Interesting inscriptions, names and vocabulary of Krakow.
Dawny Kraków kojarzył się z kwiatowymi gazonami, matowym światłem gazowych latarń, krzykliwymi roznosicielami”Kurierka”, czyli „Ikaca”, fiakrami, którzy uprzedzali pieszych zawołaniem „jeep”, by szybciej usuwali się z drogi oraz tym odmiennym językiem.
Zapewne trudno w to uwierzyć, ale kiedyś ludzie przystawali, gdy się witali, by porozmawiać jeden z drugim, wyrazić radość bądź troskę i patrzeć sobie w oczy. Współcześni nie dość, że mówią źle o drugim, to jeszcze muszą szukać znajomych na Fb. To są dopiero absurdalia! A kiedyś bywało tak:
– Uszanowanie profesorostwu, państwo pewnie wybrali się na spacerek? (Profesorowa to żona profesora).
– Całuję rączki pani doktorowo. (Tak pozdrawiało się niepracującą żonę lekarza).
– Czy aby pan rajca się nie przeziębi? Taki ziąb dzisiaj.
Wieść gminna głosiła, że najlepsze juble (zabawy) są w Krakówku. J. Dwornicki, aktor teatru im. J. Słowackiego zaprosił czterech kolegów do świętowania, gdyż dostał pół litra wódki. Na Krupniczej padła propozycja, by dokupić zagrychę. Kiedy poprosił o 20 deko pasztetowej, J. Kurnakowicz złapał go za rękę – „Zwariowałeś, aż tyle? Kto to zje?” To się nazywa jubel, a że przy okazji oszczędny, wiadomo, jesteśmy w mieście centusiów.
W „Domu 40 wieszczów”, „czworakach literackich” na Krupniczej 22 żony pisarzy prowadziły stołówkę. Co tam się jadało? Była czerwona polewka (pisarz A. Polewka), kotta po francusku (J. Kott, krytyk teatralny), dygaciki waniliowe ( S. Dygat, pisarz), czy kisiel katolicki (S. Kisielewski, publicysta). Wszyscy tam mieszkali i chcieli na borg, więc nic dziwnego, że bankrutują.
W tym mieście młodzi ubierali chałaty. Całe podstawówki nosiły granatowe, jednakowe odzienie; nazwa szkolne mundurki weszła na dobre dopiero po dwutysięcznym roku. Dzieci jadały grysik nie mannę, a na śniadanie kajzerkę z leberką (rodzaj wątrobianki pasztetowej).
Wielki świat chodził na wiedeńskie śniadanie do Noworola (jajko w szklance i kajzerka z masłem), teraz modne jest jedzenie w sklepie meblowym, więc wielki świat tam bywa. W osłupienie wprowadza ilość ludzi, którzy mówią, że jadą do Ikei na śniadanie. Może chodzi o odrobinę szwedzkości? Ale nie, bo co może być szwedzkiego w hot dogach, czy klopsikach z frytkami, przy czym kawa i herbata za darmo, oczywiście z ichnią kartą. I tu zapewne tkwi sekret, że Polacy nie po meble, a na śniadania jeżdżą do Ikei.
A kiedy przychodzi nowe, robi się od razu ciekawiej, więc zobacz „Swoją drogą”? Oczywiście, przecież nie twoją.
„Pan tu nie stał”? Pewnie, że stał, dlatego z nim kupisz nie tyle odlotowe rzeczy, co dawne perełki, np. uchwyty do szklanek.
Kraków ma swój Loch Ness, no przecież, że fenomen, ponieważ jeziora brak, w dodatku w sierpniu nieczynny. Szkoda, taka perła… z pianą oczywiście.
Sztuką życia krakowianina było cijanie. Ono uświadamiało światu za pomocą słów, zaśpiewu, akcentu, że pochodzi się ze Stołecznego Królewskiego Miasta zwanego Rzymem Północy.
– Co robi krakowiak? Ci ja. A wszystko za sprawą piosenki „Krakowiaczek ci ja”.
Na koniec przytoczę urokliwe słowo: inną razą. Inną razą też będzie o Krakowie.
Miłośniczka, pasjonatka… i z atencją do Krakowa. Piękne to.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu,
masz rację, jest to niezwykłe miasto.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W tym cały urok.
To nie jakiś tam folklor jakiegoś tam miasta, to Nasz kochany Kraków i basta,
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tatulu,
widzę, że i Ty często błądzisz po ulicach tego królewskiego miasta.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
😃😃😃😃😃😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bexo Lemon,
cieszę się, że sprawiłam radość Jej Cytrynowości. Uśmiech poszóstny tak wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pięknie opisałaś dawny i dzisiejszy Kraków😀
Z tym nierozmawianiem, to jest wszędzie. Ludzie w wiecznym pośpiechu i nawet kłaniać się im nie chce. Smutne…
Granatowe mundurki, chałaty pamiętam i ja, chodziłam w latach 70 -tych i wątrobianke jadłam.
O Krakowie współczesnym więcej mogę powiedzieć moje Dzieci, bo urodziły się tu, szkoły, studia pokończyli, pracują, jeden Syn mieszka.
Zapraszam na bloga, u mnie pachnąco, perfumeryjne🌺
Miłego weekendu życzę i pozdrawiam serdecznie ☀️🦋☕🤗
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciekawe kawiarenki, ale rozumiem, że każdy śmiertelnik tzn nie np profesorowie i ich żony też może jadąc w takich kafejkach. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Krysiu,
profesorzy sami zapraszali, więc czasem zajęcia odbywały się U Zalipianek.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Morgano,
dzieciom wydaje się, że zawsze tak było jak teraz, dlatego warto przypominać, że kiedyś było inaczej. Wystarczy pokazać obrazy S. Wyspiańskiego, widok z okna na Kopiec Kościuszki – szczere pola, a przecież mieszkał na Prądnickiej!
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Kolejny niesamowity tekst, masz zamiłowanie do tego miasta.
Jadłam kiedyś w meblowym, bo dawne towarzystwo to lubiło.
Gdyby dziś obowiązkowe były mundurki w szkołach, może młodzież skupiłaby się bardziej na nauce niż szpanowaniu.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Aniu,
nauka to nie kwestia mundurku, a motywacji. Przybywają nowe grona, którzy nie muszą nic robić, bo pieniądze dostają co miesiąc.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Same perełki wybrałaś:-) W Ikei bywam, jem i piję, bo tanio jest, w wielkim świecie rzadko bywam…
Teraz także przystajemy by porozmawiać, tyle że tematy inne, bardziej przyziemne.
Szukamy miejsc oryginalnych, to także pewien snobizm, bo kto chciałby spać w więzieniu bez wygód, jadać w PRL-owskiej stołówce, załatwiać potrzeby w prymitywnej wygódce. Hotel to już za mało…Może wrócimy do jaskiń?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Asiu,
z tym snobowaniem się trafiłaś. Jak w Nowej Prowincji posiedziałam trochę w tej przyciasnej, szkolnej ławce, przeniosłam się na krzesło, ale było chybotliwe, więc kiedy zwolnił się stołek, usiadłam, ale ile można na twardym usiedzieć. Współczułam piwniczanom, widać mieli zahartowane, odporne siedzenia.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Swoją drogą krakowskie gosposie często mylą fasolę grochem i serwują zupę grochową, w której pływają dorodne ziarna fasoli. Na bazarowych straganach można spotkać woreczki z fasolą popularnie zwaną „jaśkiem” opisane jako „groch Jaś” . A o czym napiszesz może inną razą?
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Bet,
obserwuję te napisy, ale u starszych, młodzi już odróżniają fasolę od grochu.
Inną razą będzie o Cricotece i zapomnianym jej twórcy; temat dla koneserów, ale podejmę ryzyko nieczytania.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Nie wrócą tamte lata szalone pełne uszanowania dla drugiego człowieka. Niestety schamieliśmy i nawet widać to w Internecie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sagulo,
kiedyś cham był wypraszany, teraz gości w telewizji i bryluje na salonach.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Oj racja wielka!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sagulo,
najgorsze jest to, że mądrzy ludzie siedzą cicho, aby czasem ten cham się nie obraził.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Pięknie opisane! 🙂
A krakowskie cijanie wyszło za Kraków, n.p. do Zagłębia…
Taką przyśpiewkę z imprezek rodziców pamiętam:
„Jestem ci ja Zagłębianka,
mam fartuszek po kolanka
a spódniczkę jeszcze wyżej
coby chłopcy mieli bliżej…” A może to była Krakowianka? :-))
Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dasiu,
to rzeczywiście była krakowianka, ale piosenka stała się popularna, dlatego każde miasto śpiewało „jestem ci ja”…
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Cijanie – najlepsze 🙂 Pozdrawiam ciepło.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Gabrysiu,
większość miast ma swoje legendy, które w programie Małych Ojczyzn wydobywa się na wierzch i ukazuje światu.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Lubię te Twoje opowieści o Krakowie. Mojej mamy rodzina pochodzi spod Krakowa. Wielu z nich mieszka teraz w Krakowie. Często ich odwiedzałem. Teraz już mniej ale Kraków tez mam w krwiobiegu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Marku,
cieszę się, jeśli wzbogaciłam Twą wiedzę o Krakowie.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ponoć krakus i poznaniak równocześnie się schylili po leżącą na ulicy złotówkę. Tak powstał drut aluminiowy „;)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ulotne Chwile,
a toś mnie zaskoczyła. Ha, ha, przyznam, że nie znałam tej dykteryjki.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Ja, jeśli ” śmietankę ” krakowską chcę spotkać , do STASI na obiadek wpadam.
Oczywiście tylko wtedy, gdy Ultra mnie u siebie nie zakotwiczy.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Watro,
u Stasi nie jadłam, więc zajrzę. Teraz wielu krakowian mieszkających w Śródmieściu mieszka na obrzeżach. W mieszkaniu koleżanki ze studiów urzęduje bank, a ona sama mieszka w Bieżanowie i cieszy się, że trochę bliżej niż w Kurdwanowie.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Leberkę wciąż kupuję raz w tygodniu u zaprzyjaźnionego wytwórcy – mimo, że kaszubska, a nie krakowska, pyszna jest. Szczególnie do domowego pieczywa.
Ale mundurki, to rozpowszechnione były już przed oboma wojnami, jak to i u Gomulickiego można przeczytać i w licznych pamiętnikach tamtych czasów.
Kiedym miał więcej czasu na podróżowanie i pieniędzy na trwonienie, to często odwiedzałem Kraków. Z kilkoma zaprzyjaźnionymi miejscowymi utracjuszami chadzaliśmy na zimną wódkę do zalipianek i w parę innych miejsc. Ostatnią razą, kiedy dwa lata temu przyjechałem do Krakowa, zastałem Zalipianki zamknięte, nie wiedzieć czemu. Może dlatego, że sam byłem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pozwolę sobie odpowiedzieć. Zalipianki już nie istnieją, chyba zbankrutowały. Jest na ich miejscu inny lokal.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
No i wszystko jasne 😉 Dzięki za informację.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krzysztofie,
celebryci nie powinni prowadzić knajp, bo to trudny kawałek chleba, a ceny? Za śledzia trzeba było dać 24 zł, a za sałatkę z szyjką rakową 34 zł jakby posypane były złotem.I jeszcze ten Duda w tle…
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja bym aż tak stanowczo nie wykluczał celebrytów z biznesu gastronomicznego. Z czegoś muszą przecież żyć pomiędzy kolejnymi propozycjami pracy. Pewnie są też przypadki prawdziwej pasji kulinarnej wśród nich, oraz autentycznego zaangażowania w firmowany nazwiskiem biznes. Ceny mnie nie poruszają, bo uważam, że w znacznej mierze reguluje je popyt. Nie będzie chętnych na drogie dania, to splajtuje knajpa, albo się dostosuje. Sam zaś wybieram takie miejsca, na które mnie stać. Na szczęście jest ich sporo. Czasem tylko popadam w szaleństwo i wydaję z trudem uciułane grosze, by spróbować rzeczy nigdy wcześniej nie jadanych (z powodu ceny albo trudnej dostępności), lub miejsc poza moim normalnym zasięgiem cenowym. Szczytem ekstrawagancji gastronomicznej w moim przypadku była wizyta w kopenhaskiej Nomie. Nie ja płaciłem, więc bardzo lekko przyszło mi zachwycanie się tym, co przynoszono na nasz stół 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krzysztofie,
o Nomie krążyły legendy. Teraz jakby mniej mówi się i pisze o tej najlepszej restauracji świata. Widać, że ludzie nie ekscytują się również trzema rodzajami mrówek (jeden o silnym aromacie kolendry, w drugim dominuje trawa cytrynowa i lubczyk, a trzeci jest kwaśny jak cytryna), wołami piżmowymi z Grenlandii oraz tymi sosami z kiszonych pasikoników.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja tam nie wiem, czy Noma najlepsza, bo nie śledzę doniesień w tej kwestii. Jednak wizyta tam zostawiła we mnie jakiś ślad. Jeszcze nigdy wcześniej, i już nigdy później (jak dotąd) nie byłem obsługiwany tak świetnie. Czułem się zarazem jak lordowskie panisko w gościnie i jak kumpel co wpadł z wizytą do niezwykle sympatycznych ziomków zaprzyjaźnionych od lat. Jedzenie zaś (menu degustacyjne) było przedziwne. Mniej mnie interesowało z czego zrobiono jedzenie, a bardziej to jak pachniało, smakowało i wyglądało. Lubię smacznie zjeść, ale nie jestem koneserem, który potrafiłby nazwać wszystkie swoje odczucia smakowo-sensualne, zatem recenzję tego, czego próbowałem, zawarłbym w słowach – niezwykłe, zaskakujące, pyszne. I podobnie jak wspomnienie obsługi, dania też pozostaną ze mną na długo.
PolubieniePolubienie
Krzysztofie,
ja ostatnio byłam w knajpie, gdzie czekaliśmy godzinę na danie i to nawet można zrozumieć, chociaż powinno być czekadełko, a nie było, ale na rachunek czekać pół godziny to już lekceważenie klienta.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W miłym towarzystwie albo z dobrą książką mogę czekać i dłużej. Zwłaszcza jeśli wybrałem się do restauracji by kosztować nowe smaki a nie po prostu zjeść obiad. Dość często sam gotuję, więc wiem, że przygotowanie dania potrafi zająć sporo czasu, szczególnie jeśli robi się to od podstaw, bez stosowania półproduktów. Myślę, że czekanie w granicach 30-60 minut, w zależności od złożonego zamówienia jest do zniesienia. Gorzej z czekaniem na rachunek, tego nie rozumiem. Myślę, że po dziesięciu minutach czekania zacząłbym się zbierać do wyjścia bez płacenia. A wtedy szybciutko by się zjawił kelner z rachunkiem 😉
PolubieniePolubienie
Krzysztofie,
czekanie na rachunek źle świadczy o restauracji, natomiast wiadomo, że większość mięsa, drobiu jest konfitowana i przygotowywana wcześniej. Świeże to zrobisz sobie w domu, nie ma co liczyć na dania w knajpach, a ozdoby z sosów często z butelki i spray’u. Ale kiedy panie mają rajstopy ze spray’u. to już nic nie powinno dziwić.
Pozdrowienia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dawno temu miałem epizod kuchenny i choć nie była to restauracja z najwyższej półki większość była dań robiona na świeżo, oczywiście prócz zup, dań, które zyskiwały na smaku po kilkakrotnym podgrzewaniu, tego co wymaga godzin marynowania, no i kaczuszki pieczonej 😉
PolubieniePolubienie
Krzysztofie,
to musiało być dawniej, współcześni mają sposoby, że plasterki ogórka zafoliowane po kilku dniach będą jak świeże i kaczusia konfitowana po kilku dniach będzie świeżutka, prosto z piekarnika, czyli podgrzana.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W rzeczy samej było to przed wielu laty, ale przecie i wtedy folia istniała, a nawet pompki próżniowe. Jakoś jednak nie bardzo wierzę w świeżość krojonych warzyw pakowanych w folię. No i do tego jeszcze akcent ekologiczny – folia. Konfitowana kaczucha pewnie, że smaczna, ale smalcu przy tym idzie, że ho-ho. I to nie tego najtańszego, wieprzowego, ale drobiowego 😉
PolubieniePolubienie
Ewuniu,
ktoś pisał, że właścicielka marnie płaciła, a bez dobrych kucharzy restauracja istnieć nie będzie. A szkoda, bo miejsce było kultowe.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Krzysztofie,
masz szczęście, że blisko mieszka zaprzyjaźniony wytwórca wspaniałych wędlin, więc nie faszerujesz się chemią ani nie musisz się bać nieświeżości, więc leberkę można jeść, sklepowej pasztetówki nie ma co polecać.
Zalipianki kupiła celebrytka, wkrótce była informacja, że prezydent Duda był na obiedzie. Kto przyjdzie do takiej knajpy, w której ceny pewnie też prezydenckie.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To prawda – mam szczęście, bo i leberkę dostarczają mi pyszną, także kaszankę, białą kiełbasę, boczek wędzony… 😉
Szkoda tych Zalipianek, bo to sympatyczne miejsce było.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krzysztofie,
kiedyś miałam takie miejsce, ale później miał zapotrzebowanie tak duże, że stał się komercyjny, a w takiej fabryce wędlin nic nie będzie już pyszne.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mam nadzieję, że u mojego dostawcy taki wzrost chęci mnożenia zysków nie nastąpi.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krzysztofie,
oby mu nie przyszło do głowy, bo z niezliczoną ilością nie idzie jakość.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To dość wyważony człowiek. Ma swoje lata, więc sądzę, że skoro dotychczas nie gonił za maksymalizacją zysków, to jest szansa, że już nie zechce tego robić.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krzysztofie,
teraz taki mało pazerny człowiek to rzadkość, okaz, wyjątek. Większość goni za mamoną.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zdaje się, że masz rację. Dlatego zawsze z przyjemnością zaokrąglam mu w górę rachunek.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krzysztofie,
widać, że jesteś wyjątkowym człowiekiem, skoro potrafisz docenić drugiego człowieka.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To łatwe, bo nie znam wielu podobnych mu ludzi 😉 Niestety…
PolubieniePolubienie
Krzysztofie,
biznes uczciwy podobno nie istnieje, ale znam kilku ludzi, którzy dzielą się pieniędzmi z innymi, niestety, w większości są to ludzie starsi i doświadczeni przez życie.
Pozdrowienia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też osobiście znam kilku ludzi, którzy prowadzą firmy uczciwie i bez ogromnej napinki na zysk. Nie stworzyli imperiów biznesowych, ale dzięki ich przedsięwzięciom ludzie mają pracę, w której przyzwoicie zarabiają, a produktom też nie można niczego zarzucić. Nie są najtańsze na rynku, ale jestem gotów na to poświęcenie 😉
PolubieniePolubienie
Krzysztofie,
niestety, coraz mniej uczciwych, liczy się pieniądz.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Smutna konkluzja
PolubieniePolubienie
Uwielbiam czytać te Twoje opowieści o moim rodzinnym Krakowie. Mieszkając tu całe życie nie zauważam wielu rzeczy, które Ty z takim wdziękiem opisujesz. Nie zauważam, mijam, bo są takie normalne, oczywiste.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Makówko,
kiedy chodziłam z nosem wlepionym w chodnik, nie zauważałam napisów, ciekawych tablic itp., teraz głowę podnoszę, by więcej widzieć i doczytać, o czym informuje taka tablica oraz poznaję historię tej bądź innej kamienicy.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
W Krakowie byłam raz, bardzo dawno temu i chodziłam utartymi szlakami, więc te wszystkie ciekawostki poznaję z ogromną przyjemnością. Bardzo chciałabym wrócić kiedyś do Krakowa, ale jeszcze mocniej pragnę, by to wspaniałe miasto chcieli poznać moi młodzi-syn z synową. Ma ono bowiem nieuchwytny urok, coś trudnego do określenia i opisania, co sprawia że człowiek zakochuje się w tym mieście. Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Iwonko,
masz rację, każdy młody człowiek powinien stanąć na bruku krakowskim. Szkoda, że nie zorganizowano wycieczki szkolnej do tego miasta.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
what fascinating pics, and Loch Ness is a long way from home 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kate,
Loch Ness is the name of a pub in Krakow. All photos come from this city.
Best wishes
PolubieniePolubione przez 1 osoba
lol, yes I did gather that, sorry it was my joke as the real Loch Ness is in Scotland 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kate,
It was a joke. Loch Ness in Krakow, and the monster leans out of a glass with beer.
greetings
PolubieniePolubione przez 1 osoba
lol that really is hilarious, great sense of humour 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kate
I am pleased to know that you also have a great sense of humor.
greetings
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kiedyś była jeszcze popularna malutka knajpka na Siennej , nazywała się Fafik jak pies profesora Filutka z Przekroju. Znane osoby można było spotkać w Rio koło kina Sztuka na Jana. Rio jeszcze prosperuje, mimo, że jak dawniej bardzo tam ciasno.
Czytałam ostatnio, że legendarny Piękny Pies ma być reaktywowany. Niestety takie na nowo przywoływane do życia miejsca już nie mają tego uroku co pierwowzory.
Bardzo jestem ciekawa tekstu o Cricotece, byłam w nowej siedzibie, na cyklu wystaw poświęconych Kantorowi. Relacje zamieściłam na blogu.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ewuniu,
ja czasem bywałam w maleńkiej Lili na początku Grodzkiej, tam też bywały znane postacie. O Pięknym Psie krążyły legendy.To już trzeci rozbiór Psa.Podobno teraz będzie na placu Wolnica.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie