W towarzystwie carpaccio z akompaniamentem trawy żubrowej i truflową nutą

     

 Ludzkie życie jest globalną restauracją, wobec czego blogerzy rozpalają ogień pod postami i serwują potrawy,  od których same drożdże rosną w rękach. Tu jest tyle poezji, peanów, hymnów i ód do kurzych ud, że ani się obejrzysz, a już obejmujesz te ziarenka chia (hiszp.szałwia), przytulasz bezrybną zupę rybną, patrzysz pożądliwie na wołu nadziewanego niebiańskimi ptakami z niezapomnianą nutą amarantusa, a w domu wdychasz zapachy owsianki z mlecznym wkładem i sałatki z sałaty. Czar prysł, nazwy pospolite, więc smakują tak sobie. Dziś na Fb szef jednej z kuchni poleca pieczeń wieprzową z ciapkapustą za 25 zł. Kapustę wielu lubi, ale z tym ciapem szef przedobrzył. Od razu czujesz w sobie odruch wgryzania się w temat, by pochłaniać niepospolity zapach kapuchy, rozkoszowania się poezją słów „ciapkapusta” oraz fotografią wieprzowych wdzięków. W internecie z kolei oglądasz ten delicious – przysmażone skórki duck bulgogi i pragniesz poczuć na swoich wargach owe kropelki champagne vinegar, dlatego pędzisz w podskokach do lodówki, a tam… jakby to najprościej rzec: Francji elegancji nie zobaczysz. Sokrates również wiedział, podobnie jak my, że człowiek nie żyje, aby jeść, ale je, aby żyć.

Minęły czasy, kiedy jadło się barszcz na zakwasie, mięsny gulasz, a potem kromą chleba wycierało sos, kiedy każdy sam robił twarożek, czy surówkę z marchwi, selera i jabłka. NIE te czasy. Obecnie w mediach społecznościowych nie wypada chwalić się, że jadłeś schaboszczaka z kartoflami, także nie pijesz gorącej czekolady, tylko hot chocolate, na torebce budyniu przeczytasz z angielska pudding, a na serku mozzarelli  produkowanej w Polsce – bianco latte. Co roku sieję fasolę nakrapianą, a dopiero gotujący blogerzy otworzyli mi oczy, że to borlotti. Faktycznie, nazwa ma brzmienie eksluzywne,  jakby bardziej światowe, borlotti powabniej uwodzi zmysły niż jakaś tam fasola. Nie zdziwcie się, gdy powiem, że posadziłam borlotti. Jak uczy przysłowie:  Można jeść byle co, ale nie byle jak zrobione.

          Siemanko, mówi do mnie vloger i uczy, jak zrobić apple fritters. Może ta nazwa i mnie dowartościuje? Po chwili orientuję się, że chodzi o smażone plasterki jabłka obtoczone w cieście, czyli danie, które każdy zna choćby z dzieciństwa. Smażę na przekór omdlałe krążki cebuli i pora, by podać z gniecioną soczewicą i smoothies. Te nazwy mają uszczęśliwiać, wynosić nad poziomy przeciętności oraz ukazać przynależność do tych, którzy nie piją zwykłego koktajlu, a eleganckie smoothies (choć to także  koktajl). Rodzi się nowa elita kulinaries. Wchodzą na salony jadła wybornego, smakowitego, wysublimowanego  (po seczuańsku male znaczy ostre, więc usta drętwieją), okraszają niczym Okrasa nazwy, wmawiają, że zalegania w żołądku nie będzie, ale chudnięcie pewne i to już po jednej łyżce, a ponadto lukrują dodatkami typu: „tego jeszcze nie jadłeś”, „babcia… świekra… poleciła…” Polecone wypada spróbować, danie w dodatku podobno nie wchodzi w boczki.

           Moja większa kałamarnica otworzyła mi oczy na rozgrzanie intelektu sokiem z granatu i czarnej rzodkwi, ponoć niezwykle uzależniające danie pasterzy andaluzyjskich oraz na wyśmienity marynowany arbuz. I mnie dopadła duma z wytwornego jadła, albowiem dowiedziono uszczęśliwianie filozofią niezwykłego, choć zwykłego jadła, abyś na języku czuł nutę zadowolenia niebiańskim smakiem i nieziemską nazwą. Jeśli jadłeś jajko po wiedeńsku, to nie wrócisz do normalnie gotowanego na miękko. Nie ta klasa jajka, choć to samo jajo, a jaja w kuchni to debeściak kulinarny.

Stylizowane jedzenie  zasłużyło na miano:  p r z e z  ż o ł ą d e k  do  o ś w i e c e n i a  k u c h e n n e g o.  O dietach nie mówię, ponieważ Monteskiusz napisał, że zdrowie utrzymane za pomocą restrykcyjnej diety to przykra choroba. Zamawiam więc na bogato: zupę z płetwy rekina, kalmary na gnieździe z chrupiącej sałaty w otoczeniu chrustu ziołowego, profiterolki z galaretą i masło maślane raz!  Liczy się kreatywność, więc proszę o repetę.

Sama też upiekłam, żeby nie było; lecz wytwornej nazwy jeszcze nie wymyśliłam, ale to zapewne tylko kwestia czasu:

21 uwag do wpisu “W towarzystwie carpaccio z akompaniamentem trawy żubrowej i truflową nutą

  1. Pulchne zawijaski sezamem nakrapiane! Tak interpretuję Twoje wypieki, które zdają się być pasztecikami?
    Opisane w tekście,kulinarne wygibasy budzą u mnie dosadny komentarz: W głowach nam się poprzewracało:))
    Tak czy siak – smacznego!

    Polubione przez 1 osoba

    1. I powiem ci otwarcie i szczerze, że nic tak na moją kuchenną wyobraźnię nie działa, jak nazwa dania z epoki słusznie minionej, nie poradzę. Mam w Polsce swoje szlaki kulinarne i wiem, gdzie jest najlepszy pod słońcem schabowy z kapustą zasmażaną (knajpa w Kroscienku), gdzie najlepsze pod słońcem placki po nibywęgiersku (pod Żywcem), czy flaczki (Podgórzanka w Kaczorowie na Dolnym Śląsku) 😊 A pierogi ruskie pod Krakowem, w starym zajeździe w Przegini Duchownej, przy drodze z Liszek (w poniedzialki zamknięte).
      No i jak tu teraz zasnąć, jak się człowiek tak kulinarnie rozmarzył…😉

      Polubione przez 1 osoba

  2. Ciapkapusta (w menu jednej restauracji widziałam nazwę ciaperkapusta, inna, apetyczniej brzmiąca nazwa to panczkraut) to nie inwencja szefa kuchni, to takie śląskie danie czy raczej dodatek obiadowy: kapusta ugnieciona z ziemniakami. U mnie się nie jadło, ale niektórzy uwielbiają.
    Nazywanie budyniu puddingiem jest bez sensu, bo pudding to co innego. Z kolei koktajl jest dla mnie napojem z dodatkiem czegoś mlecznego, a smoothie bez – taka moja prywatna definicja.
    Pasztecika można nazwać z hiszpańska „empanada” i już brzmi egzotyczniej. 🙂 Na zwykłego kotleta czy na rosół też każdy ma swoją nazwę. Z moich obserwacji obcokrajowcy raczej nie tłumaczą nazw typu „kiełbasa”, „zapiekanka” czy „pierogi” – odebrałoby im to znaczenie. 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  3. jotka

    Twój wypiek skojarzył mi się z czarnuszkową fantazją zawijaną wokół farszu, a co!
    Z tych właśnie powodów , o których piszesz, warto zapytać kelnera z czym mamy do czynienia, a i tak czasem człowiek dziwi się dwa razy – gdy podają talerz i gdy przychodzi zapłacić rachunek.

    Polubione przez 1 osoba

  4. m.z.

    A ja marzę o ugotowaniu SWOJEGO jedzenia… choroba mnie to uniemożliwia. Kupne jedzenie nie smakuje… takie jest „na sprzedaż” a nie do jedzenia. Małe punkty garmażeryjne pozamykane… a „masówa” pełna trocin i wszelkich wypełniaczy. Te wszystkie wędliny pachną chemią i środkami do dezynfekcji powierzchni… Niezmiernie rzadko trafi się coś zjadliwego. Ostatnio trafiłam „przedwojenną szynkę” w smaku. Dawniej ten smak był normą. Panie ekspedientki nie kroją szyneczki cieniuśko… nie żebym sobie żałowała… bo kładę na kanapkę 5 plasterków cieniuśko ukrojonej smakowitej szyneczki. I te zapachy prawdziwej szyneczki, baleronu, paszteciku (mojego) ukrojonego na1 cm. z gruszeczką ze słoika…. a baleronik pachnący jak baleronik z domową sałatką z zielonych pomidorów octowo słodką… Chciało by się rzec… „Panie jak zabrałeś możliwości…to zabierz i pamięć ” 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  5. Tetryk56

    Okudżawa śpiewał o stempelkach na łeb, ale ponieważ urząd jednak nie stempluje, wielu z nas prokuruje sobie własne stempelki i puszy się nimi jak paw. Nie stać mnie na luksusowe auto, to choć ocet, na który mnie stać, nazwę sobie po francusku. A skutki? Takie same, jak we wspomnianej piosence.

    Polubione przez 2 ludzi

  6. Małgośka

    🤔? nie wiem czym jest to to na pierwszym zdjęciu, ale wygląda jak kupa jeża.
    Kolorowa kupa jeża.
    Tupet i bezczelność niektórych kuch-mistrzów w serwowaniu podobnych mazideł, jako danie i (zapewne!) za niebotyczną cenę są powalające!
    Ale też snobizm i głupota tych, co zamawiają taką mamałygę jest równie niezrozumiała – no chyba że zwiedzają doświadczalne kosmiczne laboratorium smaków 😁

    Jest popyt, jest podaż. Kto bogatemu zabroni? Niech wciągają tę pulpę – smacznego! Będzie co opowiadać „w towarzystwie”.

    Polubione przez 2 ludzi

  7. Czasem aż głowa mała co ludzie potrafią wymyślić, aby sprzedać jakieś danie. Mimo wszystko najbardziej przemawiają do mnie Twoje wypieki, chociaż nie mają wymyślonej nazwy jeszcze w takim duchu. Sushi też jest w porządku, chociaż też nie ma nazwy innej (chyba). 🙂

    To tak samo mam w domu, z mrożeniem pieczywa. A w ostateczności można zrobić grzanki/tosty. 🙂

    Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

  8. Podróże po smakach, gdzie nazwy potraw brzmią jak poezja! 🍲📖 Kucharze blogerzy rozpalają wyobraźnię, serwując kulinarne arcydzieła. 🌮🍰 Od hot chocolate po borlotti, elegancja w kuchni to nowa elita kulinarna. 🍽️✨ Z humorem odkrywajmy smaki nowoczesnej kuchni i eksperymentujmy z nazwami potraw. Bon appétit! 🥂

    Polubione przez 1 osoba

  9. Biorąc pod uwagę, że nie znam tak z połowy składników, które wymieniłaś i francuski nie jest moim językiem, poczułam się jak w bardzo ekskluzywnej reatauracji, a to nie za bardzo moje klimaty.
    Lubię szykować jedzenie, kiedy mam czas i flow. Ale korzystam najczęściej z prostych przepisów, nie mam aż takiego powołania do gotowania, żeby przesiadywać w kuchni godzinami.
    I nie przeszkadzają mi proste potrawy, wręcz przeciwnie, mam sporą radochę, kiedy się nimi najadam. 🙂
    Nie ma dla mnie słowa nie wypada, chociaż oczywiście gotowanie w obecnych czasach socjali osiągnęło takie mistrzostwao, że sfilmowanie zwykłego jajka na twardo, jajeczniczy czy ciasta, nie udekorowanego i bez odpowiedniego tła to już pewien nietakt :D.
    Życzę cierpliwości do smakołyków i przyjemności m.in. w gotowaniu :)))
    Pozdrowienia

    Polubione przez 1 osoba

  10. Bardzo apetyczny post!
    Potrawy kuszą, język i słowotwórstwo intryguje.
    I myślę, że o to właśnie chodzi twórcom wymyślnych nazw.
    Truflowa nuta, chrust ziołowy, apple frittes brzmi jakoś tak wytworniej, wręcz królewsko, nazwy budzą ciekawość i ślinotok.
    Może choć na chwilę dają poczucie doświadczenia luksusu, na co dzień niedostępnego?
    I o ile ich miejsce jest w ekskluzywnych restauracjach, jest ok.
    Natomiast w codziennych sytuacjach, w przypadku domowej kuchni, prywatnym pitraszeniu – zakrawają na przerost formy nad treścią, budzą co najwyżej uśmiech, a może nawet lekkie zażenowanie.
    Ps. Twoje paszteciki zacne bardzo (i niech zostaną pasztecikami). 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  11. Pozwolę dodać sobie swój 🙂

    Celność Twych spostrzeżeń i uwag wzbudza mój podziw. Jest w nich smak i klasa. Co do Twego dania, może taka nazwa” Ultrazawijki” ???

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz