Świetlane życie w tych wielkomiejskich światłach

        Hallo, jesteś z miasta, czyli żyjesz w tyglu ludzkiego roju. Ten rój nie wytwarza miodu, a produkuje śmieci oraz swoisty zapach spalin zmiksowanych z  cuchnącymi zsypami, odchodami, smrodem rozkładających się rzeczy, potem ubrań, fetorem ścieków, słowem, odpadami naszego życia. Strach pomyśleć, co będzie, gdy przyjmie się lansowana teza, iż częste mycie nie jest wskazane, a jeśli prać, to tylko w orzechach.

miast

          Światła miasta to osobny temat, choć większość ślepo wpatrzona w to rozbłyskane migotanie, więc jak te ćmy opalają sobie skrzydełka. Rój ludzki  przestrzeń  dodatkowo doświetla świecącymi smartfonami nawet przejścia dla pieszych, czy miejsca spacerów z dziećmi. Miasto nęci wygodą, ciepłem, lepszym dostępem do opieki medycznej, kultury, a przede wszystkim  rozrywki full wypas – dopóki jest zdrowie.

             Miasto widziane okiem przyjezdnego jawi się jako miejsce niezbyt przystępne, ponieważ daje odczuć swoją wyższość nad resztą świata, czyli słoikami. Przybysza zaskoczy fakt, że w aglomeracji miejskiej może wszystko dzielić. Nawet ten przysłowiowy stół także inicjuje podziały. Obecnie właściwie tylko prowincja je obiad; wielkomiejscy idą na lunch lub lunch break („Wiesz, ostatnio na lancz brejku usłyszałem anegdotkę, że jak kolega wraca z pracy, to jego komputer na dzień dobry macha jostickiem”).

          Na lanczu je się kaszę kinoa z solą himalajską i sałatką sacla, pina coladę zamiast mannę na słodko, czy kkwabaegi, bo lepiej brzmi niż pączki. Ludzi dzieli też dress code, gdzie ważny jest nie tylko fason szaliczka, ale i sposób jego  wiązania. Dzieci przyjezdnych od razu zainteresowane są pieniędzmi w fontannach („Tato, patrz, jacy rozrzutni, a potem będą mówić, że im brakuje”).

             Ścisk straszy odmiennością, budzi lęk („Ale asfalt”, „Nie podchodź za blisko do tych tatuaży”). Bolą kolejki po wszystko, a przecenione chińskie bokserki czy warzywna sałatka ( a jeszcze trzy dni temu była droga, bo była wtedy pewnie  świeższa) idą jak te ciepłe, odmrożone bułeczki. Tylko tu usłyszysz w domofonie: Proszę otworzyć, przynoszę rozdać nowe fanty. Na pytanie: –  Jakie?, usłyszysz: – Nowe promocyjne ceny ciast i ciasteczek. Inna rzecz, że to było już po świętach. Tu znajdziesz salony od manicure po salony masażu, których jest bez liku. I tak ajurwedyjski na cztery ręce za 340 zł, ugniatający lomi lomi nu za 320 zł, dotyk orientu dla dwojga za 500 zł. Wymasować możesz sobie wszystko, nawet pępek i pewnie nie wiesz, że ten masaż pępka stymuluje pracę mózgu, a ponadto obok  pępka znajduje się punkt energii życiowej i twojej namiętności. Hit. Jest na co wydać ciężko zarobione pieniądze.

          W mieście mówi się takim językiem  langłisz. Tu się czelendżuje, kołczuje, diluje. I nieważne, czy it make sense. Nie o sens chodzi, a wyróżnik. Mówi się ASAP, czyli tak szybko jak się da. Czas nagli. Urgent! Ten ardżent to super ważna informacja, a jeszcze trzeba podać informację zwrotną, czyli fidbek (feedback), a potem update, aptejdujemy, by uaktualnić, więc z kolei bierzemy owertajmy (overtime), nadgodziny, ponieważ od zrealizowania tego taska (zadania) będzie zależało… I tu wstawiamy w zależności: samoocena, zazdrość kolegów, pozycja, samopoczucie, poklepanie przez szefa, podziw koleżanek.

              Podobno ewolucja przygotowała nas do życia bardziej na sawannie i w wiejskich ostępach niż w dżungli miasta. Warto o tym pamiętać, gdy rozkoszujemy się paradoksalną samotnością w tłumie i zgiełku ulicznego molocha. Chronimy się przed hałasem i smogiem w czterech ścianach ulubionej sieci z tym kotem (psem) na pocieszenie, bo przecież trzeba kogoś kochać. Potem to już można zjeść rurkę ze sztuczną śmietaną w galerii, burgera w Donaldzie, odwiedzić romantyczne KFC, aby odebrać kubełek skrzydełek i popić Colą Zero. Niejako przy okazji weź pastylkę na sen, na dobre samopoczucie, na talię osy, na zmęczone powieki, na kości, na żołądek, czyli białe, różowe, żółte i te niebieskie. Pozostanie jeszcze marzenie o abonamencie na ten upragniony święty  s p o k ó  j.  Masz czego chciałeś, czyli świetlane życie w swoim mieście.

68 uwag do wpisu “Świetlane życie w tych wielkomiejskich światłach

  1. Gratuluję poczucia humoru w te pochmurne dni – jest faktycznie tak, jak piszesz i dlatego, gdy odwiedzam duże miasta czasami sie dziwię, ale coraz rzadziej , bo i do małych miast te absurdy docierają.
    Za to gdy wychylić trochę nos za miasto, to i gwiazdy lepiej widać…
    Miłej niedzieli życzę 🙂

    Polubienie

    1. Asiu,
      sama myślałam, że opis miasta zbyt przejaskrawiony, tymczasem psychiatrzy uważają, że większość chorób współcześnie spowodowanych jest przez niekorzystne oddziaływanie miasta, a największym paradoksem jest to, że w tym tłumie człowiek jest i zagubiony, i samotny.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  2. Chyba nieco przesadziłaś z tym zabieganiem w mieście. Wzięłaś na tapetę tylko goniących za karierą/ awansem urzędników, a przecież są też inne zawody.
    Błagam, napisz, jak się pierze w orzechach 😉 i ile trzeba ich wrzucić do pralki.
    Dodam, że to tylko zwykła ciekawość, bo orzechy wolę zjeść lub pokruszone dodać do panierki.
    Gorąco pozdrawiam.

    Polubienie

    1. ~Kneź Okrutnik

      To są same łupiny z orzechów. One wcale nie są takie jak nasze, tylko egzotyczne. Poza tym nie nadają się do automatu i podobno są mało skuteczne. Podejrzewam, że po zjedzeniu tych specjałów można by uzyskać słynny efekt piany na pysku. Ever (cokolwiek to nie znaczy?)! 😀 😀 😀

      Polubienie

      1. Kneziu,
        swego czasu łupinami handlowano na bazarach, na wszystkim można zarobić, ponieważ ludzie każdą bzdurę kupią. Oprócz prania orzechy reklamowane są jako naturalny środek czyszczący uniwersalnego zastosowania, jako
        preparat czyszczący w zmywarkach do naczyń, nawet jako szampon do mycia włosów, specyfik do czyszczenia srebra oraz środek do pielęgnacji zwierząt.
        Pozdrawiam.

        Polubienie

      2. Kneziu,
        łupiny tych orzechów pienią się, gdyż zawierają saponiny, które wydzielają się pod wpływem temperatury, tworząc pianę. To już lepiej wrzucić nasze rodzime rośliny strączkowe, czy mydlnicę lekarską. Też się pienią, co zresztą obserwują panie gotujące groch, kiedy na wierzchu tworzy się piana.
        Zasyłam pozdrowienia.

        Polubienie

      3. Tatulu,
        łupiny się pienią, więc mamy w podświadomości, że upiorą. Tymczasem czeski Ekolist przetestował te orzechy i wyszło, że skuteczność jest taka, jakby prało się w samej wodzie. Ale jak ktoś musi płacić za indyjskie cudo, to niech płaci. Tylko niech nie myśli, że podkoszulek będzie biały, bo nie będzie.
        Zasyłam pozdrowienia.

        Polubienie

    2. Aniu,
      te łupiny z orzechów reklamowane są jako eko, ale jakie to eko, kiedy trzeba zanieczyścić powietrze i ziemię, by przywieźć je z Indii. Ci, którzy testowali, piszą:
      „orzechy są wydajne, wielofunkcyjne, nie powodują alergii, wodą z prania można podlewać ogródek (jeśli się go ma). Tylko co z tego, skoro nie piorą?”
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

      1. Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Mamy działkę, której nie trzeba podlewać, bo jest niesamowicie mokra. Może gdyby te łupiny osuszały mi działkę, to warto by się było nimi zainteresować.
        Pozdrawiam.

        Polubienie

      2. Aniu,

        za to możesz rozsypać orzechy, jak w tej wodzie się zapienią, możesz pobierać opłaty za oglądanie spienionego ogrodu.
        Zasyłam pozdrowienia.

        Polubienie

  3. Ultro, wzięłaś pod lupę wielkie miasta, bo w mniejszych, takich choćby z jakiego pochodzę, ok. 60 tys. mieszkańców, życie płynie powoli, od 18 na ulicy mało kogo spotkasz, wieczorem nie ma gdzie pójść a o lunchach czy break lunchach tam kompletnie nie słyszeli. Wiem, bo „badam” to ilekroć mamę odwiedzam. To był też powód, że stamtąd uciekłam. A w stolicy jest, jak piszesz, ale ja znam to tylko z opowieści młodych ludzi, mojego zwyczajnego życia twoja lupa nie objęła.

    Polubienie

    1. Iwonko,
      uśrednianie zawsze będzie kogoś raniło i mijało się z prawdą, tymczsem faktem staje się szukanie idealnej przestrzeni miejskiej, w której wszystkim żyłoby się lepiej. Te filtry nie dotyczą tylko smogu, ale i świadomości, że ludzie muszą zmienić sposób myślenia i częściej wysiadać z tego samochodu.

      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  4. ~Wilma

    Ultro kochana, o czym Ty do mnie piszesz? Jam tu ze wsi, ja tu nie rozumieć o co biega, ja tu mieć spokój i wolność i piękną przyrodę i ciepłe spojrzenia współmieszkańców. Miasto? A gdzie to jest? Myślałam, że po za moją wsią świat się kończy….. 😉
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Polubienie

    1. Wilmo,
      są dwa oblicza miasta. Jedno to praca, rozrywka i wygoda, a drugie to zgiełk, hałas, stanie w kolejkach, oddychanie smogiem, zatrucia. Wybrać można, ale trzeba mieć świadomość, że w małych miatach i na wsi pracy nie ma, a przynajmniej nie dla wszystkich, więc młodzi ruszają do miast i myślą, że tu znajdą arkadię.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  5. Piszesz o „stolycy”. Pozostałe polskie miasta chyba nie są „wielkie”. Moje rodzinne miasto 500+ tys. mieszkańców – po zmroku śpi. Jeśli coś się dzieje, to tylko latem i tylko wokół Starego Rynku. Ale i tak uciekłam na wieś. A święty spokój? Moja mama mawiała, że dopiero po śmierci 😉 Ale… czy ten święty spokój, to coś dobrego? Mnie to kojarzy się z egocentrykami i samolubami. Święty spokój można mieć gdy nie kocha się nikogo i o nic i nikogo sie nie dba. Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

    1. Haniu,
      myślę, że opisywane problemy dotyczą również mniejszych miejscowości, choć w innej skali. Nie traćmy głowy, bo to życie lepsze czy gorsze jeszcze chce nas przytulić, zarówno na wsi jak i w mieście.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  6. Znam życie w średnim i małym mieście, także na wsi. W wielkich miastach tylko bywałem. Wszystko ma swoje blaski i cienie. Znam takie powiedzenie: „dobrze żyć w mieście, ale ze wsi mi jeść przynieście”. Dzisiaj warunki mieszkaniowe, w tych różnych miejscach, aż tak bardzo od siebie nie odbiegają. Możliwości pracy, zarobków, nauki bywają oczywiście zróżnicowane. Zawsze trzeba mierzyć siły na zamiary. Wiele zależy od nas samych. Bywa trudniej jeśli w rodzinie są „pracusie” i „hamulcowi”. W moim środowisku wielu wyjechało do stolicy W-wy, także do królewskiego Krakowa, ale też powróciło z miast na wieś lub obrzeże naszego 20-tysięcznego miasteczka, budując sobie domy. Jak być powinno? Kto to wie? Ja z takimi sprawami nie mam problemów. Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

    1. Jędrku,
      nie wmówi mi żaden Krzysiu, że on w tej Warszawie młodym jest po tym liściu sałaty. Sam fakt, że oddycha powietrzem z całą tablicą Mendelejewa i ma stresującą pracę, już powinna dać mu wiele do myślenia.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  7. ~Kneź Okrutnik

    Swego czasu w otoczeniu samych oryginałów i hipsterów, „czilałtujących” sobie na jakimś ogryzku trawnika w Stolicy Betonu, poczułem się wreszcie jak prawdziwy hipster, bo jako jedyny wyglądałem normalnie!
    Co do angielszczyzny to czasami dopytuje cóż znaczą te dziwne słówka, bo nie znam tego narzecza z peryferii Europy. 😀

    Polubienie

    1. Kneziu,
      Albert Camus uważał, że jedynym lekarstwem dla znużonych życiem w gromadzie jest życie w wielkim mieście. To jedyna pustynia, jaka jest dziś dostępna. Niby wszyscy razem i podobnie ubrani, a w gruncie rzeczy samotni, bez celu i swojej drogi.
      A co będzie, jak kogoś zaboli to określenie peryferie Europy…
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

      1. ~Kneź Okrutnik

        Co ich ma boleć, jak nie rozumieją o co chodzi? 😀
        Zdarzało mi się publikować posty na fejsie po rosyjsku, albo po ukraińsku. To dopiero jest problem dla młodych bo oni cyrylicy ni w ząb! 😀 😀 😀

        Polubienie

      2. Kneziu,
        widziałam te Twoje teksty. Zastanawiałam się… Myślisz, że znam ukraiński? Ale od czego są tłumaczenia, więc zawsze wiedziałam o czym piszesz!
        Zasyłam pozdrowienia.

        Polubienie

      3. ~Kneź Okrutnik

        Myślę że znasz na tyle dobrze, żeby je przeczytać i z grubsza zrozumieć. Oczywiście można tez użyć automatycznego, jakiś pogląd wtedy można mieć. 🙂
        A swoją drogą, będę musiał chyba te teksty zamieniać na grafikę, bo było za łatwo! 😉

        Polubienie

    1. Małgosiu,
      wstrząsnęły mną klimaty w rytmie disco na dyskotece Nokaut w poleconym filmie „Czekając na sobotę”. Od dwunastego roku trawa, alkohol i dyskoteka, a rzecz nie dzieje się w mieście, a na wsi. Młody wydaje połowę pensji na zabawę i alkohol, który wypija na przystanku i pod sklepem. I ta praca, czyli zbieranie butelek po piwie, a także nuda i czekanie na jedyną rozrywkę, znaczy striptiz… A kiedyś czytałam, że człowiek nie może żyć, nie wiedząc po co żyje.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  8. ~Lena Sadowska

    Witaj, Ultro.

    Podobnie jak Jotka, potraktowałam ten wpis z lekkim przymrużeniem oka. Bywam w miastach małych, średnich i całkiem dużych, w różnych środowiskach i każde z nich ma swój specyficzny język i tematy rozmów 🙂
    Wiesz, że lubię takie smaczki, więc na każde novum językowe rzucam się jak harpia 🙂
    A snobizm, moim skromnym zdaniem, nie zna rozgraniczeń aglomeracyjnych 🙂

    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

    1. Leno,
      przymrużenie oka konieczne, nie mniej lubię przyglądać się tym miejskim oknom, bo jak twierdzi Jean Cocteau „Okna są oczami miasta […] i wobec tego deformują to, na co patrzą.

      Zasyłam pozdrowienia

      Polubienie

    1. Nivejko,
      Albert Camus tak ciepło rozgrzeszał tę sodogomorię:
      „Zwątpiwszy w miłość i cnotę, zostaje jeszcze rozpusta. Doskonale zastępuje miłość Sprowadza ciszę i daje nieśmiertelność.”
      Kiedyś po kursie tańca u Wieczystego, usiadłyśmy na adasiowym schodku i zaczęłyśmy dla zabawy (i nauki, bo przed egzaminem) rozmawiać gwarą. Mijani ludzie obrzucali nas pogardliwymi spojrzeniami, a jeden warknął: Ale wiocha. Niechcący, poprawił nam humor, znaczy dobrze umiemy mówić.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  9. Nie wiedzieć czemu ostatnimi czasy mam alergię na wszelkiego rodzaju podziały. Proszę, nie dołączaj się do tego trendu. Nie dziel nas na tych z miasta (be) i tych ze wsi (cacy). Żyjmy tam, gdzie nam dobrze, bez poczucia lepszosci/gorszości z tego powodu.

    Polubienie

    1. Szarabajko,
      na pewno nie chodzi o podział, a raczej mowa o problemach dotyczących życia w aglomeracjach miejskich. Mimo pozorów, życie w mieście ma wiele minusów, więc coraz więcej uciekających na wieś.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  10. Aż mi się w głowie zakręciło od tego wszystkiego. Dobrze, że my tu sobie sielsko anielsko z dala od wielkomiejskich „nowości” żyjemy. Dwa sklepiki, reszta zakupów przez internet lub przy okazji wizyty w Centrum Handlowym. Miałam kiedyś czas częstych wizyt w Stolicy, wszystko pięknie ale najpiękniej było jak już siedziałam w samochodzie w drodze do domu „odebrana” z dworca.
    I jednak – śniadanie obiad i kolacja… żadne takie tam…dziwolągi:)
    Znów okazja by podziękować losowi, że w odpowiednim czasie z miasta przeniósł mnie na peryferie. Pozdrowienia serdeczne ślę

    Polubienie

    1. Gabrysiu,
      podobno różnica między dużym a małym miastem polega na tym, że w dużym mieście można więcej zobaczyć, a w małym więcej usłyszeć. A smog nie wisi tylko nad Warszawą, bo wiatr przywiewa na prowincję także, więc i tam czystego powietrza nie ma.

      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

      1. Oj tak – z tym trafiłaś w sedno. Sąsiedzi widzą i słyszą wszystko 🙂 i do tego nie mogę się przyzwyczaić .Ale przynajmniej mam satysfakcję że wniosłam swoją osobą sporo nowych tematów do dociekań. Smog też siedzi – ukryty nawet w lesie i nie ma czym oddychać.

        Polubienie

      2. Gabrysiu,
        do słyszenia jedna pani drugiej pani dodać należy zazdrość, jeśli nie daj Boże zmienisz samochód na nowszy model, a jeśli nie zmienisz, to też źle, że gratem jeździsz.
        Zasyłam pozdrowienia.

        Polubienie

      3. A jak wygrasz samochód??? Nie chciałabyś wiedzieć co się dzieje 🙂 Ja to przeżyłam w ubiegłym roku – tak jak pisałam – atrakcji okolicznym mieszkańcom dostarczam na bieżąco 🙂

        Polubienie

  11. W przyśpieszonym tempie „zeuropenizowaliśmy” się, może nawet szerszy jeszcze zasięg biorąc. Daję na wstrzymanie. Z racji wieku nie muszę wszystkiego wiedzieć. Wczoraj zapytałam wnuczka, co to jest ten smartfon, bo pani w Playu o tym mówiła kilka razy. Popatrzył na mnie z politowaniem, bo okazuje się, że mój telefon to właśnie smartfon, z którego korzystam blisko trzy lata. Takich sytuacji nie brak na co dzień.
    Kocham moje miejsce na ziemi, moje małe miasto, mój dom i ogród. Duże miasta mnie męczą i szybko wracam do siebie. U siebie z przyjemnością gotuję pomidorową, rosół, bigos, pierogi. Wszelkie KFC czy McDonaldy to pikuś przy moich zrazach z kaszą. Zostaję przy swoim.
    Serdeczności, Ultro :))

    Polubienie

    1. Aniu,
      tym smartfonem, z którego korzystasz już trzy lata, wbiłaś mnie w ziemię. Gwoli prawdy muszę przyznać, że też nie wiedziałam, iż te iPhony mogą zastępować w jakimś sensie komputery.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  12. Obejrzałem film podrzucony przez i muszę przyznać że jeszcze parę lat temu młodzież ze szkół, w których uczyłem potwierdzała ten model życia na wsi. Nuda, brak atrakcji, wypady sobotnie do lokalnej dyskoteki, w której serwowano podobną rozrywkę i wszelkie możliwe używki pomagające poprawić doznania. To musiało wystarczyć na kolejny tydzień wegetacji. Nie przeszkadzało to większości tych młodych ludzi wyjechać po maturze na uczelnie do miast lub też pozostania na miejscu ale podjęcia nauki w lokalnych ośrodkach w trybie zaocznym.
    Jakie poglądy wypracują ci młodzi ludzie ?
    Tego nie wiem. Miasto ze swoimi atrakcjami wciąga wielu ludzi a jednocześnie populacja ludności miejskiej już dawno nie rośnie, a spada.
    Ludzie wyjeżdżają we wszystkie strony świata i tam uczą się życia. Po powrocie, albo jeszcze będąc na emigracji budują tu domy, otwierają lub obmyślają biznesy i dzieki temu wszystko jest w ruchu. Poglądy również

    Polubienie

  13. Tatulu,
    film Małgosi mnie przeraził (Ona ma taki dar wyciągania perełek). Może dlatego, że nigdy się nie nudziłam, mogę powiedzieć, że raczej miałam nadmiar zajęć. Ci młodzi ludzie nie widzą przyszłości, a to ich bierne czekanie aż się coś wydarzy lub ktoś im życie odmieni zasmuca, bo ileż można przed tym sklepem? Mam nadzieję, że jak to zaobserwowałeś, młodzi wyjadą i znajdą swoje miejsce w życiu.
    Zasyłam pozdrowienia.

    Polubienie

  14. ~szczur z loch ness

    Oczywiście można nad tym wszystkim biadolić, obśmiewać, wyszydzać i robić miny, czy też grymasy, jednakowoż nic to nie zmieni. Zapewniam Cię Ultro, że kolejne pokolenia, posługujące się wyłącznie piktogramami, skrótami i skrótowcami oraz wpieprzające syntetyczne jadło produkowane z odpadów, z rozrzewnieniem wspominać będą niezwykłą kulturę prapoczątków internetu i poziom intelektualny FB, czy też wyszukany język używany w jakże wówczas przyjaznych ludziom korporacjach. Ba nawet głęboki humanizm stosunków, relacji i tego co nas obecnie otacza.
    Serdeczności z Krainy Loch Ness 🙂

    Polubienie

    1. Szczurku z Loch Ness,
      myślisz, że będzie gorzej? A to mi dałeś orzech do tego zgryzienia. Jak tu zasnąć w tym zgiełku rozbieganych sieci neuronowych połączeń. Czas zainteresować się warsztatami fastngowymi, gdzie tylko modlitwa i post może rozjaśnić zagadnienie przyszłości miejskich metropolii.

      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

      1. Maltese Falcon

        Ultro Najmilejsza,
        Skoro teraz jest „inaczej” niż kiedyś, to nie ma przebacz albowiem jutro będzie jeszcze „bardziej inaczej” niż dziś, co wcale nie oznacza, że będzie gorzej lub lepiej. „Inaczej” bedzie i tyle. Problem zasadza się w możliwościach przystosowawczych do zmian, a te jak się wydaje wydają się ograniczone 🙂 A to już domena biologii i fizjologii mózgu. Zatem spokojnie, bez nerwów wszyscy razem i każdy z osobna zmierzamy w ustalonym z góry kierunku, czyli do domu wariatów, a co najciekawsze od zawsze tak przecież było. Teraz najzwyczajniej to bardziej widać, bo proces wyrywania się kupy wariatów z objęć Matki Natury i lekceważenie jej ograniczeń coraz bardziej przyspiesza i zmierza ku samozagładzie.
        Serdeczności od nas dla Was 🙂

        Polubienie

      2. Sokole,

        zawsze mnie zainspirujesz jakimś zdaniem, będzie dalszy ciąg miast. Dodam jeszcze, że przez współodczuwanie ratujemy siebie z tej miejskiej dżungli.
        Zasyłam pozdrowienia.

        Polubienie

  15. Post dający do myślenia. Zgadzam się ze wszystkim, a jednak miasto jest nam potrzebne, bo w nim jest edukacja i kultura. Wieś polska, miodem płynąca to raj, ale totalna izolacja (szczególnie dla dzieci) też nie jest dobra.
    A tak nawiasem „mówiąc” – proszę, oto mamy naszą Polskę zeuropeizowaną na wskroś.
    Pozdrawiam!

    Polubienie

  16. Ja jestem z miasta, na wsi mieszkam dopiero od niedawna. I coraz lepiej się tu odnajduję. Cenię sobie spokój, inny rytm, cudne niebo nocą.:) W mieście bywam, kiedy muszę i tyle mi wystarczy. Bieganie i rozrywki zostawiam młodym.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Polubienie

  17. Grażynko,

    W dużym mieście jest hałas, ścisk, kolejki, smog, na wsi i w małym miasteczku jest więcej przestrzeni, ale do teatru już trzeba dojechać, częściej wyłączają prąd, dostęp do szybkiego Internetu ograniczony, czyli coś za coś.
    Zasyłam pozdrowienia.

    Polubienie

  18. ~Kneź Okrutnik

    A ja dzisiaj wlazłem do szopy na wsi i na głowie miałem liście, bo wisiały u pułapu!!! Tak umajony pojechałem do miasta powiatowego, gdzie ludzie patrzyli na mnie jak na człowieka z liściem na głowie! No! Wreszcie syn mówi do mnie – Tato, wywal te liście, bo myślą że jesteś z lasu! To wywaliłem i przestałem wyglądać. 😀 😀 😀

    Polubienie

    1. ~Małgośka

      no, wypisz wymaluj Zima leśnych ludzi i Janek Pradera (o czym wcześniej wspomnieli już Ultra i Szczur) 😉
      A jednak mimo nieodpartego uroku życia z liściem na głowie, powróciłeś do zwariowanego miasta! 😀

      Polubienie

      1. ~Kneź Okrutnik

        Liście jak liście – na głowie były, suche – czy ja wiem czy się podobały? Raczej tylko dziwiły. 🙂
        Wysłałem witaminki, jakby co jutro będą. 🙂

        Polubienie

  19. Witaj, ja powiem tak… światła dodają miastu, jak wielkim czy małym by nie było specyficznego kolorytu, który, no właśnie, po pewnym czasie powszednieje. Natomiast uważam, że nie w ilości i intensywności oświetlenia siła, a w umiejętnym, rzekłbym wręcz artystycznym gospodarowaniu światłem, bo jeśli puścisz takowy strumień, nie musi być mocny, od spodu, czy od ziemi, na jakowyś gzyms, na wieżyczkę, na kolumnadę, na fronton zabytkowej budowli, to nie szukaj już Las Vegas czy Monte Carlo, odnalazłeś to małe-wielkie piekno – zapewniam

    Polubienie

    1. Smoothoperatorze,
      czyli jednak oświetlenie tworzy magię, która włada naszą wyobraźnią. Niedawno oglądałam wirtualnie oświetlenie ogrodów. Bajka, bo od spodu podświetlona roślina wygląda niezwykle urokliwie. Ale i tak zobaczyć Monte Carlo warto, choćby ze względu na samochody, których nigdzie indziej nie da się zobaczyć.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

  20. Być może ktoś to już wyżej napisał, ale mam wrażenie, że tak naprawdę opisujesz jedno miasto, czy warszawę. Tego wszystkiego nie czuje się w Krakowie, Olsztynie, a nawet w Pradze, Kopenhadze, Oslo, czy w Berlinie. Tylko nasza stolica wygląda, jakby za wszelką cenę chciała coś nadrobić i coś udowodnić. Kiedyś zaproponowano mi tam pracę. Za dobre pieniądze i nie w korporacji. Odmówiłem bez zastanowienia. Nie chciałem mieszkać w tym żałosnym mieście, zwłaszcza gdy obserwowałem, jak głupieją po kolei moi znajomi, którzy tam osiedli.

    Polubienie

    1. Izo,
      wielu ludzi wyjeżdźa na wieś, ponieważ prowincja jawi się jako sielanka, tymczasem nie spełnia ich oczekiwań, a ludzie wobec obcych zawsze są nieufni.
      Zasyłam pozdrowienia.

      Polubienie

Dodaj komentarz