Znaleźć duszę grodu Kraka wcale nie jest łatwo

Watrze poświęcam

„Należy kochać/ stare kamienie,/bo jest w nich dawnych  czasów wspomnienie” (Cz. Janczarski)

Dawno, dawno temu

spokojnie sobie żyli mieszkańcy w grodzie Kraka do czasu aż wszystkimi zatrzęsło od wieści, że w zakolu Wisły pojawiła się straszliwa bestia, która żywi się dziewicami, dlatego nic dziwnego, że w KRK ich nie ma. A kiedy całkowicie zabrakło, smok zaczął opychać się zapiekankami, po których miał kosmiczną zgagę, więc pił te męty z Wisły aż pękł, ale rzecz to już znana, skoro co jakiś czas zionie tym ogniem i wzbudza strach wśród przyjezdnych.

Na starej pocztówce

wyobraźni widzę studentów sprzed lat, jak okutani w kocyki kiwają się nad książkami przed egzaminami, bowiem w inny czas czekają aż z „Vis a Vis”wyleje się piwniczna brać i będzie można popatrzeć z bliska na Piotra  S. i innych artystów. Cóż,  każdy na chwilę przysiada na ławeczce obok legendy dawnych lat.

Przenieśmy się w dawne klimaty

zatem wypada założyć krynolinę, niech spódnica szeleści i zwraca powszechną uwagę. Do ręki należy wziąć  parasolkę przeciwsłoneczną, by poszukać  tej zaginionej  duszy grodu Kraka. Wśród spacerujących można było zobaczyć profesorostwo, doktorostwo, radcostwo, a wszyscy szanowani, kłaniali się nisko, całowali rączki i padali do nóżek. Często widać (i słychać!) było artystów, czyjegoś męża z żoną lub matkę z córką, broń Boże młode pary, bo miasto dusiło się od świętoszkowatości. Ratunkiem były kawiarnie.

„Tam wre życie! Kipi, tryska! W dymu chmurze tytoniowej. Myśli płoną tam ogniska, Chlebuś piecze się duchowy; Wszystko tylko Duchem żyje, Wszystko tylko Pięknem dyszy; Nigdy ucho tam niczyje Prozy życia nie zasłyszy; Estetyczne rozhowory Rozbrzmiewają od stolików (…)” pisał o kawiarniach T. Boy-Żeleński.

Stanęłyśmy na bruku

by słyszeć rytmiczny stukot końskich kopyt i kół dorożek, więc widziałyśmy zaczarowanego Kaczarę,  a gdy rozległ się hejnał, to wiadomo było, że dmie sam pan Śmietana. Zajrzałyśmy do tej najsławniejszej w Polsce Piwnicy, gdzie urzęduje Piotr, tudzież piwniczna brać. Gdzieniegdzie przemykały  czarne peleryny, które rozwiewały ten zaduch, zatęchły  nastrój, nie było dla nich  tabu, stąd siali zgorszenie szacownych matron.

Na Brackiej zmokłyśmy od najczęściej śpiewanego deszczu, z kolei Adaś znowu dał sobie na głowie przysiąść gołębiowi, jakby jego pióra  miały uskrzydlić poetę Adama Mickiewicza stojącego na cokole, pod którym każdy się umawiał.

Oczami wyobraźni można było zobaczyć „Skład towarów różnych” z lizakami, landrynkami, cukierkami ślazowymi  na ladzie, galanterię skórzaną, mydlarnie, obuwnictwo, przybory do podróży, rzeźnie, a na wystawie pyszne makagigi oraz nugaty. Kto jeszcze pamięta takie słodkości?

Patrzymy na zegar:  czynasta czydzieści. Nie może być inna wymowa, kiedy jesteśmy w Krakowie.

Przez ul. Floriańską

biegła linia tramwaju konnego od 1882 roku, dopiero od XX wieku był elektryczny. Starsi pamiętają „grona” wiszących ludzi i te drewniane siedzenia ławek w tramwajach. Kto teraz wie, że na ul. Karmelickiej było lodowisko, z kolei ulica J. Dietla była spacerowymi plantami pełnymi zieleni z piaskownicami i postojami dorożek, a alejami Trzech Wieszczów jeździły pociągi. Krowodrza i Czarna Wieś były warzywnikami dla KRK. Głównie uprawiano głąbiki krakowskie i karczochy. Obecnie, jak pan masz życzenie spróbować głąbików, zasiej sobie sam, gdyż na bazarach ich nie znajdziesz. Kraków jak każde miasto zmienia się; czy na korzyść, następne pokolenia napiszą i ocenią.

Po czym poznać krakusa w stolycy?

On wychodzi na pole, stawia flaszkę, spaźnia się, plewi chwasty, ubiera pantofle i rajtki, chodzi  na nogach i nie odróżnia sznycla od kotleta. „Krakusy mieszkały we dworach, więc wychodziły na pole; z kolei warszawiacy mieszkali w ruinach, na polach, dlatego łazili na dwór”.

Gazety też jakby inne. Dyrektor Ilustrowanego Kuriera Codziennego, M. Dąbrowski, umiał znajdować utalentowanych. Krakowski Ikac zamieścił fraszkę W. Zechentera:

„Czym pisarza liryka nawyka,

to wytyka mu nawyków wykaz,

groźny, śmiały, krytyki władyka,

patron byka, wróg słowika – Wyka.”

Po wielu latach warto sobie pewne zdarzenia przypomnieć i wrócić  do Gołębnika na Gołębią ulicę.

78 uwag do wpisu “Znaleźć duszę grodu Kraka wcale nie jest łatwo

      1. Ultra

        Tatulu,
        wydobywam Cię ze spamu, co Ty tam robisz?
        Wiemy, że gonienie jest ciekawsze, ale radość największa, gdy dogonimy.
        Serdeczności

        Polubienie

    1. Ultra

      Daro,
      w Gołębniku miałam większość ćwiczeń, natomiast wykłady w głównym budynku.
      Każdy na tej ławeczce obok legendarnego Piotra S. wygląda szacownie i wyjątkowo.
      Serdeczności

      Polubienie

    1. Ultra

      Kneziu,
      Druhna zna KRK doskonale, bywa- jak mówią krakowianie – co udowodniła mi zdjęciami. Ale powiedzmy sobie szczerze, gdzie ona nie bywa i gdzie nie była.
      Serdeczności

      Polubienie

      1. krystynaczarnecka@wp.pl

        Bardzo lubię miasto Kraka, ostatnio czytałam o jego bogatej historii, starszej od tej oficjalnej wersji. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

        Polubione przez 1 osoba

      2. Ultra

        Krysiu,
        tyle rzeczy jeszcze do odkrycia, więc ciągle jestem zaskakiwana czymś, czego nie wiedziałam.
        Ciekawa jestem, czy ktoś będzie kiedyś zachwycał się nowymi osiedlami…
        Serdeczności

        Polubienie

      3. I gdzie nie będzie!
        A gdzie będzie?
        Po prostu wszędzie!
        Za jakże miłą sercu memu (które za Krakowem tęskni już prawie 20 lat) niespodziankę z Druhną Harcmistrzynią (za którą ślamazarny z natury swej kolektyw nawet zbiorczo / zbiorowo nie próbuje nadążyć, więc tylko wiernie czeka we wciąż tym samym miejscu) najcytrynowiej dziękuję jak umiem.

        Polubione przez 1 osoba

      4. Ultra

        Bexo Lemon,
        to ja dziękuję Jej Cytrynowości i Kolektywowi za pamięć i przesłane życzenia.
        W Krakowie jest taka aura, która przyciąga, a w szczególności wyjątkowy mikroklimat ludzkich serc. Zauważył to już wcześniej J. Sztaudynger:
        „Miasto jak szczęście, jak muzyka, / Sine jak dym pykany z fajki, / który z błękitem się spotyka.”
        Serdeczności zasyłam

        Polubione przez 1 osoba

  1. Klik dobry:)
    A ja myślałam, że „chodzi się na dwór”, ponieważ dawniej dwór oznaczał podwórze. Gdy mówię „idę NA DWÓR” to idę na podwórze, a nie do dworu, w którym się mieszka. Do tego mieszkalnego – według mnie – idzie się DO DWORU. Tak, jak idzie się do pałacu czy do domu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Ultra

        Piotrze,
        wcześniej funkcjonowało słowo „podwórzec” u Nitscha i Doroszewskiego, a Kopaliński pisał: „podworzec” to okazałe podwórko, więc było się na dworzu. Język pisany to „na dworzu”, „na dwór”, a mówiony… na pole.
        Serdeczności

        Polubienie

    1. Ultra

      Eluelgry,
      moja ciocia na podwórze mówiła „podworzec”, więc bawiłyśmy się na podworcu, wychodziłyśmy na podworzec. W. Pisarek wspomina: „Parę miesięcy minęło, zanim się przyzwyczaiłem i nauczyłem, że wystarczy wyjść z domu na ten – pożal się Boże – podworzec, by mieć prawo mówić, że się jest na polu.”
      Serdeczności

      Polubienie

    1. Ultra

      Aniu,
      dziękuję za miłe słowa na wyrost. Prawdą jest, że mam ograniczenia, piszę lewą ręką, ale jest oporna na wiedzę, więc wolno pracuje
      Serdeczności

      Polubienie

    1. Ultra

      Tetryku,
      kiedy jechałam do domu, należało jechać do Trzebini, a potem przesiąść się na pociąg do Chrzanowa. Słyszałam przez megafon wyraźnie „Czebinia”. I nic się w tej materii nie zmieniło, nawet zaśpiew ostatniej sylaby pozostał.
      Serdeczności

      Polubione przez 1 osoba

    1. Ultra

      Bet,
      jak w Łodzi poprosiłam o wekę, pani od razu powiedziała, że nie zna takiego słowa. Pokazałam bułkę, a ona na to: trzeba było od razu mówić, że chodzi o angielkę. Z kolei ja nie znałam słowa „angielka” oznaczającego pieczywo.
      Serdeczności

      Polubione przez 1 osoba

    2. U mnie weki to słoiki, które miały szklane wieczko i gumową uszczelkę. Weki zamykało się przy użyciu spirytusu, który podpalało się na wieczku, albo gotując weki zanurzone w wodzie. Ten proces nazywa się wekowanie.
      Co w tym roku wekujesz/zawekowałaś na zimę? To popularne w rozmowach pytanie gospodyń. Nawet obecnie dalej się „wekuje”, choć weki zastąpiły twisty z blaszaną pokrywką.

      Polubienie

      1. alEllu, słoik z gumką to jest „pan wek” a podłużna buła podobna do bagietki to „pani weka”:)))
        A przetwory w słoikach z gumkami pamiętam doskonale. Wieczka dociskały metalowe sprężynki!

        Polubione przez 1 osoba

      2. Ultra

        AlEllu,
        już od dawna jesteś krakowianką, skoro nauczycielką jest Bet. Panią wekę smarujesz dżemem z pana weki, jakie to nieskomplikowane.
        Serdeczności

        Polubienie

      3. Ultra

        AlEllu,
        sama wekuję, więc wiem, że to też weki. Ale np. taki „zamek” ma aż trzy znaczenia: budynek, w drzwiach i ten błyskawiczny. A wszystko zależne od kontekstu…
        Serdeczności zasyłam

        Polubienie

  2. no właśnie, gdzie jest ta dusza?… można spróbować przekopać stos książek z księgarni CUD przy Małym Rynku, ale nie sądzę, by tam była odpowiedź…
    podobno „Tak skarb twój, gdzie serce twoje” i może podobnie jest z tą duszą?… idziesz ulicą i zamiast myśleć po prostu czujesz… i nagle już wiesz… wiem jeszcze też, że nie warto oznaczać tego miejsca, bo ta dusza Krakowa jest mobilna i jutro może być gdzieś indziej…

    w sklepie CUD regularnie zaopatruję się w zapas kadzidełek… co prawda podobny sklep jest u mnie w Wawie, ale jest tak zlokalizowany, że szalenie rzadko jest mi tam po drodze…
    p.jzns :)…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ultra

      Piotrze,
      kupowałam kadzidełka na Małym Rynku na polecenie pielęgniarek, które twierdziły, że odstraszają mrówki faraonki, których na oddziale było sporo, ale nie popatrzyłam na szyld. Piękna nazwa, jak to u nas, były i są „cuda”.
      Serdeczności

      Polubienie

      1. niestety trzeba wiedzieć, które kupić… nie polecam kadzidełek firmy HEM, gdyż mają w sobie sztuczne, chemiczne /nomen omen/ dodatki, ale inne są w porządku, pełna naturka… jak to wszystko działa na mrówki tego już nie wiem, ale myślę, że na owady wystarczy porządnie nadymić czymkolwiek… ale są też takie kadzidełka w kształcie spiralek, specjalnie na owady, do tego taniej wychodzi, ale tego akurat w CUD-zie nie kupisz, tylko w zwyklej sieciówce…
        a „CUD” to akurat zgrabny skrót pod tematykę tego sklepu: Ciało – Umysł – Duch…

        Polubione przez 1 osoba

      2. Ultra

        Piotrze,
        miałam kupić z drzewa sandałowego, gdyż o takie pielęgniarki prosiły i tylko ze sklepu, który znajduje się na Małym Rynku, ale nie zwróciłam uwagi na nazwę, a ma przecież wyjątkową.
        Serdeczności

        Polubienie

      3. ja ostatnio kupowałem „natural sandal” f-my Satya, ale sandał jako taki jest w wielu rodzajach, np. bardzo popularne jest „nag champa” /kilka firm je robi/… wiem, że różne miewają w tym sklepie zaopatrzenie, raz jest duży wybór, raz mniejszy… akurat będę w Kraku w drugiej połowie września, więc rutynowo znów tam zajrzę odnowić swoje domowe zapasy…
        i oczywiście trzymając się z daleka od kadzidełek z logo „HEM”… podobno niektóre są okay, ale parę razy się naciąłem na syntetyczne dodatki, więc mam już uprzedzenie…

        Polubienie

      4. Ultra

        Piotrze,
        podziwiam Twoją wiedzę na ten temat. Wiele kadzidełek jest nawet niebezpiecznych, a przebywanie w tych zapachach dłużej, zaowocuje bólem głowy.
        Serdeczności

        Polubienie

      5. to prawda z tym bólem głowy… kiedyś miałem takie fajne kadzidełka tybetańskie, mające w składzie naturalną kamforę, bardzo relaksujące, gdy się je zapuści w pokoju… ale kiedyś takie zapaliłem na noc i nie zostawiłem otwartego okna, bo akurat zimno było, mróz na dworze i obudził mnie ból głowy właśnie… po prostu za dużo tego było w powietrzu…
        po tych wspomnianych wcześniej spiralkach na komary również trzeba porządnie wietrzyć… ale zbyt poważnych zagrożeń ze strony kadzidełek nie ma, o jakichś zatruciach mowy nie ma, tak tragicznie już nie jest nawet gdy zawierają jakąś chemię…
        serdeczności 🙂

        Polubienie

      6. Ultra

        Piotrze,
        w kwiaciarni, w której pracowała znajoma, szef dostał upomnienie za palenie kadzideł. Najważniejsze, by zachować umiar i tak jak napisałeś, wietrzyć pomieszczenie, gdzie są palone. Kadzidła są palone nawet na oddziałach noworodków, czyli nie mogą być szkodliwe, a przynajmniej nie wszystkie szkodzą.
        Serdeczności

        Polubienie

      7. p.s. jest jeszcze inny sposób, bardzo lajtowy,,, to jest tzw. „kominek”, male naczynko na wodę z dodatkiem olejku eterycznego podgrzewane od dołu taką mini świeczką… są też świeczki zapachowe, również subtelne i delikatne… akurat idealne rozwiązania dla kogoś, kto nie toleruje żadnego dymu…
        to wszystko również dostępne w CUD-zie 😉
        /chyba się upomnę u nich o jakiś rabat za reklamowanie 🙂 /…

        Polubienie

  3. Watra

    Ultro!! Spłonęłam!!!!! Gdyby było bliżej , mimo że do niepijących się zaliczam, pomknęłabym do owego ministerstwa, które spotkałyśmy a nazywało się MINISTERSTWO ŚLEDZIKA I WÓDKI.
    Okazuje się , że można mnie jeszcze zaskoczyć!!!!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ultra

      Watro,
      ministerstwa te raczej należy omijać, ale smaczki językowe postaram się ukazać, bo w biegu i pędzie nie zwracamy uwagi na takie szczegóły. Chociaż na tęczowe schody to Cię jeszcze wyprowadzę, mam nadzieję.
      Serdeczności

      Polubienie

    1. Ultra

      Agnes,
      w Twoich ustach to komplement, ale ja zdjęcia robię telefonem i w biegu, w marszu, w tłumie, za jakość przepraszam, ponieważ zwykle nie o zdjęcia mi chodzi, a raczej o przesłanie, które z sobą niesie.
      Serdeczności

      Polubienie

  4. makowka9

    Uśmiałam się i wzruszyłam czytając jak piszecie o Krakowie.Ultra już przecież wie, że ja krakuska od urodzenia, więc pewne rzeczy są dla mnie oczywiste jak np. pierogi z borówkami.
    Nawet nie wiem, czy ja mówię czecia czy trzecia. Natomiast oczywiście kupuję wekę, a nie jakąś tam …co? angielkę?

    Polubione przez 1 osoba

    1. tetryk56

      Przypomniało mi to anegdotkę o chłopcu, który w sklepie w Katowicach prosił o jedną żymłę i jedną bułkę. Na uwagę sprzedawczyni, że to to samo, odpowiedział: Wiem, ale żymła jest dla taty, on jest Ślązak, a bułka dla mamy, ona jest Mazurka…

      Polubione przez 1 osoba

      1. Ultra

        Tetryku,
        w Zakopanem byłam świadkiem rozmowy dwóch chłopców, którzy licytowali się, kto właśnie kupuje oscypek: krakus czy warszawiak. Kupujący odwraca się do nich i mówi: – A może góral? – Góral? Żaden góral oscypków w Zakopanem by nie kupił. Pytanie zatem, gdzie oni kupują oscypki.
        Podobnie z obwarzankami (tymi obwarzanymi we wrzątku), podobno kupują je przyjezdni, krakus kupuje precle, te ósemki.
        Serdeczności

        Polubienie

    2. Ultra

      Makówko,
      kilka dni temu poprosiłam o borówki, a pani zapytała: leśne czy ogrodowe, dlatego zaczęłam tłumaczyć, że nie chcę jagód, tylko borówki, a pani swoje: leśne czy ogrodowe? Pokazałam palcem, kiedy zorientowałam się, że pojęcie „jagoda” nie jest jej znane.
      Serdeczności

      Polubienie

      1. makowka9

        Jagoda to dla mnie każdy owoc leśny. A borówki są leśne albo te duże amerykańskie. A brusznice są do mięsa albo oscypków.
        A obwarzanki to obwarzanki, nie jakieś ósemki!

        Polubione przez 1 osoba

      2. Ultra

        J
        Makówko,
        jagoda to dla mnie owoc, ale czarna jagoda to ta zbierana w lesie na pierogi. W tym roku jest w cenie borówek, chociaż nie trzeba do niej złotówki dokładać i nie wymaga zabiegów pielęgnacyjnych. Ktoś mi tłumaczył, że dawniej zbierały dzieci, by mieć pieniądze, teraz dzieci 500+ nie muszą.
        Serdeczności

        Polubienie

      3. jagoda to każdy owoc o pewnej określonej budowie, strukturze, niekoniecznie leśny… jest to określenie naukowe, ale język potoczny niekoniecznie pokrywa się z naukowym… w Wawie i na Mazowszu „jagoda” oznacza owoc jednej konkretnej rośliny albo całą roślinę i jest to skrót od „czarna jagoda”…
        przy okazji znany, zabawny dialog:
        – Zobacz, tu rosną czarne jagody.
        – Ale dlaczego one są czerwone?
        – Bo są jeszcze zielone.
        gra słów: po prostu /znowu mowa potoczna/ na niedojrzałe owoce wielu, może nawet wiekszości gatunków mawia się „zielone”… co z kolei czasem prowadzi do zabawnych sytuacji, gdy dany owoc jakiegoś gatunku /np. niektóre odmiany agrestu/ jest zielony nawet gdy jest dojrzały, czyli wychodzi na to, że zielone nie jest zielone 🙂 …

        „ósemki” lub „precle” to rodzaj obwarzanków ale zawijanych w bardziej skomplikowany kształt, niż kółka… na klasyczne krakowskie obwarzanki czasem mawia się „precle” /błędnie zresztą, sami Warszawiacy często o tym wiedzą, więc unikają tego słowa wtedy/, ale najczęściej mówi się „bajgle”…
        p.jzns :)…

        Polubienie

    1. Ultra

      Agnieszko,
      właśnie o te miejsca wspomnień chodzi. W takiej Prowincji (obecnie Nowa Prowincja) można było spotkać W. Szymborską, B. Maja, L. Długosza… Naprzeciw Zwisu, czyli Vis-a-Vis można było wypatrzeć piwniczne towarzystwo, a kawę w Kolorowej i Cafe Gołębia 3.
      Serdeczności

      Polubienie

  5. Kocham Kraków, miło mi się ogląda jego zdjęcia. Spędziłam tam wspaniałe dwa lata. Spodobał mi się tekst, napisany w tak unikalny sposób, bardzo ciekawy, a czasami nawet zabawny. Miło spędziłam czas. Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia. :)))

    Polubienie

  6. w.i.e.s.i.e.k

    No i komuś to przeszkadzało, no i komuś to wadziło, więc pod bok wpakował Krakowowi, Nową Hutę.
    By pszenno- buraczani pospiesznie przezbrajani na robotników tchnęli nowy chłopsko- robotniczy duch w zatęchła wg nich „atmosferę „Krakowa.
    I osiedlili ich w mieście w którym to „podstępni architekci” twórcy miasta dokładali wszelkich starań aby jej mieszkańcom żyło się wygodnie, by to miejsce było dla nich przyjazne i zaspokajało wszystkie ich potrzeby. Dlatego między innymi zwrócono szczególną uwagę na zieleń. Nową Hutę zbudowaną zgodnie z ideą miasta-ogrodu. Zieleń była wprowadzana równocześnie z realizacją budynków mieszkaniowych.
    A specjaliści dostrzegają nawet analogie do Placu św. Piotra, placu Vendôme i realizacji Hausmanna w Paryżu.
    Z reguły zaopatrzone w niezbędną dla funkcjonowania ich społeczności infrastrukturę : punkty gastronomiczne, sklepy, żłobki, i szkoły usytuowane wewnątrz jednostki. Dzieci nie musiały przechodzić przez ruchliwe ulice, dorośli pokonywać dużych odległości dla załatwienia spraw codziennych.
    Taka to i była zemsta.
    Tyle ze smok ziejący smrodliwie nazwał się „Kombinatem” i on wykańczał „kogo trzeba”

    Polubienie

    1. Ultra

      Wieśku,
      jeszcze trochę, a Nowa Huta będzie atrakcyjną dzielnicą, także ze względu na dobrą komunikację ze Śródmieściem. Ceny mieszkań ciągle idą w górę, a jesienią piec ma być ostatecznie wygaszony, chociaż pracownicy protestują.
      Serdeczności

      Polubienie

  7. I cóż ja mogę biedny. Liczba komentarzy przerasta moje możliwości percepcji, co nie jest czymś złym, czy też nagannym ale jest jak jest i pozostanę przy śledzeniu blogowych (chociaż nie wiem, czy faktycznie i tylko blogowych) tekstów.
    Serdeczności od nas dla Was oraz spory kuferek Serdeczności mkną z Krainy Loch Ness 🙂

    Polubienie

    1. Ultra

      Sokole,
      ten blog jak tysiące innych, ale to komentarze są interesujące, ponieważ zwykle coś nowego wnoszą do postu. Bet pisze, że jest pan wek (słoik) i pani weka (podłużny chlebek, który jedzą krakowianie). Gdyby nie humor komentatorów, życie byłoby nieznośne, a tak to tylko bywa czasami.
      Serdeczności dla Was

      Polubienie

  8. Kraków jest pięknym miastem – magicznym, historycznym, poetycznym i głęboko symbolicznym. Ma swój klimat, który udało Ci się cudnie oddać w tym poście 🙂

    Ale jest tam zdecydowanie ZA DUŻO gołębi!! A ja się ptaków od dziecka boję… Dlatego też, jeśli jestem w Krakowie, czuję się tam (mimo całego zachwytu) trochę nieswojo.

    Niemniej mam jedno jedyne, krakowskie marzenie, dosyć trudne do spełnienia. Zwiedzić dokładnie Wawel… Wszystko, zamek i grobowce też. Ale wszystko tam niedostosowane :((( A ja zawsze uwielbiałem historię.

    Z Twoim postem skojarzyła mi się pewna scena z komedii romantycznej „Nie kłam, kochanie”. Piotr Adamczyk „porywa” Martę Żmudę-Trzebiatowską ze stolicy, aby pokazać jej „jego Kraków”. Chodzą sobie po Rynku, patrzą na Kościół Mariacki, słuchają hejnału, jeżdżą sobie dorożką. Zapuszczają się w starsze, kamienne uliczki boczne. Kupują obwarzanki, idą na grób cadyka, gdzie się spełniają życzenia… Ich randka kończy się w pewnej restauracji z Cyganami 🙂

    Dziękuję Ci za tę podróż po Krakowie 🙂

    Polubienie

    1. Ultra

      Celcie,
      mieszkańcy mają gołębie serce, więc karmią na potęgę. Na nowych osiedlach widzę resztki obiadów, a wszystko dla gołąbków. Turyści też obwarzanki kupują, by dokarmiać ptactwo. Dawniej na Rynku sprzedawano pszenicę, na szczęście zabroniono.
      Cóż, schody Wawel lubią, więc może następne pokolenie będzie praktyczniejsze. Czy wiesz, że do parteru mojego bloku prowadzą cztery schody, zatem trzeba mieszkać w piwnicznej izbie, by uniknąć schodów. Przykre.
      Serdeczności

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz