Mieszanka krakowska

Nie ma Starego Miasta w Krakowie, każdy krakowianin to powie. Wiadomo, cały KRK jest stary, nie to, co w Warszawie – tylko środek. Jeśli zapytasz krakusa o Starówkę, to wyśle Cię na dworzec i każe wsiąść w pociąg, ten do stolicy.

Reprezentacyjna promenada, gdzie wypadało się w niedzielę pokazać, to linia AB zwana Cielętnikiem. Tu swoją inicjację miały podlotki, pensjonarki, które przechadzały się pod czujnym okiem mam, ciotek, przyzwoitek, choć strzelanie oczętami było, gdy pojawił się jakiś młodzieniec. Współcześnie deptak dla cudzoziemców z knajpami i ogródkami.

Jak zawsze, najtrudniej mieli młodzi w bogobojnym i tradycyjnym mieście, gdyż nie wszystko wypadało, a kontrole częste i dotkliwe. Obok Nowodworka (LO I) był sklepik z drożdżówkami. Tu przesiadywali ci, którzy zmywali się z lekcji. Tyle, że właściciel prowadził kajet, w którym zapisywał wagarowiczów i donosił dyrekcji. U Sobka (LO II) z kolei tępiono paniczyków, którzy przychodzili w modnych, jasnych spodniach np. beżowego koloru, białego, żółtego… nie uchodził taki kolor. Dyrektor palcem wzywał: – W kalesonach, smarkaczu, do szkoły chodzisz? I  odsyłał do domu, ecri nie ecri, beige nie beige, smarkacz musiał się przebrać.

Bikiniarz krakowski nazywał się dżolerem, krowoderskim kinderem. Wyróżniał się  kapeluszem z szerokim rondem zwanym naleśnikiem, kraciastymi  skarpetami i fryzurą w mandolinę lub w kaczy kuper. Siał zgorszenie i oburzenie szacownych matron. Zgroza, taki K. Penderecki miał rurki, szeroką marynarkę koloru pomidorowego (!) i kolorowe skarpetki. Dżoler, kinder  i tyle.

Zakonnik Dębowiecki wszystkim tłumaczył, iż nie może sobie wyobrazić, że Bóg mógłby wpuścić na swoje salony kogoś, kto idzie na piechotę, a nie jak Bóg przykazał na nogach. Tu lingwiści załamują ręce, masło maślane, wiadomo, człowiek chodzi na nogach, bo na rękach jeszcze nie umie. Ale jedno jest pewne, z Krakowa  wszyscy będą w niebiesiech, gdyż krakowianie nie chodzą pieszo, lecz na nogach i basta.

Rodowity krakowianin nie jeździ na plac Nowy, tylko Żydowski, a Nowa Huta dla niego to nie Kraków, za to z Huty jeździ się do Krakowa. Fenomen. Pamiętajmy, że rdzenny mieszkaniec uważał tych z obrzeży prawie za cudzoziemców, skoro pamiętał, że we wsi Prądnik wypiekano najlepszy chleb z prądem, po który przyjeżdżali z Wawelu i z Zamku Królewskiego z samej Warszawy, zaś na Błoniach pasły się krowy i owce, na Woli Justowskiej hodowano świnie, a żyzna ziemia Krowodrzy to warzywnik z uprawą słynnych głąbików krakowskich.

Krakauer to ktoś przywiązany do tradycji i wspominający tę nieboszczkę Austrię. M. Czuma i L. Mazan wprowadzili nową dyscyplinę naukową, która ma udowodnić, że Kraków jest pępkiem świata. Jak znam tych krakauerów, w końcu to udowodnią.

Krucafuks, zaklnij po krakowsku, gdzie jest ta dama?

Najcenniejszy obraz Muzeum Narodowego jeździ po świecie, Fundacja Czartoryskich zarabia miliony, ale ktoś dał przyzwolenie na taki stan rzeczy, niestety.

Nie ilość pawich piór ważna, a to, co pod piórami. Patrzymy, jak z dnia na dzień drożeją bajgle i obwarzanki, a dzisiaj przyjdzie taki jeden i mówi: – Precle proszę. Kiedyś to miasto królów i centusiów, obecnie smogu i korków, ale trzeba przyznać, że na żartach się znają, więc fraszki rosną, jak grzyby po deszczu:

„Z połowy jajka robią jajecznicę,  / A chcą w Krakowie mieć całą stolicę.”

„Tu się jeży / Nawet wieża przeciw wieży.”

„Kraków Krakowem nazwali, gdy pierwszego zakrakali.”

„Najlepiej się tu czują centusie i do-centusie.”

Piszą, że Kraków sam w sobie jest żartem, takie skaranie Boże, bo człowiek chciałby o nim zapomnieć, a nie może. I tylko warszawiacy cieszą się bezgranicznie, gdy przyjeżdża pociąg z Krakowa, wtedy zdecydowanie podwyższa się im IQ w testach Mensa IQ, czyli iloraz inteligencji idzie w górę.

24 uwagi do wpisu “Mieszanka krakowska

  1. Chyba w większości miast,są wszelakie upodobania w mowie i nazwach .I zawsze można coś dla siebie wyszukać w postaci żartu.W Krakowie nie byłam ,ale wiem ,że wychodzi się na „pole”co u nas na Lubelszczyźnie ,mówiło się podwórko. ☺Jestem ciekawa czy Kraków lubi Warszawkę?☺☺☺

    Polubione przez 1 osoba

  2. Z Krakowa się nie wyrasta, od niemal czterdziestu lat mieszkam na Dolnym Śląsku, a wciąż i nawet coraz bardziej, czuję się krakowianką. Nie poradzę 😉
    A tak na marginesie – trochę tych turystów w Krakowie za dużo, zwłaszcza na Rynku.

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Ewa2

    W latach 60 do Huty nie jeździł nawet bezpośredni tramwaj. Trzeba się było przesiąść na Rondzie Mogilskim.
    A z tym „na pole” to spór odwieczny trwa i nigdy się nie rozstrzygnie.
    Też uważam, że turystów trochę za dużo, ale szczególny „klimacik” krakowski ma się dobrze.

    Polubione przez 1 osoba

  4. racjajestnajmojsza

    Mieszkałem w dziurze. Mieszkałem w Krakowie. Mieszkałem w sypialni Krakowa. Mieszkam w Warszawie. Kraków wspominam najgorzej. Nie wiem, po prostu źle mi się kojarzy, nie spotkało mnie tam wow, nie trafiłem na ludzi, nie wiem. Nie, żeby DC było super ekstra. Jest inne, tu spotkałem moich człowieków. Tu póki co jest dobrze. Nie odbieram nikomu kochania Krakowa. Każdy kocha co i jak lubi.
    A co mnie się jeszcze skojarzyło, Warszawa też wcale taka duża nie jest, przynajmniej według niektórych. Znam ludzi, od pokoleń związanych z DC, dla który Warszawa się kończy na Śródmieściu, Żoli, Moko, Woli i Pradze. Ursynów czy Białołęka to żadna Warszawa. Prawie jak NH. 😉
    Pozdrosy z małopolskiego lasu.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Así encuentres una luz distinta en cada ventana, así encuentres una calle remodelada, se ve que tu recuerdo por Cracovia te sigue persiguiendo en tu memoria. Escribes con tanta pasión y con mínimos detalles de tu ciudad, que dejas ver tu fascinación por ella. Con tu reseña, dentro de poco, diré que he seguido las huellas de tu caminar y ya la conozco. Un buen domingo

    Polubione przez 1 osoba

  6. korki… no właśnie…
    do Kraka jeżdżę Flixbusem, wyjazd 9.00 z Wawy, przyjazd teoretycznie 13.35.. autobus pruje jak należy, ile fabryka da, około 12.30 mijamy Miechów… zostało jakieś 40 km… o której powinienem być w na miejscu?… ciekawe, prawda?… logika i rachunki sugerują, że za jakieś pół godziny, tak pi razy drzwi… ale praktyka jest inna:
    dzwoni telefon:
    – Gdzie jesteś?
    – Niedaleko jakoś tak.
    – To za ile będziesz?
    – Bo ja wiem? Godzinka, półtorej.
    właściwa strefa korków zaczyna się tak około Słomnik, ale wcześniej też się jakiś zdarzy… więc skąd ja mogę wiedzieć, za ile będę?…
    p.jzns 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  7. Mieszanka Krakowska to bardzo smaczne galaretki owocowe oblane czekoladą. Niegdyś bardzo cenione, uważane za ekskluzywne czekoladki. Z racji swej ekskluzywności świetnie nadawały się na prezent albo wręcz łapówkę! Smaku i wyglądu nie zmieniły do dziś choć straciły na atrakcyjności w charakterze łapówek.

    Polubione przez 1 osoba

  8. Kraków… wiele wspomnień. Bardzo różnych.:) Teraz kojarzony dodatkowo z bardzo sympatycznymi osobami.:)
    Czy ktoś mi wytłumaczy jak wygląda fryzura w mandolinę?! No proszę! Bo ja, jak dotąd, znam takie określenie jedynie z literatury.:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Polubienie

Dodaj komentarz