The story of the Vance family from mountainous Kentucky, who lived in American dreams, shows how little we know about Americans.
Prawdę o swoich przodkach zwykle trudno przełknąć, a co dopiero wystawić na publiczny widok. Najbardziej powszechne w wielu rodzinach jest ubóstwo i borykanie się z podstawowym problemem, czyli co do garnka włożyć. Świat minionych lat jest sam w sobie ciekawy, mimo to pudrujemy i ubarwiamy, aby pokazać go z jak najlepszej strony, chociaż w każdej rodzinie musiał być ktoś biedny jak mysz kościelna, musiał też kiedyś być złodziej, hulaka, ksiądz, rozwiązła, utracjusz, jak to w życiu bywa i jak wieszczą naukowe rozprawy.
Przeglądam książkę, o której Bill Gates powiedział: „Podziwiam odwagę J.D. Vance’a”, gdyż zafascynowani amerykańskim snem, myślimy, że w Ameryce, raju dla pracowitych, wszystko było i jest na wyciągnięcie ręki. Tymczasem nic nie może być proste, nawet jeśli z Ameryki.
Dziadkowie Vance’a to „bidoki” z Kentucky. W górach nie tak łatwo dorobić się majątku, a jednak tym pracowitym, pobożnym ludziom to się udało. Oszczędność doprowadzona do perfekcji i ciężka praca obydwojga spowodowały dostanie się do tej upragnionej klasy średniej. Niestety, ich dzieci już beztrosko wydawały pieniądze, a skupione były jedynie na konsumpcji. Żyły w swoim świecie, czyli alkohol, narkotyki; słowem z zabawy na zabawę, bo uważali, że takie wesołe jest życie.
To babka chłopca pierwsza zauważyła, że córka daje dziewięciomiesięcznemu dziecku pepsi w butelce zamiast kaszki, a potem często musiała go zabierać do swego domu z różnych dziwnych miejsc, najczęściej rozrywkowych. Rodzice chłopca szybko znudzili się sobą, więc co za problem, rozstali się, ojciec wpadł w alkoholizm, matka poszła narkotyczne ciągi, pojawiali się wujkowie i znikali, dlatego dziecko w końcu zabrała babka, gdzie wreszcie miało dom i stabilizację. Socjolog z psychologiem mogliby mieć zajęcie na lata, aby rozeznać się w tej rodzinnej patologii.
Chłopiec zaczął mieć coraz lepsze wyniki w szkole. Kiedy zdał na prawo, okazało się, że pierwszy w rodzinie będzie miał dyplom. Znał życie pracowitych dziadków, którzy wielu rzeczy musieli sobie odmawiać, by go wykształcić. Jeżeli chcieli kupić więcej prezentów pod choinkę, brali kredyt. Już studiował, kiedy zaprosiła go do siebie na święta zamożna koleżanka, więc spodziewał się różności i kosztownych prezentów. Paczki były, ale jakież było jego zdziwienie, gdy zaniesiono je okolicznym ludziom żyjącym na socjalu, na zasiłkach. To było to pierwsze i najważniejsze przestawienie w głowie w sprawie American dream. Bogaci byli oszczędni, a jeśli wydawali, to nie tylko na siebie.
Drugie zdziwienie przyszło, gdy starał się o staż w znanej firmie i prawniczka na rozmowę zaprosiła go do restauracji. Do stolika podszedł kelner i zapytał:
– Życzy pan sobie sauvignon blanc, czy chardonnay?
Oczywiście na chwilę zapadła cisza, ale refleks podpowiedział, by zamówić cokolwiek, skoro stażysta nie miał szans na rozróżnienie, bo nigdy nie miał żadnego w ustach. Ale kiedy w zastawie stołowej pojawiło się tych dziewięć sztućców, tu już nic nie było proste, a użyć trzeba, więc starał się nie jeść, bo nieopatrznie zamówił danie mięsne, skoro wege prawniczka miała zapłacić.
– Ta woda, proszę pana, to ma być perlage? A skąd miał to wiedzieć? Tak poznaje się przepaść światów.
Prawniczka pokazała mu dwie skóry, by wskazał lepszą; zrozumiał, że takiego palanta jak on, który nie rozróżnia skóry ekologicznej od prawdziwej – bo wg niego – niczym się nie różniły, dobra firma nie przyjmie. Wtedy na koniec padło sakramentalne:
– Dlaczego w tej konkretnej kancelarii chce pan pracować? Zbity z tropu nawet nie szukał górnolotności, tylko powiedział, co myślał, czyli, że tu najlepiej płacą. Tak to rozbawiło prawniczkę, że został przyjęty. Prawdą jest także, że nie miał dnia wolnego cały rok, firma wycisnęła z niego wszystkie soki. Ale płacili dobrze, więc mógł po roku stanąć na własne nogi. To był spełniony American dreams.
W końcu chłopcu z rodziny bidoków z Kentacky udało się zrealizować amerykański sen i z porzuconego dziecka wspiąć się po szczeblach kariery, by mieć kancelarię, dom oraz codzienny luksus życia zamożnego człowieka. Rodzicom pomóc już nie dał rady, bo degradacja uzależnienia była tak wielka, iż najlepsze ośrodki nie poradziły sobie z heroinizmem i lekomanią matki oraz alkoholizmem ojca.
Po uruchomieniu własnej kancelarii, założył fundację dla dzieci takich uzależnionych rodziców, a na święta adoptuje zawsze kilkoro dzieci, które spędzają przyjemnie czas w normalnej rodzinie. Amerykański sen to nie tylko wejście na szczyt, ale również pomoc tym, którym się nie udało.
Kiedy przyglądam się historii rodziny Vanców z USA, widzę, że podobne historie może zapisać niejedna polska rodzina. I niechby zostały spisane ku refleksjom potomnych. Wiara w polski sen krainy miodem i mlekiem płynąca jest równie mocna jak w American dream.
Na podstawie „najważniejszej książki o Ameryce ostatnich lat”: J.D. Vance, „Elegia dla bidoków”
Zdjęcia Tomka
Nie jest łatwo nie odziedziczyć biedy. Tym większy szacun dla tych, którzy tego dokonali!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bojo,
według mnie bieda to stan umysłu. Młody nie brał złego przykłady z życia rodziców, a podpatrywał, analizował swoje i innych zachowanie, by dorównać najlepszym. W tym upatruję jego siłę, by wyrwać się z kręgu biedy.
Dawniej w Polsce mówiono dziecku, że jak się nie będzie uczyło, będzie pasło gęsi, krowy. Często skutkowało, bo z wykształceniem szedł w parze prestiż.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Ameryka to kraj ogromnych dysporoporcji! jest tam totalna bieda i przemoc i niech te sen stanie się prawdziwy i nie należy grolifikować tego kraju!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sagulo,
przemoc, bieda jest na całym świecie, w Polsce także jej nie brak. Dlatego uważam, że trzeba podpatrywać dobre wzorce, brać przykład z pozytywnych ludzi, szukać rozwiązań, bo i my mamy swój polski sen o dobrostanie.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Bardzo ciekawy post.Taka jest życiowa prawda.Ja nie lubię brać przykładu z Ameryki.Oni zawsze są najlepsi,najbogatsi,najwięksi.☺A tak naprawdę życie w Ameryce nie jest słodkie.To co opisałaś z książki,jest nie tylko tam,to fakt.Z biedy wychodzi się na bogacza i odwrotnie.Wszystko zależy od sytuacji w jakiej się znajdziemy,no i trochę szczęścia jednak trzeba mieć☺☺
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Danusiu,
myślę,że trzeba pokazywać, że ze środowiska pucybuta także można wyść, pod warunkiem, że chce się wyjść, chce się zmienić życie, ale dobrobyt osiąga się pracą. Wielu młodych wyjechało za granicę, więc już wiedzą, co jest ważne i jak trzeba się starać, by mieć pieniądze na zwykłe przeżycie.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Dziś byłam w kinie na Green Book. Z jednej strony biały biedak” jest bardziej czarny” niż bogaty Murzyn, a z drugiej -to ten bogaty, zdolny, wykształcony był samotny i nieszczęśliwy. W filmie pięknie jest pokazane jak obaj mogą się wiele od siebie nauczyć.
Ultra te zdjęcia to wszystko Twoje?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ewo,
człowiek dąży za wszelką cenę, aby być bogatym, a potem dusi się w tych złotych klatkach, jest nieszczęśliwy. Film ukazuje, że życie nie na tym polega. Pieniądze są ważne, by mieć za co żyć, ale to nie one stanowią o szczęściu i pełni życia.
Zdjęcia robił mąż mojej córki.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Wiele jest chyba takich życiorysów, nie wszystkie kończą się pozytywnie.
Bywa, że znani i bogaci nie przyznają się do swych korzeni, nie wiadomo dlaczego…w końcu to bardzo ciekawe i pouczające historie.
Zdjęcia zamieściłaś piękne, choć te wieżowce wielkich miast trochę mnie przerażają…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Asiu,
każdy człowiek to osobny życiorys. Szkoda tylko, że pokazują nam torebki bogatych modelek zamiast historii życia rodzin borykających się z chorymi czy niepełnosprawnymi dziećmi. Obserwuję rodzinę nierobów, nie pracują, urządzają balangi. Mops staje nna głowie, by im niczego nie brakowało, nawet pracę załatwili, ale wytrzymali jeden dzień, bo po tym sprzątaniu przychodni bolały ich plecy. Kiedy osobiście poprosiłam panią o pomoc dla matki dwóch niepełnosprawnych dzieci, okazało się, że na pomoc nie mogą liczyć, takie przepisy. Poza tym poinformowano mnie, że w domu czysto, jest dywan, telewizor, matka obiad ugotowała. U nas pojęcie biedy ma taki wymiar.
Zdjęcie wieżowców musi być, skoro to Stany.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Książki poszukam. Bardzo ciekawe mechanizmy międzypokoleniowych powiązań. Niełatwe do interpretacji.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ewo,
książka zmusza do przemyśleń, a to jest istotne, bo nie tylko rozrywka.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Piękne zdjęcia, a książkę mam na liście [bo już nie na wieżyczce, skoro nie jest to papierowe… wirtualna wieżyczka?] to przeczytania, jak nadejdzie czas…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aksinio,
samo życie łatwe nie jest, a jak ktoś uważa, że życie to tylko zabawa i przyjemność wydawania pieniędzy, kłopot murowany.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Z ciekawością sięgnę po książkę. Życie uczy pokory- w każdym aspekcie. I ślepa wiara w amerykański sen w końcu u każdego przemija…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agnieszko,
życie uczy tych, którzy chcą się nauczyć. Ludzie są marzycielami, lubią sny, szczególnie te o bogactwie i tych upragnionych pieniądzach.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Nie wierzyłam nigdy w amerykański sen. Poznając historie ludzi, którzy tam jakiś czas mieszkali (bądź mieszkają nadal), zdążyłam się zorientować, że to bura rzeczywistość. Oczywiście niektórzy mają wielkie szczęście, nie bądźmy tacy bezbarwni. Niemniej, Stany to nie jest miejsce, w którym czułabym, że to to. I trochę się boję, nawet kiedy myślę o pojechaniu tam turystycznie. Już od samego wyjścia z samolotu przechodzą człowieka ciarki, gdy przez kilka godzin przesłuchują Cię jak bandytę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aniu,
moja koleżanka z pracy wyjechała z mężem (obydwoje po studiach) do Chicago do pracy, ale dzieci zostawili babci. On był śmieciarzem, ona sprzątaczką. Sen się spełnił, mają w Polsce pensjonat, stadninę, ale coś za coś. Dzieci z nimi nie mieszkają, tylko z dziadkami.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Westchnęłam. Tak się zdarza. W rodzinie miałam podobny przypadek. Mojego kuzyna wychowali dziadkowie, on mamę znał, ale…
PolubieniePolubienie
Aniu,
też znam, bo córka sąsiadki wyjechała, zostawiła dzieci. Tam miała czas, wesołe knajpiane towarzystwo, wpadła w alkoholizm i szybko wylądowała na ulicy. Pieniądze, które otrzymała na powtót też przepiła.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Ludzie jak ludzie, wszędzie lepsi i gorsi. Szczerze mówiąc Ultro do American Dream wcale mi nie tęskno.
Miłego weekendu 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Marku,
tak się zastanawiałam, co Ty mieszkający lata całe w N. Yorku, sądzisz, ale skoro teraz wybrałeś Ekwador, znaczy szukanie snu dalej trwa.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ultro,
Każdy kraj reklamując siebie pokazuje co najlepsze. Amerykanie w tym kontekście nie mają sobie równych. Jest druga strona Stanów. Tą można poznać żyjąc tam. To jest piękny kraj, wyjątkowo otwarci ludzie czułem się tam bardzo dobrze. Problem w tym, że gdybym chciał tam żyć z dochodem jak mam musiałbym dalej pracować. Oglądałem ostatnio ponownie House of Cards. W jednym z odcinków kandydatka na prezydenta Stanów mówi, że to nie może tak być, żeby ludzie pracowali po czterdzieści godzin i byli zmuszenie prosić urzędy socjalne o pomoc finansową. Tak było z Walmartem. Zarobki nie wystarczały na życie, pracownicy musieli korzystać z pomocy socjalnej czyli naszych podatków. W tym samym czasie rodzina właścicieli Walmartu była jedna z najbogatszych rodzin w Stanach. Ten sklep to światowy konglomerat. W Stanach za psie pieniądze dorabiają w nim siedemdziesięciolatkowie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Marku,
dziękuję za ten komentarz. Ja trochę na ten temat wiem, ale dla innych będzie to dobra życiowa lekcja bycia na antypodach.
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciekaw byłbym Twoich spostrzeżeń na temat życia w USA. Według mnie Stany bardzo się zmieniły w ostatnich dwudziestu latach i to już z nie jest ten kraj do którego przyjechałem.
Miłego tygodnia życzę.
PolubieniePolubienie
Marku,
kiedyś dolar miał inną wartość. Za roczny tam pobyt można było w Polsce dom postawić w stanie surowym, obecnie nie jest to możliwe. Inna rzecz, zależy, w jakiej branży, najlepiej w korporacji.
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dolar miał inną wartość. Nie było tez globalizacji i wywożenia stanowisk pracy tam gdzie siła robocza jest tańsza. To przede wszystkim zniszczyło średnią klasę.
I ja pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Marku,
wywożenie stanowisk pracy do Azji jest i u nas powszechne w większych firmach, więc kupuję towar znanej marki, a wykonanie made in czajna.
Pozdrawim
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja rozumiem pojęcie zysku i ciągłą potrzebę jego powiększania. Niestety kosztem przenoszenia stanowisk tam gdzie siła robocza jest tańsza, to powód upadku wiele miast. Detroit jest tego najlepszym przykładem. Poznałem w Stanach Amerykankę, która całe życie pracowała w telefonicznej obsłudze klienta. Gdy przeniesiono jej dział do Indii była juz po pięćdziesiątce. Miała rozpacz w oczach. Nikt jej juz nie potrzebował i nic innego nie umiała. Nie widzimy tych ludzi na codzień, jest ch jednak dość sporo.
Pozdrawiam środowo.
PolubieniePolubienie
Marku,
Przyznaję Ci rację. Współczesność nie jest przyjazna starszym, a światem rządzi bożek pieniądz.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Widać to coraz bardziej ostro ostatnimi laty.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Marku,
sama też to widzę.:-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Znowu paluch mój nacisnął reply zanim skończyłem. Chciałem tylko dodać, że patrząc na tych ludzi pracujących za marne grosze, nie chciałem tak skończyć. Wyjechałem zatem żeby żyć spokojniej. Mógłbym wiele jeszcze dodać na ten temat ale to nie miejsce na to.
Weekendowo pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Marku,
czasem lepiej mieć mniej, a spokojniej żyć, skoro życie mamy jedno.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie tak uważam. Zmęczyło mnie zamartwianie się tym jak utrzymać to co mam. Teraz mam mniej i dzięki temu jest spokojniej. 🙂
PolubieniePolubienie
Marku,
tak myślałam, bo tempo życia zawrotne, właściwe dla młodych.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Great pics Ultra .. I’ve never been there 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kate
The United States of America is a big interesting country, so it’s sometimes worth showing pictures from the other hemisphere.
greetings
PolubieniePolubione przez 1 osoba
lol 🙂
PolubieniePolubienie
Kate,
I wish you a nice day 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciekawy post, ciekawe przemyślenia i piękne zdjęcia. Dziękuję
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu,
interesuje mnie życie w innych krajach, a za wielką wodą w szczególności.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobrze mieć w sobie ciekawość świata. Śpij spokojnie
PolubieniePolubienie
Pięknie dziękuję,
bo podobnie to czuję…
Pamiętam opowieść o jakimś miliarderze, który zapisał swój majątek warty kilkanaście miliardów dolarów na cele charytatywne. Swoim dzieciom zapisał resztówkę wartą nieco ponad miliard, aby jednak pracowali i nauczyli się szanować pieniądze…
Często dzieci bogatych ludzi nie powtarzają modelu życia rodziców. Może to wpływ dobrobytu we wczesnych latach dzieciństwa kiedy kształtuje się charakter dziecka?
Często występuje u dorobionych materialnie rodziców wola zabezpieczenie wszelkich potrzeb dziecka w skali … ponad potrzebę. Stąd obserwowana reakcja dziecka, które otrzymaną zabawkę z ciekawością rozpakuje i… rzuci na kupę zabawek wcześniej otrzymanych. Przypomnijmy sobie jak kiedyś cieszyła zabawka, którą sami sobie stworzyliśmy… Jakaś szmacianka przytulanka, misiek po starszym rodzeństwie, czy w darze od kuzynów, których dzieci wyrosły z takich potrzeb?
Pedagogika nadmiaru, braku poszanowania tego co już się ma musi się zemścić
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tatulu,
czasem tak bywa, że jedno pokolenie ciężko pracuje, by czegoś się dorobić, a drugie roztrwoni, a czasem lepiej mniej mieć, a zająć się dziećmi, by zainwestować w nie, a nie w majątek.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Ta książka mnie kręci, poszukam, przeczytam – ty jak zwykle fantastycznie ją opisałaś, Wniosek mi się nasuwa banalny: czy to w USA czy w RP żeby mieć, trzeba z siebie dać, a to zwykle oznacza ciężką pracę.Na pewno nie każdy dzięki temu trafi na szczyt rankingu najbogatszych lecz wierzę, że zarobi na fajne życie.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Iwonko,
tak sobie myślę, że zachłanność i pazerność ludzi jest niepojęta, bo zaspokojeni raczej nie będą, wciąż im mało. Niałam koleżankę, ale zdobywanie pieniędzy przesłoniło jej świat, więc nie było o czym z nią rozmawiać. We wszystkim trzeba mieć umiar.
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Ciekawa książka. Pewnie jej poszukam.
Myślę, że wiele jest jednak podobnych historii.
Pieniądze są ważne, ale czy najważniejsze? Nie wiem, czy ich kosztem zdecydowałabym sie na poświęcenie wszystkiego innego.
Mam nadzieję, że u Ciebie dzisiaj też zaświeciło słońce, nie tylko to za oknem.
Życzę Ci pękających pachnących pąków kwiatów, słońca, które grzeje
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ismeno,
ja też nie zdobyłabym się ani na zdobywanie pieniędzy za wszelką cenę, ani na gromadzenie pieniędzy na koncie dla samego faktu zaglądania codziennie i liczenia, liczenia…
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubienie
Cóż… I moja rodzina ma podobną historię, tylko zupełnie odwrotnie. Nie aż do skrajnego ubóstwa, co prawda, ale prawda jest taka, że zdobywali i tracili nie raz i nie dwa. Można powiedzieć, że to trwa do dziś. Dlatego wiem, że nic nie jest nam dane na wieczność, ani bogactwo, ani bieda, a można być szczęśliwym w każdej sytuacji. Byle tylko nie przywiązywać się zanadto do czegoś, bez czego można się obyć. Dlatego nigdy nie załamywały mnie wielkie straty, a jedynie utrata bliskich. Często to wywoływało zdziwienie i niezrozumienie u ludzi, którzy nie mogli pojąć jak tracąc dom i firmę można żyć jakby nigdy nic. Mam to w cenach 😉
PolubieniePolubienie
Ulotne Chwile,
dziękuję za podzielenie się historią z życia rodziny. Prawda jest taka, że w każdej rodzinie kogoś wyrzucało poza nawias, grunt to umiejętność pozbierania się, bo życie nie polega na tym, aby mieć, tylko, by być.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Mam to w genach, nie w cenach, ale mój telefon musi mieć ostatnie słowo 😀
PolubieniePolubienie
Ulotne Chwile,
i tak doskonale piszesz przez telefon, ja to zrobiłabym masę błędów. A tak nawiasem, jeśli podasz jakiekolwiek imię, będzie mi łatwiej odpisywać.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Ponoć w większości przypadków dzieci pokolenia hippisów, nawet tych, którzy nie popłynęli w nałogi do zatracenia, raczej uciekały w standardową stabilność niż kontynuowały styl życia rodziców…
PolubieniePolubienie
Tetryku,
to znana w świecie prawidłowość, że jedno pokolenie gromadzi zasoby, drugie z kolei wydaje i traci to, co rodzice uskładali.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie