Widzenie w podwójnym wymiarze

Post about a hospital stay.

W końcu doigrała się dwójwidzenia

Spadło na nią, jak dachówka: nagle i z dachu. Wprawdzie było to niejako wyróżnienie, przecież rzadko kto ma takie podwójne widzenie, niestety, z tego błahego powodu trafiła na oddział, na szczęście z Jasiem, w końcu do kogoś trzeba będzie się przytulić. Mimo że przywitała się ciepło z towarzyszkami doli, okna nie pozwoliły uchylić. Trudno, na uszy są zatyczki, na nos jeszcze nie wymyślono. Panie rozmawiały o ulubionej stacji i ojcu dyrektorze. Zapytały, czy słyszała ostatnią wypowiedź ojca Rydzyka, więc grzecznie odpowiedziała, że nie wie, czy ma dzieci, ponieważ nie zna żadnego ojca o nazwisku Rydzyk. Popatrzyły na nią dziwnie, pokiwały głowami, ale dały święty spokój. Na wszelki wypadek przypomniały, że istnieje smażenie się, dlatego pomyślała, że jak będzie kiedyś starsza, to nie będzie nikogo katować ani redemptorystą, ani piekłem. Grzeszne dusze, które wietrzą grzech u innych, tylko nie u siebie, niech żyją w swoich mękach i ogniu.  Ona nikogo nie skrzywdziła ani nie zabiła, zatem leżała spokojna i bez lęku o zaświaty.

Podczas wieczornej wizyty zapytała lekarkę o przyczyny podwójnego widzenia, usłyszała:

Proszę zapytać swojego lekarza, pani nie jest moją pacjentką.

Nie drążyła dalej, bo nie było z kim. Faktycznie, przyszła z ulicy, nie z prywatnego gabinetu ani z profesorskiego polecenia, to skąd ma mieć swojego lekarza prowadzącego?

Szpitalny dryl

W pierwszej dobie było pobranie krwi, w drugiej moczu, zatem leży i pachnie. Jedna doba pobytu to ok. 350 zł, więc mamy czas. Nasza służba zapewnia łóżko, jedzenie, ciepełko, czyli SPA, skoro jedno badanie dziennie, więc pachnienie szpitalem przez tydzień murowane. Wiele dni minęło, a ona dalej nie ma opisu tomografu z kontrastem, choć logika podpowiadała jej, że lekarze wiedzą, a że nie powiedzą, jakiś cel swój mają, a jak nie wiadomo o co chodzi, to zapewne o money, money.

Noc nie była spokojna, oddział specyficzny, więc wołania dużo. Najwięcej o pastylki na rwanie. A co rwie? Wiadomo, wszystko, ale jeden krzyż cierpiał całą noc. Jak ktoś wołał „siostro”, mógł pisać na Berdyczów, teraz sióstr nie ma, są pielęgniarki źle opłacane, niedocenione. Ona widzi ten ciężar pracy, współczuje im, sama jest w sytuacji komfortowej, bo leży, w dodatku podwójne widzenie nie boli.

Rytm powszedni

O piątej rano pobudka na zastrzyk. Jako osoba dobrze wychowana prosi pielęgniarkę:

– Czy może pani przyjść później, bo dopiero co zasnęłam, a clexane można brać 0 każdej porze.

– Tak mam zapisane, więc proszę się przygotować na to, że codziennie o tej piątej godzinie będzie pani budzona.

Ona nie może wyjść z podziwu, kto wymyśla takie tortury pacjentom i po co. Wreszcie przytula się do Jasia, zasypia. Nie na długo, o szóstej pobudka: termometr i ciśnienie na pompkę, więc usiąść trzeba. O szóstej trzydzieści słyszy: – Proszę się ubrać, gdyż idziemy o siódmej na rentgen płuc. Tłumaczy, że niecały rok temu miała zrobiony,  płuca z oczami raczej bez związku, ale skoro zapisane, musi być zrobione. Ryby już głos mają, pacjenci jeszcze nie.

Rano obchód, zadano jej stereotypowe:

– Jak się pani czuje?

Odpowiada zgodnie z prawdą, że dobrze, tylko przeszkadza podwojone widzenie świata tego, na co wreszcie usłyszała, że to paraliż nerwu wzrokowego, a przyczyny będą sprawdzane. Lekarka zapytała, czy dużo pije, ona bez ukrywania mówi, że sporo, ponad litr dziennie. W końcu jakieś nałogi w jej wieku już wypada mieć. Na swój nałóg nie narzeka, wystarczy, że jej zdrowe koleżanki narzekają.

O jedzeniu nic złego nie powie, nawet na mix masłowy z marmoladą rzecze: delikates. Problem w tym, że zdrowiutkiego chleba nie może, dlatego prosi o białe pieczywo. Pani z korporacji catering odpowiada: – A skąd pani wezmę bułkę? Może kuchnia ma. Jaśnie kuchennej dodatkowo nie zapłacą, więc nie pójdzie, z kolei jako pacjentka ona nie wie, gdzie kuchnia, poza tym nie widzi. Gwoli prawdy musi powiedzieć, że raz osobiście cateringowa poszła i przyniosła, tylko nie wiadomo, dlaczego po tej bułce czuła, jakby żyła w tej baśni, gdzie dworują złe wróżki. Tak jest drugi tydzień, dobrze, że ma swojego dostawcę, bo wyszłaby rozmiar w dół.

Plusem leżenia było to, że toczyła intelektualne rozmowy, które wychodziły na coraz wyższy poziom schodów: – Nie wie pani, jak mojemu psu na imię?

Ona zgaduje: Reksiu, Misiek, Ciapek… Nie i nie. W pewnym momencie babcia  opowiada, że jej mąż wymyślił nazwę dla psa, której nie może zapamiętać: Areszt, żeby było straszno złodziejowi, więc kiedy padło na drugi dzień pytanie, czy nie wie, jak jej pies ma na imię, mogła z ulgą odpowiedzieć: pies wabi się Areszt.

– Niech mi pani powie, czy obiad mi smakował? – Czy karetka zawiezie mnie do domu?

Cierpliwie tłumaczyła, że z mlaskania słychać było zadowolenie, a do domu to nawet może jakąś karetą pojedzie. Kiedy wypisywali babcię, dostała jej  osobisty talerzyk od niej w  podzięce.

Same zalety dwójwidzenia

Zejść na oko w szpitalu raczej mała nadzieja, zatem leżenie z niewiadomą zapewnione. Jej mikrob jest mały, ale dokuczliwy. Widzi literki nie jedna za drugą, ale na ukos lub jedna nad drugą. Z chodzeniem doskonale sobie radzi, są poręcze, ściany, barierki, a zresztą doszła już do wprawy i środkiem idzie; nawet, gdy widzi dwie drogi, nie ma rozterek młodego człowieka, który nie wie, jaką z dróg wybrać. Pozytywy podwójnego widzenia widoczne aż nadto. Otwiera oczy i widzi dwóch mężów: j0eden podaje kawę, drugi kieliszek. Na talerzu widzi dwa steki, na szafce dwa Martini, a ile radości miała, gdy otworzyła portfel: miedziaków po brzegi, a setki rozmnożone. I jak tu się nie cieszyć?

Tak wyglądały pierwsze dni w szpitalu. Dziękuję kochanej  Martusi, bez niej ten post by nie powstał.

34 uwagi do wpisu “Widzenie w podwójnym wymiarze

  1. Przerabiam to wciąż na nowo. Na szczęście teraz w roli opiekuna chorego, który coś tam widzi, coś słyszy, czasem pogada z pacjentami.
    Pomyśleć,że wicemarszałek z Krakowa pochwalił naszą służbę zdrowia jako jedną z najlepszych w Europie

    Polubione przez 1 osoba

  2. Sale tzw. męskie w kolorze błękitnym? Minister, minister chciałoby się zawołać. Ale wyć chyba bardziej i nie dlatego nawet, że emalia odpada. Podpisujemy się z Bengalskim pod komentarzem Makówki; nie zazdroszcząc przeżyć podziwiamy dzielność, a najbardziej życzymy sił & wszystkiego, czego Autorce potrzeba w opisywanym stanie.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Morgana

      Byłam w szpitalu w styczniu w pobliskich mieście.
      Odczucia dobre.
      Miły, grzeczny personel, od salowych poprzez pielęgniarki do lekarzy.
      Badań mnóstwo, jedzenie dobre (miałam dietę, bez problemu), czystko, pachnąco.
      Miałam pojedyncze widzenie!
      Czekam na ciąg dalszy.
      Serdeczności zostawiam 🤗

      Polubione przez 2 ludzi

    2. Tak, tragedia narodowa tylko ogłosić żałobę narodową.Nasi rządzący decydenci to mają ewidentną ślepotę i nic nie widzą ,wszystko jest cacy.A może właśnie widzą podwójnie i dlatego nie widzą problemu, podwójny personel,z podwójnym wynagrodzeniem ,podwójne wyżywienie i podwójne zadowolenie pacjentów itp.:))

      Polubione przez 1 osoba

  3. Niech nie narzeka. Łóżko dostała, pościel dostała, marmoladkę jako papu dają, dają. Na pewno masz więcej rozmów i wizyt niż w domu i jeszcze wszystkich można przemnożyć X 2. Wiem, że możesz mieć kłopoty np. taki kotlet schabowy na talerzu. Którego dziabnąć ?. Z drugiej strony będziesz wiedziałaś czy już wróciłaś do zdrowia jak zjadłaś oba kotlety. Sprawa byłaby gorsza gdyby okazało się, że na talerzyku nie ma żadnego schaboszczaka co oznaczałoby źle postawiona diagnozę lub złodziejstwo przedmiotowego kotlecika schabowego.
    Niech się rozgląda wokoło, spisuje, zapamiętowywuje /a co se literek żałować-jesteśmy w dobrobycie/ bo będzie miała co opisywać.
    A może niech sie tak nie rozgląda i widzi jak normalny człowiek i wraca szybciutko do domciu czego razem z małżonkę życzymy z całego serducha.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Jeśli banknoty sie podwajają, to super, gorzej z podwojeniem tego, czego nie lubimy…
    Musze przyznać, że u nas największym problemem jest tłok, leżenie na korytarzu, bo reszta nie najgorsza, przynajmniej do niedawna…
    Ze zdjęć szpital jak z głębokiego PRLu w małej miejscowości, od takich widoków to i zdrowie może sie pogorszyć.
    Trzymam kciuki za dobra diagnozę i skuteczne leczenie!

    Polubione przez 1 osoba

  5. dasiagallery

    Zdrowia i „normalnego” widzenia życzę 💖. Szybkiego powrotu do domowych pieleszy. Własnie krystalizuje się u mnie główny powód NIE powrotu do kraju na starość…
    Bo jak powiedział kiedyś mój holenderski domowy lekarz: > tak, w pewnym wieku to już boli tu i tam<…. 😁
    Pozdrawiam serdecznie 😘

    Polubione przez 1 osoba

  6. Jakbym była za czasów PERLU..Ale są jeszcze takie miejsca -szpitale,gdzie chorych traktuje się jak powietrze.W Szwecji nie ma mowy o pominięciu jakiejkolwiek zachcianki chorego,jedzenie i inne potrzeby,jest bardzo doglądnięty ,lekarze i pielęgniarki są do ich dyspozycji 24 godz.na dobę.Bywałam w szwedzkim szpitalu ,i bardzo dużo jest lekarzy i pielęgniarek z Polski..Pracują całkiem inaczej niż w Polsce..Ale mają godziwe zarobki,więc poświęcenie też jest w to wliczone☺☺A na stare lata ,nie muszę sie zamartwiać ,bo tu jest tak ,że socjal dba o starość człowieka,przyjeżdżają ,masują ,umyją,nakarmią,darmowe przewozy…Nie boje sie starości ☺☺Czego życzę chorym Polakom,by było tak samo.Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  7. Ultra

    Kochani, wybaczcie, odpowiem zbiorowo, bo czytać czytam po przysłonięciu drugiego oka, natomiast pisanie może być tylko z pomocą.
    Muszę powiedzieć, że leżałam w nowym szpitalu, pięciopiętrowy gmach prezentuje się okazale, lecz oddziały smutne, bo byle jak położony lakier odpada, a łóżka przedpotopowe nie widziały J. Owsiaka.
    Ale nie to jest najważniejsze, a stosunek do starszych ludzi zarówno personelu lekarskiego, jak i pielęgniarek. Zmroziła mnie wizyta lekarki, która nawet nie weszła do pokoju, tylko w progu zapytała: – Wszystko w porządku? Nikt nie odpowiedział, bo kiedy podniosłam głowę, by odpowiedzieć, lekarki już nie było.
    Wizyty poranne z ordynatorem wprawdzie zaczynały się od troskliwego: – Jak się pani czuje, ale przebić się z opisaniem samopoczucia nie sposób, bowiem już następnego witano stereotypowym – A pani jak się czuje? Lekarze nie mają czasu, by wysłuchać, pacjent powinien w milczeniu przyjąć wszystko i głosu nie zabierać, gdyż spotka się z karcącym wzrokiem.
    Wyszłam po prawie dwutygodniowym pobycie bez diagnozy i bez opisu tomografu. Gdy będzie opis, sekretarka ma zadzwonić, wtedy mam przyjść po niego. Powiedziano mi, żeby cierpliwie poczekać, bo za kilka tygodni może dolegliwość ustąpi. To czekam, nie ma innej opcji.
    Serdecznie pozdrawiam

    Polubienie

    1. makowka9

      Tak to niestety u nas wygląda. Daruję Wam opisu moich doświadczeń. Bez odwiedzin przyjaciół i akcji wzajemnego pomagania sobie między pacjentami trudno byłoby przetrwać.
      Zdrowiej,szybko proszę i trzymam kciuki.

      Polubienie

Dodaj komentarz