),  pustyni bez kultury i obskurnych bram okupowanych przez „wczorajszych”, bo te bramy – proszę was – SAME WCIĄGAŁY panów trudnych w odbiorze. Oni, niestety, nie pachnieli tym czosnkiem dla bogaczy, czyli modną truflą.  Ale przebijmy kołkiem osikowym tamten czas, kiedy małe miasteczko kojarzono z małymi ambicjami.

           Wprawdzie tu się je obiady, a nie lunch, pije kompot zamiast wodę, nie odgina paluszka od ucha porcelany, wiesza lambrekiny w  oknach,  nie mniej życie w małym miasteczku to obecnie nie wyrok, a spokojna urokliwość. Może właśnie ta  dobra   n i e ś p i e s z n o ś ć  jest atutem? Wprawdzie do pracy trzeba dojechać, ale to nie problem, skoro co kilkanaście minut bus lub pociąg. W bibliotece można korzystać z darmowych komputerów, poczytać prasę, wypić herbatę, w Domu Kultury obejrzeć spektakle, film. I tylko do teatru trzeba dojechać, ale czy mieszkańcy wielkich miast nie dojeżdżają i to czasem dłużej niż z podmiejskich miasteczek. Fenomen tych przyjaznych miejscowości  polega na osobliwości, niespiesznej ciszy i ciepła na twarzy mieszkańców, bo każda ta małomiasteczkowa perełka  ma swoją dramaturgię, historię, tajemnice. (I tylko pozostał żal, że w mojej perle lochy zasypano).

       Obecnie małe miasteczka stały się sypialniami. Stąd dojeżdża się do pracy i wraca do ciszy, porzeczek, spokoju, by nie tylko wypocząć, ale i nabrać tego dystansu do naszego zabiegania o dobra tego świata. Należy się cieszyć, że w Lublinie w 2012 roku odbyła się Pierwsza Debata o Miasteczkach i ich problemach. W kolejnych latach przez polskie miasteczka przetoczyła się dyskusja, co zrobić, by nie kojarzyły się z sypialniami.

         Szkoda tylko, że salon centralny, czyli ów dawniejszy Rynek nie pachnie jak niegdyś  kołaczami, drogerią, garmażerką, mlecznymi barami. Obecnie dookoła Rynku rozsiadły się zimne banki, chore apteki i nachalni pożyczkodawcy, a tu dni nie płyną niespiesznie. Nowe zajrzało do małych, spokojnych miasteczek i nic już nie będzie takie samo.

69 uwag do wpisu “Urok małych miast i miasteczek

  1. Nigdy nie mieszkałam w małym miasteczku, więc nie mam na ich temat zdania. Ani wspomnień. No, chyba, że te z Gminy, ale one raczej nie są miłe. Choćby się w niej mieszkało i 30 lat i tak było się „przyjezdnym”.

    Polubienie

    1. Szarabajko,
      małe miasta są specyficzne, więc też chodzenie po uliczkach ma smak spokoju i refleksji. Szkoda, że u nas nie ma tej mody na remonty zamiast powszechnego wyburzania, a to nowe na jedno kopyto, więc jedynie na starych fotografiach będzie można oglądać to specyficzne budownictwo.
      Serdeczności.

      Polubienie

  2. No to się wydało, w pięknym miasteczku M. lochy zasypano. Mają skarby ! By szakale nie rozgrabili, zasypano. Owszem, te małe miasteczka mają swój osobliwy urok, niestety są już inne niż te, o których wspominasz. Mówię niestety, tamte miały swój specyficzny klimat. Na schodkach przed kamienicami miałeś Wolną Europę, Gromadę, Życie Warszawy itp. Gdzieś, choćby jak u nas w „Rękawie” życie było bujne, radosne. Wiecie co? Koziołek Matołek, ten z naszego Pacanowa to jak Bruksela ! Centrum bajki zrobili, europejskie. Czyli nawet cap potrafi. Mógłbym tak długo: ponad dwadzieścia lat w dużym mieście, dziesięć w małym miasteczku, reszta w najpiękniejszym środowisku, czyli na wiosce. Trochę się już widziało. Powiem, wszędzie było mi dobrze. Pozdrawiam. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jędrku,
      Z tymi lochami to akurat prosta sprawa, miasteczka nie mają pieniędzy.
      Małe jest piękne, co widać na przykładzie Pacanowa, bo tam szansę wykorzystano w całej rozciągłości. Jest wiele urokliwych miejscowości, które czekają na swój dzień, by mogły być pokazane w innym ujęciu.
      Serdeczności.

      Polubienie

  3. Ja , tak jak Jędrek. Mieszkałem od dziecka w małym, później w wielu średnich i dużych, a nawet w kilku wielkich. Akurat nie wielkość była dla mnie decydująca, a raczej zupełnie inne sprawy. Dzisiaj wielkie miasta przerażają mnie wymuszanym pędem życia, ściskiem, korkami, brakiem możliwości zaparkowania tam gdzie mam potrzebę.
    Żyje się tu inaczej niż w wielkich miastach, bo i ludzie ukształtowani przez dawne siermiężne warunki nie potrafią żyć z rozmachem, a do tego na kredyt. Faktem jest to, co wspomina szarabajka. Tu na zawsze będą miejscowi (rdzenni) i przyjezdni, wobec których obowiązuje wzmożona czujność i ostrożność.
    Już bym się nie zamienił

    Polubienie

    1. Tatulu,
      siermiężność ma swoją cenę, sam to zauważyłeś. W małych miasteczkach widzę wiele rozsądku i praktyczności.Moje znajome nie rzucają się na to, co modne. Ostatnio projektantka lansowała pieska ze skrzydłami do salonów. Podobno porusza… Nie wiem, co i komu, bo mnie tylko brwi do góry, a nie o to chyba chodziło.
      Serdeczności.

      Polubienie

  4. Witaj… temat małych miast, miasteczek jest mi szczególnie bliski, czego dowodem jest to, o czym opowiadam w kawiarence, a także fakt, iż właśnie w prowincjonalnej atmosferze miejsko-wiejsko-osadowej się wychowałem.
    Powoli przemija czar i urok tych miejscowości, w których albo diabeł zaczyna mówić „dobranoc”, albo też starają się być one mniejszym bratem wielkiej metropolii – nie zawsze z powodzeniem.
    Wydaje mi się, że wprawdzie bezsensem jest oczekiwać, aby w takim miejscu powstawały opery i wieżowce mieszczące biura światowych firm, to jednak należałoby się zastanowić nad tym, aby nie wszyscy z miasteczka wyjeżdżali „za pracą”, aby nie było konieczne za każda filmową premierą rozjeżdżać się po świecie i tak dalej. Wielkie miasto daje wprawdzie więcej możliwości, stwarzając mnogość wyborów własnej drogi życia, lecz przecież pamiętać trzeba o tym, że poza robieniem kariery wypadałoby gdzieś sobie w spokoju pomieszkać i nie być przy okazji tak strasznie anonimowym… pozdrawiam

    Polubienie

    1. Smoothoperatorze,
      Twoje miasteczko jest idealne, a ludzie tu mieszkający dobroduszni, prawdomówni, życzliwi i tolerancyjni. W realu tak nie jest, często widoczna dulszczyzna denerwuje i to, co powie pani w warzywniaku.
      Serdeczności.

      Polubienie

  5. Coraz mniej tych klimatycznych miasteczek, o których piszesz Ultro. Sama mieszkam lub raczej mieszkałam w małym mieście, piszę w czasie przeszłym, bo to miasto w dzisiejszej dobie tak zbliżyło się do dużych, że nie mamy kompleksów. Co cenię sobie, to możliwość dojścia wszędzie piechotą, od lat nie korzystam z MPK, wyludnione ulice w dni świąteczne, blisko do pracy, biblioteki itp.
    Do dużego miasta mam bliżej, niż w Poznaniu z osiedla na osiedle, a artyści coraz chętniej i coraz częściej przyjeżdżają, czasami tylko ceny za bilety są zaporowe…
    Ale na obrzeżach i w starych dzielnicach miast znajdzie się jeszcze coś z tych małych miasteczek, jak w opowiadaniach Andrzeja.

    Polubienie

  6. ~Dreptak Zenon

    Małe miasteczka wzorem metropolii wzięły się za porządkowanie i zapewnienie spokoju wszystkim. Handel zlikwidowano, rynek wyrównano i wymieciono wszystko co mogło być prowincjonalne, albo nie pasowało do centrum miejscowości i zaczęło się powoli upadanie wszystkiego. Zakłady rzemieślnicze zniknęły, małe sklepy i sklepiki zniknęły, o kramach szkoda mówić, a do kawiarni nikt nie zachodzi, bo po co? Na nowych osiedlach powstały trzy „biedry”, na jednej wylotówce Lidl, na drugiej Aldic – po co zaglądać do rynku? Żeby sobie zdjęcie z jedną fontanną i zabytkowym ratuszem zrobić? Jest jeszcze poczta i filia banku, ale też nie w centrum, tylko przy nowym urzędzie powiatowym, albo gminnym. Prawdę mówiąc, po tych porządkach to całe centrum miasteczka stało się zbędne i bezużyteczne. Zbędny balast. Przyjdzie kolejny kryzys to się wyburzy, albo samo się zawali. Takie perspektywy.

    Polubienie

    1. ~Dreptak Zenon

      A, zapomniałem o obwodnicy! Ona służy nie do komunikacji tylko izolacji – ktoś zapomniał o zjeździe – teraz trzeba jechać parę kilometrów za miasto, żeby można było do niego wrócić „serwisówką”.

      Polubienie

      1. Dreptaku,
        masz rację, bo tam, gdzie wybrano nieodpowiedzialnych ludzi na stanowiska, wieje grozą. A jeszcze te układziki do tego. Nic dziwnego, że małe miasteczka upadają.
        Pozdrawiam.

        Polubienie

      2. Zenonie,
        z tą obwodnicą to cały horror. Znaki drogowe wprowadzają w błąd albo kierują w stronę mało znanych miejscowości. Nieoznakowanie powoduje, że bez GPSa nie da się dojechać.
        Serdeczności.

        Polubienie

  7. ~Bet

    A u mnie odwrotnie: Duże miasto jest moją sypialnią, a większą część dnia i całe zawodowe życie spędzam na wsi. Współczesna wieś niewiele różni się od miasteczka więc mieszczę się w temacie Twojej notki. I bardzo sobie ten układ chwalę. Najbardziej chwalę sobie współpracę i kontakty z miejscową „wsiową” społecznością.

    Polubienie

    1. Bet,
      masz ten komfort, że kiedy zawieje, możesz przenieść się do odśnieżonych chodników. Żartuję. Współczesne wsie i miasteczka są z reguły zadbane i nie różnią się od wielkomiejskich. Gdyby jeszcze sposób myślenia był podobny…
      Serdeczności.

      Polubienie

  8. ~Lena Sadowska

    Witaj, Ultro.

    Znam takie jedno Miasteczko, gdzie dachy wciąż kryje się „ternitem” (nieważne czy to blacha, czy papa), nad rzeką tętni życiem sezonowe centrum rozrywki i kultury o wdzięcznej nazwie „Smaczek”, a zamiast imion używa się formy opisowej typu „Jaśka Od Nowaków Zza Lasu Drugi Syn” 🙂
    Do prawnika i banku jeździ się do większego miasta bo „u nas, zasadniczo – nie przyjął się”, po warzywa i chemię chodzi się do „Geesów”, a najlepszy chleb jest „u Kowalczuka (to nie nazwisko) – Bo Jego Dziadek Był Kowalem – Za Górką” 🙂
    Żadne markety za wyjątkiem Biedronki też „się nie przyjęły”, a Doktorka „urzęduje raz w tygodniu”.
    Bywam tam od czasu do czasu i ma to swój urok, ale nie wiem, czy chciałabym tam zamieszkać.
    Z jednej strony urzeka mnie spokój, z drugiej – niepokoi zupełny brak anonimowości. Jestem tam „swoja” ze względu na rodzinę i wszyscy czują się w obowiązku (to nie wynika ze wścibstwa) wiedzieć o mnie wszystko 🙂

    I masz rację – mnóstwo w tych domach przepięknych, ręcznie robionych bibelotów.

    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

    1. Leno,
      odmienność miasteczek polega na trwałości przekonań powielanych z pokolenia na pokolenie. Wykształcony czy nie powie „stara panna”, a nie singielka, chłop to chłop a nie baba itd. Uważam, że formy językowe, które tu wyodrębniłaś, powinny być utrwalone, choćby dla potomnych. Ten dawny świat odchodzi i młodzi nie będą pamiętać o zwyczajach.
      Serdeczności.

      Polubienie

      1. Lena Sadowska

        Pewnie, że polega. O moim, wtedy jeszcze Niemężu, mówili: „Ten Twój” 🙂

        I nie podpuszczaj, Ultro z tym utrwalaniem form językowych, bo potem będziesz zmuszona czytać moje gnioty o „Franka – Od Zaleszczuków Zza Boru Co Jego Babka Takie Byleco Była – Trzeciej Córce ” 🙂

        Pozdrawiam 🙂

        Polubienie

  9. Osobiście zauważam zamieranie mojego miasta, przynajmniej w części rynku. Wieczorem mało kto tędy przechodzi, lokalne sklepiki mają problem, żeby się utrzymać. Życie przeniosło się do marketów i z przerażeniem obserwuję, że ludzie nie potrafią wypoczywać, lecz ciągle coś gna ich aby wychodzić z domu i kupować, kupować, kupować…
    Markety są oblegane od samego rana, więc czasem nawet trudno znaleźć miejsce na parkingu.
    Za to obrzeża miasta są spokojne, niespieszne i tu ludzie najchętniej się przenoszą. Niby niedaleko do miasta, ale życie inaczej się toczy 😉
    Osobiście nienawidzę zgiełku wielkich miast i współczuję, jeśli ktoś musi tak mieszkać. Lubię swoją ciszę, ptaki za oknem, czasem jakaś sarna wyskoczy z okolicznych chaszczy, albo jeż się przetoczy drogą.
    Sielanka, panie, sielanka 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ariadno,
      właśnie dla tej sielanki obecnie coraz więcej ludzi wybywa z miasta. Znam takich, którym zamarzyło się zobaczyć wreszcie gwiazdy i horyzont, więc przenieśli się na wieś. Żyją bliżej i zgodnie z naturą.
      Serdeczności.

      Polubienie

      1. Ariadno,
        mówią, że nie wystarczy się przenieść, jeszcze trzeba odstawić telewizor, a wtedy nawet kury niosą więcej jajek i zając pod miedzą weselszy.
        Pozdrawiam.

        Polubienie

  10. Znam takie miasteczko, właściwie miasto, moje rodzinne, ukochane. Dzisiaj nie przypomina zupełnie tego z mojej młodości. Rozwija się, jest nowoczesne, działają prężnie instytucje kulturalne.
    Zawsze kiedy tam jadę serce bije mocniej.
    Pozdrawiam Ultro:)

    Polubienie

    1. Elu,
      te miasteczka przyciągają rodzinnością do czwartego pokolenia. Co drugi wujek albo ciotka. Sama jestem przyszywaną ciocią dla kilku już dorosłych ludzi. I ta niespieszność. Rzadko kto biegnie i potrąca. Nawet zegar na kościelnej wieży bije wolniej, tak mi się przynajmniej zdaje.
      Serdeczności.

      Polubienie

    1. Grażynko,
      masz rację, niektóre miasta upodabniają się do wielkomiejskich molochów. Fundują sobie sieciówki, galerie i całymi kilometrami trzeba jeździć, by kupić tę musztardę. A przy okazji do koszyka wrzucić kilka innych rzeczy, choć tylko musztarda była nam potrzebna. Już modne i tu są spacery do sklepów, by spotkać znajomych.
      Serdeczności.

      Polubienie

  11. Ja od zawsze mieszkam na peryferiach dużego miasta, jak to niegdyś nazwała moja teściowa w „kaczych dołach” i dobrze mi z tym, co prawda bez samochodu jest ciężko się stąd wydostać, ale za to jakie widoki i cisza, tego bym nie zamieniła na żadne miejskie życie. To fakt, brakuje mi czasem czegoś takiego jak wyjść z domu i pospacerować wśród sklepów, czy iść do parku, a tak to już jest trochę większa wyprawa.

    Ostatnio zauważyłam, że wielu ludzi ucieka z centrum na obrzeża miast, peryferie, bo tam jest więcej miejsca i spokojniej, a także wbrew pozorom bezpieczniej. W sumie szczerze powiedziawszy, to zaczyna się na wsi robić miasto. Buduje się coraz więcej domów i osiedli, na których jest sklep, przedszkole, różnego rodzaju firmy usługowe, a tego wszystkiego najczęściej pilnują ochroniarze. Role się odwróciły, kiedyś ludzie uciekali do cywilizacji, a teraz uciekają od cywilizacji 😉

    Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

    1. Gabuniu,
      trafnie zauważyłaś, że wielu ludzi świadomie ucieka na wieś, by żyć wolniej, mniej intensywnie i słyszeć o brzasku śpiew ptaków i oddychać mniej zanieczyszczonym powietrzem.
      Serdeczności.

      Polubienie

  12. Tuż nad Biebrzą rozsiadło się miasteczko Goniądz, Brzydkie niemiłosiernie, jak to podlaskie mieściny. Gdybym jednak mógł, zamieszkałbym tam od jutra, Nie na bagnach i nie we wsi, tylko właśnie w tym miasteczku.

    Polubienie

  13. Jak pięknie o tym napisałaś, tak się zaczytałam w Twoim tekście, że od razu zaczęło mi się podobać w moim miasteczku. Chociaż ono już nie jest takie same jak kiedyś było. Kiedyś był szewc, była apteka, kwiaciarnia, bar a teraz już nie ma. Pozostali się tylko ludzie ci starsi, bo wszyscy młodzi uciekają do miast. Biedni, niewiedzą co tracą 🙂
    Mimo tych braków o jakich napisałam, w życiu i za żadne skarby nie chciałabym się stąd wyprowadzić, no chyba, że… na wieś.

    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

      1. JaGa

        Żebym ja tak pięknie umiała pisać, opowiadać jak Ty Ultro, to może bym i coś opowiedziała. A wiesz co mi najlepiej wychodzi: gotowanie i jakieś prace manualne, oraz dawanie rad. Tak czy siak – pisanie pozostawiam Tobie 🙂
        Uściski.

        Polubienie

  14. Ja mieszkam w mieście innym niż te opisane, w takim…hm… duzym, ale bardzo prowincjonalnym. na tyle dużym, że jest cudownie anonimowo, bo to lubię, a na tyle jednak małym, że urokliwie, cicho i spokojnie bywa. Szczególnie na obrzeżach, a tam sobie trwam, nie słysząc u siebie w ogóle wielkomiejskiego szumu, do którego w kilka minut mogę zawsze podjechac. I za nic nie chcę mieszkać gdzie indziej – stolica mnie na dłużej męczy, a miasteczka maleńkie niestety nudzą. Duża prowincja to jest to 🙂

    Polubienie

    1. Aniu,
      te prowincjonalne miasta i miasteczka mają swoisty i niepowtarzaly klimat, inny sposób bycia, a nawet inny tok rozumowania. Ile czasem nałamałam sobie głowy nad zrozumieniem małomiasteczkowej mentalności, gdzie mężczyźnie więcej wolno, nie pije – znaczy chory, a podwójna moralność normą. Jednak lubię to miasteczko, ponieważ spędziłam tu nieomal połowę swego życia.
      Serdeczności.

      Polubienie

  15. Jestem właśnie z małego miasta. Nie przypomina tamtego, z lat 60-tych, najmilszego mi, choćby dlatego, że byłam młodziutką dziewczyną. I wszystko było inne.
    Miasto sporo rozrosło się. Ale to ludzie najbardziej się zmienili. Z mentalnością wielkomiejską, z zachowaniami dzisiejszymi, tak bardzo współczesnymi. Znak czasu.
    Ciągle tutaj mieszkam. I chociaż wygodniejsze to życie to jednak tęsknię za tamtymi latami, za więzami sąsiedzkimi, bliskością. Teraz nikt nie ma na takie rzeczy czasu. I potrzeby. Wiec i ja ograniczam kontakty do bardzo małego grona. Ale tutaj mam swoje miejsce, najdroższe. Pozdrawiam serdecznie, Ultro :))

    Polubienie

    1. An-Ulu,
      jedne miasta będą się rozwijać, inne zamierać. To też znak czasu. Powrotu nie ma i nawet nikt by nie chciał, ale kiedy zobaczyłam stare zdjęcie targowiska, a na nim szwarc-mydło i powidło i furmanki z końmi, pomyślałam: jak dobrze, że jest ta fotografia.
      Serdeczności.

      Polubienie

  16. ~Molekułka

    W uproszczeniu można podzielić ludzi na typy żyjące w wirtualnym świecie , w realnym świecie i tych żyjących w rozkroku ,jedną noga w wirtualnym a drugą w realnym świecie. Są jeszcze tacy, co żyją w świecie swojej wyobraźni ,to odmiana tych żyjących w indywidualnym wirtualnym świecie.Problem w tym ,że już jest coraz więcej ludzi żyjących w wirtualnym świecie ale są przekonani że żyją w realu .
    Pozdrawiam :))

    Polubienie

  17. ~Antoni Relski

    Najbardziej dosadny opis małego miasteczka dał Witkacy w wierszu – Do przyjaciół gówniarzy.
    Tam nieźle obsmarował nie Pacanów ale Kielce . To też w końcu ten sam region

    Polubienie

    1. ~Tetryk56

      Kielce miał ponoć jako wzór biskup Krasicki, opisując miejsce akcji w swej „Monachomachii”:
      Były trzy karczmy, bram cztery ułomki,
      klasztorów dziewięć – i gdzieniegdzie domki…

      Polubienie

      1. Tetryku,
        kompleks małych miejscowości był dawniej tak wielki, że moje koleżanki nie kazały mówić szerszemu gronu, gdzie mieszkają. Jedna mieszkała w Kłaju, słynnym z dowcipów („Babę w Kłaju uderzył piękny widok. Spadł jej na głowę malowany obraz ze ściany”), a druga w pogardzanych „Michałkach”. Obecnie gmina Michałowice to znana sypialnia Krakowa, gdzie za 9 arową działkę trzeba zapłacić 132 tys., a są i dużo droższe.
        Serdeczności.

        Polubienie

      2. ~Tetryk56

        Na trasie Tarnów – Kraków tylko dwie miejscowości miały znane slogany reklamowe:
        – Poznaj swój Kłaj
        – Jak się pożenim, to się Okocim/b>

        Polubienie

    2. Antoni,
      o studentach dawnego WSP w Kielcach mówiło się, że studiują w Wyższej Szkole Podstawowej, chociaż do ambitnych Kielc dojeżdźali profesorzy z Krakowa i Warszawy.
      Ale i tak nic nie przebije kawałów o Wąchocku. Dlaczego kobiety w Wąchocku szyją chłopom majtki z folii?
      – Bo pod folią lepiej rośnie!
      – Dlaczego w Wąchocku jest teraz świeże powietrze?
      – Bo ludzie nie otwierają okien.
      Serdeczności.

      Polubienie

  18. Kiedyś syn obwiózł mnie po niewielkich miasteczkach na zachodzie Polski i czasami ich mieszkańcom zazdrościłam ciszy i spokoju.
    Dzięki dotacjom z Unii Europejskiej rynki były pięknie wyremontowane, a szczególnie urzędy miasta, zaś im dalej od rynku, tym większy bałagan.
    Teraz ci, którzy mają na zbyciu kilkaset tysięcy złotych, kupują domy w miasteczkach lub wsiach, aby je wyremontować i zamieszkać i wcale im się nie dziwię.
    Serdecznie pozdrawiam, ale nie słowami Andrzeja Bursy o tym, gdzie ma małe miasteczka.

    Polubienie

    1. Aniu,
      taktownie nie napisałam, gdzie je ma, ale myślę, że teraz tak by nie napisał. Zresztą, sama wiesz, że prowincja mieści się w głowie: „- Dlaczego nie można dojechać do Wąchocka pociagiem?
      – Bo lekarz sołtysowi zalecił dużo żelaza i szyny rozkręcili”.
      A przy tym trzeba wiedzieć, że Wąchock jest miastem, więc nie posiada sołtysa.
      Co mają powiedzieć mieszkańcy Swornychgaci, Pomyj, Twarogu Ruskiego, Zimnej Wódki, Białego Kału, czy Hujowej Górki. A ludzie żarty lubią.
      Serdeczności.

      Polubienie

      1. Kiedyś, chyba w „Angorze”, czytałam najdziwniejsze nazwy polskich miejscowości, poza tym sama kolekcjonowałam, oczywiście tylko w głowie, nazwy mijanych stacyjek, gdy jechałam pociągiem.
        Nie wiem, dlaczego śmieszyły mnie Podjuchy i Bożejewiczki.
        Do tej pory uwielbiam wiersze Andrzeja Bursy, poza tym dość dokładnie omawiałam je na studiach. a były to czasy, że tomiki Bursy były nie do kupienia.
        Wtedy też zaraziłam Bursą pewną siódmą klasę (choć nie był w programie). Właśnie od tej klasy dostałam w prezencie niewielki tomik, który służy mi do dziś, choć w dobie internetu wszystko można znaleźć, nie biorąc książki z półki.
        Pozdrawiam niedzielnie.

        Polubienie

      2. Andrzej Bursa, poeta wyklęty, swego czasu był niezwykle popularny, bo też nie dał się zaszufladkować
        „Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem
        hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory
        Dzięki Ci za to Panie
        Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem? ”
        Właśnie…
        Pozdrawiam

        Polubienie

  19. ~szczur z loch ness

    Gdyby zgodnie z tezą tekstu założyć, że pojęcie „małego miasteczka” stanowi określony abstrakt, o pewnych, niezbywalnych cechach charakterystycznych dla takiego pojęcia, to powstaje wątpliwość, co do samej trwałości, a może nawet wartości tych cech, skoro utworzenie jednego, czy też dwóch dyskontów z dnia na dzień może zburzyć ową konstrukcję. Z „małej ojczyzny” pozostaje sypialnia z kłopotliwym dojazdem, a z więzi międzyludzkich głównie rozważania kto jeszcze został, a komu poszczęściło się i wyjechał.
    Serdeczności z Krainy Loch Ness 🙂

    Polubienie

    1. Sokole,
      trudno uwierzyć, że w tej miniaturze zmieściły się dwie Biedronki, Galeria, Tesco, Intermarche’ i Lidl, a to tylko spożywczaki, więc socjologowie mają możliwość sprawdzić, jak sieciówki wpływają na jakość, a przede wszystkim wartość życia w małej ojczyźnie (A ta jest wszędzie kiepska, bo dookoła pełno Kiepskich). Ubolewać jedynie wypada, że tu nie kupię, jak w tej Japonii pralki dla psa, do której wkłada się zwierzę, by wyjąćpotem czyste i suche.
      Serdeczności.

      Polubienie

  20. Nigdy w małym miasteczku nie mieszkałem. Mam wielu znajomych, którzy w miasteczkach się urodzili, większość uciekła do dużych miast. Ciekawe, że ci ze wsi częściej wracali w rodzinne strony.
    Ale dużo jeżdżę po różnych miasteczkach i naprawdę więcej je dzieli niż łączy. Inaczej wyglądają te w orbicie wielkich metropolii, a inaczej te, gdzie do dużego miasta jest solidny kawał drogi. Bardzo wiele zależy od regionu kraju. W łódzkim większość miasteczek jest zaniedbanych, ale są też takie pięknie odnowione, jak Łęczyca lub prężnie rozwijające się jak Uniejów. W Wielkopolsce w okolicach Leszna chyba wszystkie są pięknie odnowione.
    Nie wiem czy chciałbym żyć w miasteczku, pewnie wybrałbym wieś – ostatecznie na wsi mam dom i wiem, jak tam się mieszka. Co ciekawe zimą na mojej wsi drogi są szybciej i lepiej odśnieżone od chodników w mieście.

    Polubienie

    1. Hegemonie,
      do mieszkania w miejscowościach, gdzie jesteś cały czas na cenzurowanym, trzeba się dostosować, bo tu nie jest się anonimowym człowiekiem. Zauważ, że nawet na wsiach ludzie zaczynają się izolować, odgradzać murowanymi płotami z napisem „groźny pies”.
      Serdeczności.

      Polubienie

  21. Znam taką jedną miejscowość, nie miasteczko, a wieś. W miejscu tym można jeszcze odnaleźć urokliwości, może nieco inne, aczkolwiek podobne do tych, o których piszesz. To taka ocalała Atlandtyda. Niestety – zabija ją powoli dążenie do osiągniecia serialowej rzeczywistości. Aż przykro patrzeć na to, jak seriale typu „Klan”, czy inne może jakieś teraz (nie wiem, bo nie śledzę serialowych nowości) zmieniają potrzeby i priorytety w życiu ludzi z tego urokliwego zakątka.

    Polubienie

    1. Iwonko,
      powszechne jest to MIMEZIS, czyli naśladowanie, ale nie to znane z dzieł Platona naśladownictwo mistrzów, a głupawych celebrytów pokazujących metki na ściankach i jeszcze głupszych seriali, w których wzorem stał się kieliszek w ręku i prośba: kochanie, musimy porozmawiać, idziemy na zakupy, bo mam zły dzień. A pieniądze spadają z nieba.
      Serdeczności.

      Polubienie

Dodaj komentarz