Pahiatua – mała Polska w Nowej Zelandii

Nazywana „Małą Polską” Pahiatua to nowozelandzka miejscowość, w której  funkcjonował w czasie II wojny światowej kampus, obóz dla sierot dzieci z Polski i ich stu opiekunów, przybyłych tam w 1944 r. na pokładzie amerykańskiego transportowca „General Randall”. Ponad 700 polskich dzieci, które straciły matki, ojców, a najczęściej oboje rodziców tułało się po Syberii, a część z nich wraz z Armią Andersa znalazła się w Iranie. Zaznały wiele głodu, poniewierki i traumy.

„- Nie może pani sobie wyobrazić tego głodu – wspomina pani Stefania i głos jej się zmienia, jakby po tylu latach znowu poczuła to potworne ssanie w żołądku. – Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie… Jedliśmy jakieś korzonki, które zbieraliśmy w stepie. Gdy raz dano nam groch, do dziś pamiętam jego wspaniały smak”.

Dzieci trafiły do dalekiego, nieznanego kraju, ale doświadczyły wiele niezwykłej serdeczności, dostały możliwość nowego życia, ponieważ nowozelandzkie rodziny tworzyły rodziny zastępcze, zapraszały  na kolejne święta i umożliwiały znalezienie swojego miejsca w życiu.  Pahiatua w języku Maorysów oznacza „miejsce spoczynku bogów”, tu właśnie był Polish Children’s Camp. Nawet uliczki miały polskie nazwy, jak: Warszawska, Zakopiańska,Lwowska, była polska szkoła, szpital, kościół. Z biegiem lat dzieci kończyły szkoły, szły do pracy, zakładały rodziny i to  niekoniecznie z Polakami. Wychodziły za Kiwi, bo tak nazywali siebie  Nowozelandczycy.

Do dziś Polacy stanowią silną, zwartą grupę, która jest bardzo w Nowej Zelandii ceniona, wielu z nich porobiło kariery zawodowe. A ich dzieci i wnuki?
Są już Kiwi. Dzieci mówią po polsku, wnuki – rzadziej, czyli one już  tylko Kiwi.

Ale ważne jest to – mówi pani Krystyna Tomaszyk („Droga i pamięć. Z Syberii na antypody”) pisarka, prezes Stowarzyszenia Polaków w Wellington, żeby wiedzieli z jakiego kraju się wywodzą i aby byli z niego dumni. Ta wewnętrzna świadomość jest bardzo człowiekowi potrzebna. Bo w Nowej Zelandii ludzie są skądś, dlatego tak ważne, aby każdy wiedział, gdzie jego korzenie.

Nowozelandzka Polonia szacowana jest obecnie na ok. 2 tys. osób, do tego można dodać liczbę ok. 2 tys. osób, które nie mówią po polsku, ale mają polskich przodków. Główne skupiska to: Wellington, Auckland, Christchurch. Działa tu Stowarzyszenie Polaków w Nowej Zelandii, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Auckland, Stowarzyszeie Polaków w Christchurch, polskie domy, chóry, szkółki, parafie.

W 1975 roku ufundowano pomnik w Pahiatui, w 1994 r. w 50 rocznicę  przyjazdu dzieci  obok pomnika wbudowano tablicę pamiątkową ze zdjęciami i opisem obozu w  języku polskim i angielskim. W 2014 r. cały tydzień obchodzono 70 rocznicę  przybycia Dzieci z Pahiatua do Nowej Zelandii. Pamiętają o starej ojczyźnie.

 Pani Krystyna Tomaszyk mówi, że kocha Wellington, bo to jej miasto, a na  pytanie kim  jest Nowozelanką, czy Polką, odpowiada:
„-  Sama się nad tym nieraz zastanawiam. Czytam i piszę z podobną biegłością w obu językach. Ale swoje książki napisałam po angielsku i marzę o tym, by „Essence”, która opowiada o moim życiu, ktoś profesjonalnie przetłumaczył na polski. Myślę w obu językach, w zależności od kontekstu czy dziedziny moich rozważań. Nawet modlę się i po polsku i po angielsku, ale moje wewnętrzne dialogi z Bogiem prowadzę tylko po angielsku.
Gdy przyjeżdżam do Polski, czuje się Polką, w Wellingtonie – Nowozelandką. Ale jednak w środku jestem Polką”. Zapamiętajmy:

 Nowa Zelandia to taki kraj, w którym bycie innym nie utrudnia życia, ale przeciwnie – ułatwia.

 

 

15 uwag do wpisu “Pahiatua – mała Polska w Nowej Zelandii

  1. Rzadkość, a w Polsce wręcz ewenement. Przyjmowano uchodźców i nadal się przyjmuje, tylko nie u nas. Polska dla Polaków… Tylko czy ci co tak krzyczą nie mają zobowiązań, poczucia wdzięczności?

    Polubienie

  2. renatak484

    Dzisiejsi nie mają…. Bo wtedy /wg oficjalnej polityki wszyscy byli nam wbrew i byliśmy otoczeni wrogami i pomoc nam była należna(przepraszam – takie jest podejscie dzisiejszych młodych ludzi,szczególnie na emigracji).
    Poza tym – my jesteśmy narodem bez skazy itd,itp. w świetle jak powyżej.
    Dla potomków tych dzieci, które uzyskały schronienie w Nowej Zelandii jest ważne by wiedzieli skąd pochodzą. Pewnie dla młodego pokolenia Polska to egzotyczny kraj…

    Polubienie

  3. Przyznam, że nie wiedziałam o istnieniu takiego obozu dla polskich dzieci. Krzyczący: „Polska dla Polaków” zapewne też są równie niedoinformowani. Zresztą, czy zatwardziałe serca można skruszyć informacją i wspomnieniem?

    Polubienie

  4. Polacy rozsiani po całym świecie, pielęgnujący język i kulturę pokazujący wnukom, skąd ich ród… i obok tego My, w naszym grajdole – coraz mniej będzie spraw, z których współcześnie możemy być dumni…

    Polubienie

  5. Czasem humorystycznie pisałam o swoim miejscu zamieszkania: „Mała Polska”. Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z faktu, że ktoś może nadać analogiczną nazwę innemu miejscu, które znajduje się wiele kilometrów dalej….

    Polubienie

  6. Podobnie jak Bet nie miałam pojęcia, że istniał kiedyś taki obóz. To piękny i szlachetny gest ze strony Nowozelandczyków, że dali biednym, zagubionym dzieciom schronienie, jednocześnie nie pozbawiając ich własnego pochodzenia. Niejeden Polak powinien brać przykład z takiej postawy społecznej i moralnej wobec tych słabszych potrzebujących pomocy.

    Polubienie

  7. Funny fact – kiedyś znałam Nowozelandkę, Jenny, przyjechała do Polski uczyć nas wiary i szukać męża – wiary, bo ona jako baptystka miała misję, a męża – bo Polacy świetni są jako mężowie. A pogląd ten wykształciła sobie obserwując Polaków u siebie. Trochę się zawiodła i wróciła do domu jako singielka 😉

    Polubienie

  8. 11 komentarzy i tylko 4, w których nie ma utyskiwania na własną ojczyznę, rodaków. Smutne.

    Jedno z przysłów maoryskich głosi: „Mężczyzna umiera za kobiety i za ziemię.” Mądrej głowie dość dwie słowie, więc tyle w temacie.

    Polubienie

      1. Ultro, ja nie o Polakach… Zresztą od jakichś 2 lat media internetowe — zarówno z prawa, jak i z lewa! — podają, że wyjeżdża coraz mniej. Media brytyjskie podają tak samo. Ba, żadna inna nacja nie odnotowała takiego spadku, zaś nie zmniejszyła się na przykład liczba przybywających tam Pakistańczyków. I choćby w ich przypadku kłania się powyższe przysłowie… (Por. z: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_w_Pakistanie) A przecież Pakistańczycy płci męskiej nie są jedynymi, którzy zalewają Europę, stając się kołem napędowym kalumni rzucanych na Polskę i Polaków.

        Te informacje z polskojęzycznych portali możesz porównać z danymi oficjalnym podawanymi na brytyjskiej stronie Office for National Statistics. Mam bezpośredni link do statystyk z bieżącego roku, jednak może lepiej nie będę go wklejać, ponieważ jeden z moich wczorajszych komentarzy z pełnym odnośnikiem (na zupełnie inny temat) ewidentnie trafił do spamu.

        Nie lubię wypowiadać się na tematy okołopolityczne na blogach, gdzie jestem tylko gościem. Nie chcę psuć atmosfery, „kłócić się” z drogimi Ci czytelnikami. Nie chcę wprawiać Cię w zakłopotanie, tym bardziej, że z Twoich odpowiedzi na wpisy czasem trudno mi wywnioskować, jaką właściwie masz opinię w danej kwestii (co prawdopodobnie wynika z Twojej delikatności, chyba nie chcesz urazić nikogo z nas). Lecz tendencyjne uwagi w komentarzach są tak bardzo niesprawiedliwe…Celowo czy po prostu wynikają z luk w wiedzy, z których ludzie nie zdają sobie sprawy?

        Ot przykładowo, nawiązując do komentarza, w którym ktoś umieścił link do natemat (oraz w nawiązaniu do komentarzy w podobnym tonie pod innymi postami) — w największym skrócie:
        Owszem, Polakom udzielono kiedyś schronienia w Islamskiej Republice Iranu. Także w Iraku czy w Syrii, tylko że te kraje były wtedy „pod butem” Wielkiej Brytanii, to Churchill miał tam decydujący głos (dał Polakom schronienie na Bliskim Wschodzie, mając w tym swój interes, bynajmniej nie bezinteresownie). Tamta fala migracyjna miała charakter tymczasowy. A przede wszystkim Polacy nie stanowili niebezpieczeństwa, nie odgrażali się ani nie wyrządzali hurtem krzywd tambylcom, dlatego ci przykładowi Irańczycy, Irakijczycy i Syryjczycy nie musieli dmuchać na zimne. Jakże więc można porównywać tamtą sytuację z obecną sytuacją w Europie i z postawą Polaków zatroskanych o los swojej Ojczyzny?…

        Wystarczy.
        Serdeczności.

        Polubienie

      2. Ultra

        Droga N,
        próbuję podawać fakty, które są mi dostępne i staram się nie oceniać, ponieważ nie posiadam dostatecznej wiedzy historycznej.Pewnie nie zawsze mi się to udaje, ale zauważ- nie chciałam nawiązywać do obecnej sytuacji uchodźców. Uważam, że UE nie chce lub nie potrafi rozwiązać tego problemu. Podobnie rzecz ma się z pomocą humanitarną. Dziś z kolei czytam,że pomagamy dzieciom filipińskim w ten sposób, że zafundujemy im wyjazd na igrzyska olimpijskie do Moskwy.A nie lepiej opłacić szkoły? My uważamy i to od lat, że jak damy raz ciastko głodnemu, to problem głodu przestanie istnieć, a nie przyjdzie nikomu do głowy, by dać fach, czy nauczyć zarabiać tych ludzi.Takie jest moje zdanie, choć mogę się mylić.
        Zasyłam moc serdeczności

        Polubienie

Dodaj komentarz