Mój pierwszy raz na Watrowisku

   20170617_105317

           To był szczególny dzień. Piętnastego czerwca Saturn był w maksimum jasności, to przecież podobno wiele znaczy. Musiały się pojawić w wyobraźni rozmaite sytuacje, skoro na Watrowisku będę po raz pierwszy. Starsza napisała: „Zabierajcie uśmiechy. Zabierajcie siebie. Miejsca do spania dość. Z głodu i pragnienia nie pomrzemy.” To zabrałam siebie, uśmiech przykleiłam i wio koniku. Życie za krótkie jest, by nie mieć przyjaciół.

          W  Rudnikach powitał  mnie kobaltowy błękit nieba i promienne słońce. Od razu zobaczyłam wszystkie siedem nieb raju ludzkiej i nieziemskiej życzliwości Watrowiczan. Zaczęło się jak należy, czyli od przytulań, serdecznych uścisków, choć niektórych widziałam po raz pierwszy, innych drugi raz, to miałam nieodparte  wrażenie, że znamy się wszyscy od lat. Rozprawę socjologiczną można napisać na temat, dlaczego ludzie z różnych stron kraju, właściwie nieznajomi – stają się  duchem bliscy.

          Wśród leśnych ostępów, na ul. Sosnowej z ciekawymi ludźmi odbyła się magiczna impreza z życzliwością w roli głównej. Wylało się morze serdeczności. Zaczęliśmy może nie od Bacha, ale od nalewek stawiających równo i po kolei na nogi. Samych zdrowotnych: zrobionych z rokitnika, mleczu, głogu, śliwek, wiśni…  Nieomal bohema i w piciu, i ubiorze. Trzeba było widzieć fifraki, przepaski na czole, fikuśny kapelusz z dużym rondem, odmładzające kratki i napisy na koszulach. Lepszej modelki od Lokaty żaden impresario nie znajdzie, zapewniam. Sama miałam wprasowany kwiat w swój lejbik (tam, gdzie wcześniej była dziura).  (Zastanawiające, skąd się biorą takie kwiatki-stokrocięta grzeczne nad wyraz). Wypiłam zdrowie wszystkich blogerów winem z róży. Sto lat w zdrowiu! Niech te posty z ambitnymi wykrzyknikami, z przerostem formy nad treścią, niepewnymi pytajnikami, zawieszeniami, tasiemcowymi  rozważaniami, z rozmaitymi odcieniami chwil życia będą z nami długie lata. Potem Watra  sprawiedliwie pokroiła truskawkowy tort Klarki i zaczęło się śpiewnikowanie przy akompaniamencie gitary. 

              Co by ciekawego nie mówić, to nasze życie jest taką butelką, choć nie zawsze pełną, choć nie zawsze wielką, więc trzeba o nią dbać, więc trzeba marzyć, aby zabrać bezbarwność i by samo dobro mogło się darzyć. Może i nam pokaże się egzotyczny Dżin? Na to szczęście i na to zdrowie. Chleba na zakwasie robionego, naszego powszedniego również nie brakowało za sprawą Knezia, jaj stuletnich, takoż potraw przeróżnych, własnoręcznie przyrządzonych przez samych Watrowiczan. Muszę uczciwie przyznać, że miałam grzeszne myśli, kiedy sięgałam po kolejny i kolejny kawałek pysznego ciasta Klarki. Wiadomo, że w tym sosnowo – świerkowym gaju kociołkowanie i zadymianie rzecz normalna. Wprawdzie zadymiać każdy może, jeden lepiej, inny gorzej, ale Kneziowi wychodzi najlepiej, bo wiem, CO próbowałam.

          Niech A. Asnyk zabierze w końcu głos w tej sprawie:

„Za każdym kielichem wina / Piękniejszym staje się świat, / I urok młodzieńczych lat / Wstępować w serce zaczyna”.

            Dziękuję Starszej, Watrze i Kneziowi za to, że mogłam uczestniczyć w tym uroczym spektaklu, jakże dla mnie ważnym ze względu na czas. Tuw pisała prawdę „raz się żyje, a jeszcze w takim towarzystwie” nic tylko cieszyć się chwilą, która przecież nie ma prawa się powtórzyć. Wśród wspaniałych ludzi człowiek zrzuca nie tylko lata, ale pozbywa się mózgowej zgrzybiałości, a krzyż sam się prostuje.  Dziękuję Kneziom za wędzonki, Wachmistrzowej za krokodylki (lepsze od moich!), Opolskim za śledzie, Qumie za wyjątkowy przepis, a Wszystkim Watrowiczom za wyborne potrawy cudnej urody i fakt, że mogłam pobyć z Wami.  Bardzo dobrze się czułam, jak to wśród przyjaciół.

              Macham do Watrowiczów  białą chusteczką. Do zobaczenia za rok.

72 uwagi do wpisu “Mój pierwszy raz na Watrowisku

    1. An-Ulu,
      zjechali się ludzie z różnych stron, zrobili kilkaset kilometrów, aby razem pobyć. Inna rzecz, że łączy ich blogowe pokrewieństwo dusz i nadawanie na tych samych falach.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  1. Takich nalewek i innych cudowności chciałabym popróbować, ale jeszcze bardziej atmosfery spotkania.
    Mnie także zadziwia ten fenomen, że czasami można znać kogoś latami i mięty (czytaj – braterstwa dusz) nie poczujesz, a innym razem poznajesz kogoś dopiero co, rozmawiacie krótko, a tak jakbyście kopę lat się znali…i po rozstaniu już się tęskni 🙂

    Polubienie

    1. Jotko,
      nalewki mają to do siebie, że można je bezkarnie próbować, mieszanie im nie szkodzi, kaca nie ma i głowa nie boli, bo też inne procenty.
      Ale i tak najważniejsze z kim, bo bez tej więzi emocjonalnej nie ma radości.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  2. Zazdraszczam, pachnie mi tu fajnymi ludźmi, pysznym jedzonkiem i popitką – a to wszystko baaardzo lubię. Tak, życie za krótkie jest, by nie mieć przyjaciół i by nowych nie poznawać. A pewnie się i tym razem udało.

    Polubienie

    1. Iwonko,
      wszystko pyszne i zdrowe, bez chemii, gluta (glutaminianu), polepszaczy – od chleba po wędlinę. Jednak najważniejsze są przyjazne fluidy. Wtedy nawet fusy z kawy mają egzotyczny smak marakui i zapach olejku z drzewa sandałowego, jeśli obok siedzi wspaniały umysł, intelekt, znawca, pasjonat i przyjaciel.
      Nadmienię, że spotkania są rodzinne.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

    1. Wojtku,
      na pierwszym miejscu stawiam tę niezawodną więź pokrewieństwa umysłów, a jedzenie to tylko dodatek do uczty duchowej. Krokodylki to małe pikantne, maynowane ogórki wzdłuż krojone. Przepis mogę podrzucić.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  3. Jeżeli Bozia daje jako takie zdrowie, to w domu latem, ani minuty więcej. Wczoraj wyszedłem z domu o 6-tej rano, powróciłem przed północą. Choć padnięty, ale szczęśliwy. Dlaczego? Bom wyszedł na dłużej. Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

  4. Kochana Ultro to też było moje pierwsze Watrowisko i już pragnę następnego, cóż dodać 😉 Impreza rządząca się sprytną, a starą jak świat zasadą: przez żołądek do serca 🙂 Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

    1. Qumo,
      na Watrowisku byli ludzie na różnych „dietach” (jelitowcy, diabetycy, wątrobowcy oraz ci, którzy nie mogą jeść mięsa), a jednak przyjechali, by poczuć się dobrze z sobą i już pragnąć się spotkać w następnym roku.
      Warto też zajrzeć do Ciebie, Słoneczna Babko:
      sloneczna-babka.blog.onet.pl
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  5. ~Jaskółka

    Miło jest przeczytać że blogowicze, po raz kolejny, spotykają się , a ich spotkanie jest super imprezą, pełną radości, uśmiechów i życzliwości.
    Oby następne Wasze spotkanie było równie udane, jak tegoroczne:)

    Polubienie

    1. Jaskółko,
      jak pisał J. Lec: „Na żadnym zegarze nie znajdziesz wskazówek do życia”, a kiedy rozmawiasz z mądrymi ludźmi, to wszystko skomplikowane staje się proste. A łyk świeżego powietrza odrdzewia to, co zastane i zmurszało. Śmiech i radość to najlepsze lekarstwo i w dodatku najtańsze.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  6. ~szczur z loch ness

    Ulubiona przez nas wszystkich Ultro! Zapomniałaś dodać, że odwiedzając Watrowisko wraz z Bliskimi również wniosłaś tam pokaźny kuferek pozytywnych myśleń, bo jak trafnie zauważasz rzecz nie sprowadza się li tylko do uczty złożonej – zresztą co do zasady – wyłącznie z produktów naturalnych. Ma to oczywiście niezaprzeczalny urok, jednakowoż wątpię czy osoby, które tam się spotkały przebyły po kilkaset kilometrów tylko w takim celu. Co ciekawe Imć Pan Gospodarz i właściciel tego miejsca jak się wydaje również się w to wszystko „wkręcił” 🙂 Magia Chaosu, powiadam Ci.
    Buziaki od nas dla Was mkną z Krainy Loch Ness
    🙂

    Polubienie

    1. Szczurku z Loch Ness,
      gotowa jestem zrezygnować z palm na Malediwach, by poczuć zapach sosny w Rudnikach k/Częstochowy. Może rzeczywiście tak działa Magia Chaosu? Przyznam się, że trochę szczęśliwych chwil ukradłam tej Magii. Niech będzie, trzeba dać szansę życiu, póki trwa, ale też – zauważ – w Rudnikach nie szukało się proustowskiego straconego czasu, tu się odnajdywało ten stracony czas.
      Zasyłam serdeczności dla Was

      Polubienie

    1. Ariadno,
      jeśli Rudniki nie są za daleko, a towarzystwo pasuje, nie ma przeszkód. Mnie impreza odpowiada ze względu na serdeczność i życzliwość ludzi tam bywających.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

    1. Bojo,
      a u Ciebie też niezła impreza z okazji czterech lat blogowania. Tyle że procenty zdecydowanie mocniejsze, za to miejsce zatyka dech: kanały koło Narodowego!
      Jakby brakło zagrychy, powiedz, doniosę.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  7. Pięknie. Zapewne wszyscy uczestnicy podzielą się wrażeniami i zdjęciami oczywiście . Już się cieszę na to wirtualne spotkanie.
    Gratuluję miłej zabawy i tak pozytywnego ładowania życiowych akumulatorów

    Polubienie

    1. Tatulu,
      ponieważ dopiero dziś zakończyło się Watrowisko, więc niebawem należy spodziewać się postów poszczególnych Watrowiczów. Masz rację, takie spotkania ze wspólnymi przeżyciami ładują akumulatory na dłuższy czas.

      Polubienie

  8. Od lat pałam się pradawną alchemią i w tajemnym laboratorium pędzę naleweczki przeróżne, ale o mleczykowych nie słyszałam. Mogę prosić przepis?
    A spotkanie cud, miód malina. To wyższy stopień blogowania, wręcz blogowanie w 3D 😉

    Polubienie

    1. Linko,
      alchemiczko z tajemniczego laboratorium. Podaję przepis na winko z mlecza:
      trzy cytryny wyszorować, sparzyć, pokroić na ćwiartki, zasypać 0,5 kg cukru i odstawić na pół godziny. Dodać 1 l samego kwiatu. Zalać 4 litrami wrzącej wody. Odstawić na 24 godz. Odcisnąć sok przez pieluszkę tetrową i wymieszać z 1 kg cukru. Odstawić do fermentacji. Smacznego.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

      1. Kwiatki zerwać, odciąć dno kielichów kwiatowych, lub wycisnąć z niego płatki. Zasypać cukrem w dużym słoju, około kilograma na każde 4 litry. Odczekać aż wytworzy się syrop. Zalać sokiem jabłkowym i dodać drożdże winne (najlepiej aktywne). Wymieszać, żeby rozpuścić resztę cukru. Zamknąć na tyle szczelnie żeby nie dostawało się powietrze (i muszki). Po zafermentowaniu kwiatki wypłyną na wierzch. Poczekać kilka dni, przelać przez sito (i lejek) do pojemnika fermentacyjnego, resztki wycisnąć solidnie (bo szkoda dobrego surowca), zatkać korkiem z rurka fermentacyjną i czekać aż prawie przestanie puszczać „bulki”. Dosłodzić w ilości 1/4 – 1/2 kg cukru na każde 4 litry winka, rozpuszczając cukier w małej ilości ciepłej wody.
        Gdy z grubsza fermentacja ustanie, zlać młode winko znad osadu i ewentualnie dosłodzić, gdy zbyt cierpkie – rzecz gustu i gatunku drożdży – można nie dosładzać.
        Po sklarowaniu jeszcze raz zlać znad osadu i można butelkować.
        Smacznego. 🙂

        Polubienie

      2. Dzięki Wam po trzykroć. W tym roku już mi się nie uda, ale wasze zaklęcia skopiowane i spokojnie czekają na przyszłoroczne ingrediencje. Mam nadzieję, że nikogo nie otruję, ani nie eksploduje 😉

        Polubienie

    1. AlEllu,
      na tej imprezie życzliwych czułabyś się jak ryba w wodzie. Sporo osób znasz, a poza tym zbyt długo blogujesz, by nie wiedzieć, w czym rzecz.
      Ach, te spotkania z łezką w oku, gdy rozstania czas.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  9. Miło Cię było Ultro kolejny raz spotkać! Trzeba być szalonym, żeby gnać na to absolutnie nieprzewidywalne spotkanie i uczestniczyć w ogólnym chaosie, albo raczej Chaosie! Na to decydują się prawdziwie odważne osoby, albo desperaci. Niektórzy otrzymali zaproszenie ale się nie odważyli, inni zlekceważyli, albo po prostu im się nie chciało.
    Nam się zwyczajnie chce. A od jutra odliczamy dni do następnego Watrowiska – 346 dni! 🙂

    Polubienie

  10. Kneziu,
    nie dość, że się chciało, to jeszcze wszyscy w dobrym humorze. Nawet ci, którzy urodzili się przed naszą erą, byli szczęśliwie zadowoleni, jakby im lat ubyło.
    Zasyłam serdeczności

    Polubienie

    1. Tetryku,
      pewnie wolałabym zostać do końca, ale rodzinie się spieszyło, niektórych wołała praca. Korporacje nie mają długich weekendów.
      Miało to dobre strony, pierwsza Was obsmarowałam.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

  11. ~Iwona Zmyślona

    Naleweczki dobra rzecz i jak sama mówisz bez skutków ubocznych. Zazdroszczę jednak poznania tylu wspaniałych ludzi, bo o te znajomości najbardziej mi chodziło, gdy rozpoczynałam blogowanie. Przepis na krokodylki mile widziany, bo mój syn od dwóch lat, z upodobaniem bawi się w kiszenie ogórków, więc i z tymi krojonymi wzdłuż, też chętnie by poeksperymentował. Pozdrawiam

    Polubienie

    1. Iwono,
      ogórki są marynowane, ostre i pyszne:
      Składniki:
      3 kg małych ogórków
      4 łyżki soli
      2 główki polskiego czosnku
      4 łyżeczki chilli
      8 łyżek oleju
      1 kg cukru
      1 i 1/2 szklanki octu 10%

      Ogórki wypłukać, pokroić wzdłuż na połówki, posolić, wymieszać i
      odstawić na minimum 6 godzin, od czasu do czasu przemieszać. Odlać wodę,
      dodać czosnek pokrojony w plasterki. Olej z chilli podgrzać ale nie
      doprowadzić do wrzenia, zalać nim ogórki, przemieszać. Z octu i cukru
      ugotować syrop i zalać nim ogórki, wymieszać i odstawić na co najmniej
      12 godzin , nie zapominając o kilkakrotnym ich przemieszaniu. Gotowe
      ogórki przełożyć do słoiczków dodając czosnek wyłowiony z zalewy, zalać
      zalewą pod samo wieczko i nie pasteryzować, bo stracą swą urodę. W
      chłodzie można je przetrzymywać kilka miesięcy.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

    1. Klarko,
      Podaję przepis na masę czekoladową do dużego tortu: 3 szklanki mleka (latem trochę mniej), 3 jajka, wanilia (lub 3 cukry wanilinowe) wymieszać i pogotować na wolnym ogniu cały czas mieszając, ostudzić. Do lekko ciepłego dodaj 3 masła, wymieszaj, aby masło się rozpuściło, 2 czekolady, 3 łyżki kakao. Ubić mikserem, wystudzić. Dodać spirytus i jeszcze długo ubijać trzepaczką aż zgęstnieje. Wiśnie ze słoika zalej wiśniówką, aby przełamać smak czekoladowej masy, połóż wiśnie odsączone na warstwę masy. Do częśi masy można dodać zaparzone wrzącym mlekiem zmielone orzechy. Poncz: herbata, wiśniówka, sok z wiśni, sok z cytryny, cukier.

      Polubienie

      1. Klarko,
        jeśli Ty nie zrobisz, to kto. Wiesz, że słodycze i ciasta uwielbiam, więc nie myśl, że przy następnym spotkaniu wywiniesz się od pieczenia.
        Zasyłam serdeczności

        Polubienie

  12. Tak mnie zaintrygowało owo Watrowisko, że zaczęłam przeszukiwać internet z nadzieją, że czegoś się dowiem i w końcu znalazłam! (W komentarzach wszyscy byli tak oszczędni, że nie dało się niczego domyślić.) Ale wchodzę w końcu na kneziowisko.pl a tam: „Wpadła Ultra z wypełnionym różnościami bagażnikiem w tym z tortem czekoladowym.” I nastała jasność 🙂 Pierwszy raz słyszę o tej imprezie, a krążę już kilka lat po blogosferze.

    Polubienie

  13. Gaju,
    warto być na imprezie z ciekawymi ludźmi, ponieważ poznajesz nowe osoby, zawierasz znajomości, pozyskujesz nowe przepisy, wyciszasz głowę, odmładzasz się, bawisz się (fanty), słuchasz ciekawych historii i śmiejesz się co chwilę, jak nastolatka. A musisz wiedzieć, że urodziłam się nieomal przed naszą erą.
    Zasyłam serdeczności

    Polubienie

  14. Tak się cieszę, że mogłaś być na Watrowisku!

    Sam również od dłuższego czasu jestem tam ciągnięty – ale ze mną to nie tak łatwo niestety 😦 Może kiedyś…

    Zazdroszczę spotkań, atmosfery, uśmiechów…a tortu truskawkowego zazdroszczę wręcz nad wyraz!

    Ściskam Cię serdecznie! 🙂

    Polubienie

    1. Wachmistrzu,
      dobrze napisałam: Watrowisko za rok. Natomiast na Kartoflisku zamierzam być, jeśli zdrowie dopisze.
      Mogę się przyznać, że najbardziej obawiałam się spotkania z Twym umysłem, Wachmistrzu, o tak szerokiej wiedzy, by nie jąkać się, jak w szkole. Wszystkim powiadam, że tak sympatycznego człowieka ze świecą nikt nie znajdzie.
      Zasyłam serdeczności

      Polubienie

Dodaj komentarz