Watrze poświęcam
„Należy kochać/ stare kamienie,/bo jest w nich dawnych czasów wspomnienie” (Cz. Janczarski)
Dawno, dawno temu
spokojnie sobie żyli mieszkańcy w grodzie Kraka do czasu aż wszystkimi zatrzęsło od wieści, że w zakolu Wisły pojawiła się straszliwa bestia, która żywi się dziewicami, dlatego nic dziwnego, że w KRK ich nie ma. A kiedy całkowicie zabrakło, smok zaczął opychać się zapiekankami, po których miał kosmiczną zgagę, więc pił te męty z Wisły aż pękł, ale rzecz to już znana, skoro co jakiś czas zionie tym ogniem i wzbudza strach wśród przyjezdnych.
Na starej pocztówce
wyobraźni widzę studentów sprzed lat, jak okutani w kocyki kiwają się nad książkami przed egzaminami, bowiem w inny czas czekają aż z „Vis a Vis”wyleje się piwniczna brać i będzie można popatrzeć z bliska na Piotra S. i innych artystów. Cóż, każdy na chwilę przysiada na ławeczce obok legendy dawnych lat.
Przenieśmy się w dawne klimaty
zatem wypada założyć krynolinę, niech spódnica szeleści i zwraca powszechną uwagę. Do ręki należy wziąć parasolkę przeciwsłoneczną, by poszukać tej zaginionej duszy grodu Kraka. Wśród spacerujących można było zobaczyć profesorostwo, doktorostwo, radcostwo, a wszyscy szanowani, kłaniali się nisko, całowali rączki i padali do nóżek. Często widać (i słychać!) było artystów, czyjegoś męża z żoną lub matkę z córką, broń Boże młode pary, bo miasto dusiło się od świętoszkowatości. Ratunkiem były kawiarnie.
„Tam wre życie! Kipi, tryska! W dymu chmurze tytoniowej. Myśli płoną tam ogniska, Chlebuś piecze się duchowy; Wszystko tylko Duchem żyje, Wszystko tylko Pięknem dyszy; Nigdy ucho tam niczyje Prozy życia nie zasłyszy; Estetyczne rozhowory Rozbrzmiewają od stolików (…)” pisał o kawiarniach T. Boy-Żeleński.
Stanęłyśmy na bruku
by słyszeć rytmiczny stukot końskich kopyt i kół dorożek, więc widziałyśmy zaczarowanego Kaczarę, a gdy rozległ się hejnał, to wiadomo było, że dmie sam pan Śmietana. Zajrzałyśmy do tej najsławniejszej w Polsce Piwnicy, gdzie urzęduje Piotr, tudzież piwniczna brać. Gdzieniegdzie przemykały czarne peleryny, które rozwiewały ten zaduch, zatęchły nastrój, nie było dla nich tabu, stąd siali zgorszenie szacownych matron.
Na Brackiej zmokłyśmy od najczęściej śpiewanego deszczu, z kolei Adaś znowu dał sobie na głowie przysiąść gołębiowi, jakby jego pióra miały uskrzydlić poetę Adama Mickiewicza stojącego na cokole, pod którym każdy się umawiał.
Oczami wyobraźni można było zobaczyć „Skład towarów różnych” z lizakami, landrynkami, cukierkami ślazowymi na ladzie, galanterię skórzaną, mydlarnie, obuwnictwo, przybory do podróży, rzeźnie, a na wystawie pyszne makagigi oraz nugaty. Kto jeszcze pamięta takie słodkości?
Patrzymy na zegar: czynasta czydzieści. Nie może być inna wymowa, kiedy jesteśmy w Krakowie.
Przez ul. Floriańską
biegła linia tramwaju konnego od 1882 roku, dopiero od XX wieku był elektryczny. Starsi pamiętają „grona” wiszących ludzi i te drewniane siedzenia ławek w tramwajach. Kto teraz wie, że na ul. Karmelickiej było lodowisko, z kolei ulica J. Dietla była spacerowymi plantami pełnymi zieleni z piaskownicami i postojami dorożek, a alejami Trzech Wieszczów jeździły pociągi. Krowodrza i Czarna Wieś były warzywnikami dla KRK. Głównie uprawiano głąbiki krakowskie i karczochy. Obecnie, jak pan masz życzenie spróbować głąbików, zasiej sobie sam, gdyż na bazarach ich nie znajdziesz. Kraków jak każde miasto zmienia się; czy na korzyść, następne pokolenia napiszą i ocenią.
Po czym poznać krakusa w stolycy?
On wychodzi na pole, stawia flaszkę, spaźnia się, plewi chwasty, ubiera pantofle i rajtki, chodzi na nogach i nie odróżnia sznycla od kotleta. „Krakusy mieszkały we dworach, więc wychodziły na pole; z kolei warszawiacy mieszkali w ruinach, na polach, dlatego łazili na dwór”.
Gazety też jakby inne. Dyrektor Ilustrowanego Kuriera Codziennego, M. Dąbrowski, umiał znajdować utalentowanych. Krakowski Ikac zamieścił fraszkę W. Zechentera:
„Czym pisarza liryka nawyka,
to wytyka mu nawyków wykaz,
groźny, śmiały, krytyki władyka,
patron byka, wróg słowika – Wyka.”
Po wielu latach warto sobie pewne zdarzenia przypomnieć i wrócić do Gołębnika na Gołębią ulicę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sagulo,
pięknie dziękuję za piosenkę, wzruszyłam się. To była moja młodość, nie da się ukryć.
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubienie
Nie łatwo, ale warto szukać pamiętając o tym, że nie chodzi o to, be złowić króliczka, ale by go ich go, go, goooo…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tatulu,
wydobywam Cię ze spamu, co Ty tam robisz?
Wiemy, że gonienie jest ciekawsze, ale radość największa, gdy dogonimy.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Cieszę się z wydobycia z niebytu
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tatulu,
za jaką karę tam trafiłeś, pojęcia nie mam, ale będę wydobywać.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Też kończyłaś Gołębnik?
Watra obok Skrzyneckiego wygląda bardzo szacownie 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Daro,
w Gołębniku miałam większość ćwiczeń, natomiast wykłady w głównym budynku.
Każdy na tej ławeczce obok legendarnego Piotra S. wygląda szacownie i wyjątkowo.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Dla niektórych legendarny jest Skrzynecki, dla innych Druhna Harcmistrzyni! 😀 😀 😀
Nie wiem, które z nich bardziej legendarne? 😀 😉 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kneziu,
Druhna zna KRK doskonale, bywa- jak mówią krakowianie – co udowodniła mi zdjęciami. Ale powiedzmy sobie szczerze, gdzie ona nie bywa i gdzie nie była.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Bardzo lubię miasto Kraka, ostatnio czytałam o jego bogatej historii, starszej od tej oficjalnej wersji. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krysiu,
tyle rzeczy jeszcze do odkrycia, więc ciągle jestem zaskakiwana czymś, czego nie wiedziałam.
Ciekawa jestem, czy ktoś będzie kiedyś zachwycał się nowymi osiedlami…
Serdeczności
PolubieniePolubienie
I gdzie nie będzie!
A gdzie będzie?
Po prostu wszędzie!
Za jakże miłą sercu memu (które za Krakowem tęskni już prawie 20 lat) niespodziankę z Druhną Harcmistrzynią (za którą ślamazarny z natury swej kolektyw nawet zbiorczo / zbiorowo nie próbuje nadążyć, więc tylko wiernie czeka we wciąż tym samym miejscu) najcytrynowiej dziękuję jak umiem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bexo Lemon,
to ja dziękuję Jej Cytrynowości i Kolektywowi za pamięć i przesłane życzenia.
W Krakowie jest taka aura, która przyciąga, a w szczególności wyjątkowy mikroklimat ludzkich serc. Zauważył to już wcześniej J. Sztaudynger:
„Miasto jak szczęście, jak muzyka, / Sine jak dym pykany z fajki, / który z błękitem się spotyka.”
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Great shots of buildings and food, love that horse 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kate,
The horses are dressed up because tourists sit in the horse drawn carriages. In this way they visit Krakow.
greetings
PolubieniePolubione przez 1 osoba
what a delightful touch 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kate,
Touching these interesting places is a nice memory.
greetings
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Klik dobry:)
A ja myślałam, że „chodzi się na dwór”, ponieważ dawniej dwór oznaczał podwórze. Gdy mówię „idę NA DWÓR” to idę na podwórze, a nie do dworu, w którym się mieszka. Do tego mieszkalnego – według mnie – idzie się DO DWORU. Tak, jak idzie się do pałacu czy do domu.
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
bo tak właśnie jest, „dwór” to skrót od „podwórko”… właśnie dlatego często się mówi „na DWORZU” zamiast (podobno prawidłowiej) „na DWORZE”…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piotrze,
wcześniej funkcjonowało słowo „podwórzec” u Nitscha i Doroszewskiego, a Kopaliński pisał: „podworzec” to okazałe podwórko, więc było się na dworzu. Język pisany to „na dworzu”, „na dwór”, a mówiony… na pole.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Eluelgry,
moja ciocia na podwórze mówiła „podworzec”, więc bawiłyśmy się na podworcu, wychodziłyśmy na podworzec. W. Pisarek wspomina: „Parę miesięcy minęło, zanim się przyzwyczaiłem i nauczyłem, że wystarczy wyjść z domu na ten – pożal się Boże – podworzec, by mieć prawo mówić, że się jest na polu.”
Serdeczności
PolubieniePolubienie
To jest najpiękniejsza opowieść o Krakowie jaką czytałam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aniu,
dziękuję za miłe słowa na wyrost. Prawdą jest, że mam ograniczenia, piszę lewą ręką, ale jest oporna na wiedzę, więc wolno pracuje
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Och, trzeba było zaczekać na czecią czydzieści czy… 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Tetryku,
kiedy jechałam do domu, należało jechać do Trzebini, a potem przesiąść się na pociąg do Chrzanowa. Słyszałam przez megafon wyraźnie „Czebinia”. I nic się w tej materii nie zmieniło, nawet zaśpiew ostatniej sylaby pozostał.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, przypomniałaś mi lipcową wizytę w Krakowie, jeszcze nie pisałam na blogu, czasu za mało…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Asiu,
czekam na relację. Zobaczymy, co Cię zaskoczyło, zdziwiło. Na plus, na minus?
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Oczywiście, że jest czynasta czydzieści i uwielbiam wychodzić na pole, a w sklepie kupuję wekę.
Można inaczej?
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Bet,
jak w Łodzi poprosiłam o wekę, pani od razu powiedziała, że nie zna takiego słowa. Pokazałam bułkę, a ona na to: trzeba było od razu mówić, że chodzi o angielkę. Z kolei ja nie znałam słowa „angielka” oznaczającego pieczywo.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U mnie weki to słoiki, które miały szklane wieczko i gumową uszczelkę. Weki zamykało się przy użyciu spirytusu, który podpalało się na wieczku, albo gotując weki zanurzone w wodzie. Ten proces nazywa się wekowanie.
Co w tym roku wekujesz/zawekowałaś na zimę? To popularne w rozmowach pytanie gospodyń. Nawet obecnie dalej się „wekuje”, choć weki zastąpiły twisty z blaszaną pokrywką.
PolubieniePolubienie
alEllu, słoik z gumką to jest „pan wek” a podłużna buła podobna do bagietki to „pani weka”:)))
A przetwory w słoikach z gumkami pamiętam doskonale. Wieczka dociskały metalowe sprężynki!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bet,
ha, ha! Nie wpadłabym na pomysł, że jest pan wek i pani weka. Doskonałe, muszę to zapamiętać.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Czyli sałatkę z tego weka jem z tą weką?
Wszystko jasne! Mogę iść na spacer po Krakowie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
AlEllu,
już od dawna jesteś krakowianką, skoro nauczycielką jest Bet. Panią wekę smarujesz dżemem z pana weki, jakie to nieskomplikowane.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
AlEllu,
sama wekuję, więc wiem, że to też weki. Ale np. taki „zamek” ma aż trzy znaczenia: budynek, w drzwiach i ten błyskawiczny. A wszystko zależne od kontekstu…
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubienie
W szczególności porównanie ze stolycą – smakowite. A „Tak, wiem” mnie rozrzewniło… Może w innym życiu byłam z Grodu Kraka? Nie, raczej nie. Ale szczerze zazdroszczę liryki dookolnej 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aksinio,
KRK ma swój niepowtarzalny klimat i tego nic nie zmieni. A odmienność i regionalizmy łączą ludzi, jak kiedyś chłopców z wojska.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
no właśnie, gdzie jest ta dusza?… można spróbować przekopać stos książek z księgarni CUD przy Małym Rynku, ale nie sądzę, by tam była odpowiedź…
podobno „Tak skarb twój, gdzie serce twoje” i może podobnie jest z tą duszą?… idziesz ulicą i zamiast myśleć po prostu czujesz… i nagle już wiesz… wiem jeszcze też, że nie warto oznaczać tego miejsca, bo ta dusza Krakowa jest mobilna i jutro może być gdzieś indziej…
…
w sklepie CUD regularnie zaopatruję się w zapas kadzidełek… co prawda podobny sklep jest u mnie w Wawie, ale jest tak zlokalizowany, że szalenie rzadko jest mi tam po drodze…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piotrze,
kupowałam kadzidełka na Małym Rynku na polecenie pielęgniarek, które twierdziły, że odstraszają mrówki faraonki, których na oddziale było sporo, ale nie popatrzyłam na szyld. Piękna nazwa, jak to u nas, były i są „cuda”.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
niestety trzeba wiedzieć, które kupić… nie polecam kadzidełek firmy HEM, gdyż mają w sobie sztuczne, chemiczne /nomen omen/ dodatki, ale inne są w porządku, pełna naturka… jak to wszystko działa na mrówki tego już nie wiem, ale myślę, że na owady wystarczy porządnie nadymić czymkolwiek… ale są też takie kadzidełka w kształcie spiralek, specjalnie na owady, do tego taniej wychodzi, ale tego akurat w CUD-zie nie kupisz, tylko w zwyklej sieciówce…
a „CUD” to akurat zgrabny skrót pod tematykę tego sklepu: Ciało – Umysł – Duch…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piotrze,
miałam kupić z drzewa sandałowego, gdyż o takie pielęgniarki prosiły i tylko ze sklepu, który znajduje się na Małym Rynku, ale nie zwróciłam uwagi na nazwę, a ma przecież wyjątkową.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
ja ostatnio kupowałem „natural sandal” f-my Satya, ale sandał jako taki jest w wielu rodzajach, np. bardzo popularne jest „nag champa” /kilka firm je robi/… wiem, że różne miewają w tym sklepie zaopatrzenie, raz jest duży wybór, raz mniejszy… akurat będę w Kraku w drugiej połowie września, więc rutynowo znów tam zajrzę odnowić swoje domowe zapasy…
i oczywiście trzymając się z daleka od kadzidełek z logo „HEM”… podobno niektóre są okay, ale parę razy się naciąłem na syntetyczne dodatki, więc mam już uprzedzenie…
PolubieniePolubienie
Piotrze,
podziwiam Twoją wiedzę na ten temat. Wiele kadzidełek jest nawet niebezpiecznych, a przebywanie w tych zapachach dłużej, zaowocuje bólem głowy.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
to prawda z tym bólem głowy… kiedyś miałem takie fajne kadzidełka tybetańskie, mające w składzie naturalną kamforę, bardzo relaksujące, gdy się je zapuści w pokoju… ale kiedyś takie zapaliłem na noc i nie zostawiłem otwartego okna, bo akurat zimno było, mróz na dworze i obudził mnie ból głowy właśnie… po prostu za dużo tego było w powietrzu…
po tych wspomnianych wcześniej spiralkach na komary również trzeba porządnie wietrzyć… ale zbyt poważnych zagrożeń ze strony kadzidełek nie ma, o jakichś zatruciach mowy nie ma, tak tragicznie już nie jest nawet gdy zawierają jakąś chemię…
serdeczności 🙂
PolubieniePolubienie
Piotrze,
w kwiaciarni, w której pracowała znajoma, szef dostał upomnienie za palenie kadzideł. Najważniejsze, by zachować umiar i tak jak napisałeś, wietrzyć pomieszczenie, gdzie są palone. Kadzidła są palone nawet na oddziałach noworodków, czyli nie mogą być szkodliwe, a przynajmniej nie wszystkie szkodzą.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
p.s. jest jeszcze inny sposób, bardzo lajtowy,,, to jest tzw. „kominek”, male naczynko na wodę z dodatkiem olejku eterycznego podgrzewane od dołu taką mini świeczką… są też świeczki zapachowe, również subtelne i delikatne… akurat idealne rozwiązania dla kogoś, kto nie toleruje żadnego dymu…
to wszystko również dostępne w CUD-zie 😉
/chyba się upomnę u nich o jakiś rabat za reklamowanie 🙂 /…
PolubieniePolubienie
Piotrze,
muszę zajrzeć do tego CUDU. A Ty domagaj się rabatu za reklamowanie CUD sklepu.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Ultro!! Spłonęłam!!!!! Gdyby było bliżej , mimo że do niepijących się zaliczam, pomknęłabym do owego ministerstwa, które spotkałyśmy a nazywało się MINISTERSTWO ŚLEDZIKA I WÓDKI.
Okazuje się , że można mnie jeszcze zaskoczyć!!!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Watro,
ministerstwa te raczej należy omijać, ale smaczki językowe postaram się ukazać, bo w biegu i pędzie nie zwracamy uwagi na takie szczegóły. Chociaż na tęczowe schody to Cię jeszcze wyprowadzę, mam nadzieję.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Piękne zdjęcia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agnes,
w Twoich ustach to komplement, ale ja zdjęcia robię telefonem i w biegu, w marszu, w tłumie, za jakość przepraszam, ponieważ zwykle nie o zdjęcia mi chodzi, a raczej o przesłanie, które z sobą niesie.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
First picture is so cute
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Subbashini,
On it is the name of the cafe, and next to Piotr, the legendary man who created the Cellar under the Rams, where a cabaret song reigned.
greetings
PolubieniePolubienie
Ojej, ale bym pojechała do Krakowa! Może się uda na targi książki… w przyszłym roku!😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Anno Mario,
w czasie pobytu w kraju warto zajrzeć do grodu Kraka.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Koniecznie! 😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Anno Mario,
magia Krakowa przyciągnie z pewnością. Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Uśmiałam się i wzruszyłam czytając jak piszecie o Krakowie.Ultra już przecież wie, że ja krakuska od urodzenia, więc pewne rzeczy są dla mnie oczywiste jak np. pierogi z borówkami.
Nawet nie wiem, czy ja mówię czecia czy trzecia. Natomiast oczywiście kupuję wekę, a nie jakąś tam …co? angielkę?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przypomniało mi to anegdotkę o chłopcu, który w sklepie w Katowicach prosił o jedną żymłę i jedną bułkę. Na uwagę sprzedawczyni, że to to samo, odpowiedział: Wiem, ale żymła jest dla taty, on jest Ślązak, a bułka dla mamy, ona jest Mazurka…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tetryku,
w Zakopanem byłam świadkiem rozmowy dwóch chłopców, którzy licytowali się, kto właśnie kupuje oscypek: krakus czy warszawiak. Kupujący odwraca się do nich i mówi: – A może góral? – Góral? Żaden góral oscypków w Zakopanem by nie kupił. Pytanie zatem, gdzie oni kupują oscypki.
Podobnie z obwarzankami (tymi obwarzanymi we wrzątku), podobno kupują je przyjezdni, krakus kupuje precle, te ósemki.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Makówko,
kilka dni temu poprosiłam o borówki, a pani zapytała: leśne czy ogrodowe, dlatego zaczęłam tłumaczyć, że nie chcę jagód, tylko borówki, a pani swoje: leśne czy ogrodowe? Pokazałam palcem, kiedy zorientowałam się, że pojęcie „jagoda” nie jest jej znane.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Jagoda to dla mnie każdy owoc leśny. A borówki są leśne albo te duże amerykańskie. A brusznice są do mięsa albo oscypków.
A obwarzanki to obwarzanki, nie jakieś ósemki!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
J
Makówko,
jagoda to dla mnie owoc, ale czarna jagoda to ta zbierana w lesie na pierogi. W tym roku jest w cenie borówek, chociaż nie trzeba do niej złotówki dokładać i nie wymaga zabiegów pielęgnacyjnych. Ktoś mi tłumaczył, że dawniej zbierały dzieci, by mieć pieniądze, teraz dzieci 500+ nie muszą.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
jagoda to każdy owoc o pewnej określonej budowie, strukturze, niekoniecznie leśny… jest to określenie naukowe, ale język potoczny niekoniecznie pokrywa się z naukowym… w Wawie i na Mazowszu „jagoda” oznacza owoc jednej konkretnej rośliny albo całą roślinę i jest to skrót od „czarna jagoda”…
przy okazji znany, zabawny dialog:
– Zobacz, tu rosną czarne jagody.
– Ale dlaczego one są czerwone?
– Bo są jeszcze zielone.
gra słów: po prostu /znowu mowa potoczna/ na niedojrzałe owoce wielu, może nawet wiekszości gatunków mawia się „zielone”… co z kolei czasem prowadzi do zabawnych sytuacji, gdy dany owoc jakiegoś gatunku /np. niektóre odmiany agrestu/ jest zielony nawet gdy jest dojrzały, czyli wychodzi na to, że zielone nie jest zielone 🙂 …
…
„ósemki” lub „precle” to rodzaj obwarzanków ale zawijanych w bardziej skomplikowany kształt, niż kółka… na klasyczne krakowskie obwarzanki czasem mawia się „precle” /błędnie zresztą, sami Warszawiacy często o tym wiedzą, więc unikają tego słowa wtedy/, ale najczęściej mówi się „bajgle”…
p.jzns :)…
PolubieniePolubienie
Piotrze,
bajgle (te parzone) na Kazimierzu jadłam z łososiem, były także z karkówką.
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubienie
Co człowiek to inne wspomnienia. Bracka zawsze będzie mi się już kojarzyć z dziekanatem, a gołębia z miejscem gdzie piłam jedną z najlepszych kaw pod słońcem;)
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agnieszko,
właśnie o te miejsca wspomnień chodzi. W takiej Prowincji (obecnie Nowa Prowincja) można było spotkać W. Szymborską, B. Maja, L. Długosza… Naprzeciw Zwisu, czyli Vis-a-Vis można było wypatrzeć piwniczne towarzystwo, a kawę w Kolorowej i Cafe Gołębia 3.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Kocham Kraków, miło mi się ogląda jego zdjęcia. Spędziłam tam wspaniałe dwa lata. Spodobał mi się tekst, napisany w tak unikalny sposób, bardzo ciekawy, a czasami nawet zabawny. Miło spędziłam czas. Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia. :)))
PolubieniePolubienie
Ago,
ważna jest pamięć miejsc, w których bywamy. Oby zawsze była miła.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
No i komuś to przeszkadzało, no i komuś to wadziło, więc pod bok wpakował Krakowowi, Nową Hutę.
By pszenno- buraczani pospiesznie przezbrajani na robotników tchnęli nowy chłopsko- robotniczy duch w zatęchła wg nich „atmosferę „Krakowa.
I osiedlili ich w mieście w którym to „podstępni architekci” twórcy miasta dokładali wszelkich starań aby jej mieszkańcom żyło się wygodnie, by to miejsce było dla nich przyjazne i zaspokajało wszystkie ich potrzeby. Dlatego między innymi zwrócono szczególną uwagę na zieleń. Nową Hutę zbudowaną zgodnie z ideą miasta-ogrodu. Zieleń była wprowadzana równocześnie z realizacją budynków mieszkaniowych.
A specjaliści dostrzegają nawet analogie do Placu św. Piotra, placu Vendôme i realizacji Hausmanna w Paryżu.
Z reguły zaopatrzone w niezbędną dla funkcjonowania ich społeczności infrastrukturę : punkty gastronomiczne, sklepy, żłobki, i szkoły usytuowane wewnątrz jednostki. Dzieci nie musiały przechodzić przez ruchliwe ulice, dorośli pokonywać dużych odległości dla załatwienia spraw codziennych.
Taka to i była zemsta.
Tyle ze smok ziejący smrodliwie nazwał się „Kombinatem” i on wykańczał „kogo trzeba”
PolubieniePolubienie
Wieśku,
jeszcze trochę, a Nowa Huta będzie atrakcyjną dzielnicą, także ze względu na dobrą komunikację ze Śródmieściem. Ceny mieszkań ciągle idą w górę, a jesienią piec ma być ostatecznie wygaszony, chociaż pracownicy protestują.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Kochana
Pięknie opisałaś miasto, w którym bywam często, nawet wczoraj:)
Pozdrawiam najserdeczniej:)
PolubieniePolubienie
Morgano,
Są miasta, które zapadają głęboko, ponieważ mają swoją historię, której lubię się przyglądać.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
I cóż ja mogę biedny. Liczba komentarzy przerasta moje możliwości percepcji, co nie jest czymś złym, czy też nagannym ale jest jak jest i pozostanę przy śledzeniu blogowych (chociaż nie wiem, czy faktycznie i tylko blogowych) tekstów.
Serdeczności od nas dla Was oraz spory kuferek Serdeczności mkną z Krainy Loch Ness 🙂
PolubieniePolubienie
Sokole,
ten blog jak tysiące innych, ale to komentarze są interesujące, ponieważ zwykle coś nowego wnoszą do postu. Bet pisze, że jest pan wek (słoik) i pani weka (podłużny chlebek, który jedzą krakowianie). Gdyby nie humor komentatorów, życie byłoby nieznośne, a tak to tylko bywa czasami.
Serdeczności dla Was
PolubieniePolubienie
Kraków jest pięknym miastem – magicznym, historycznym, poetycznym i głęboko symbolicznym. Ma swój klimat, który udało Ci się cudnie oddać w tym poście 🙂
Ale jest tam zdecydowanie ZA DUŻO gołębi!! A ja się ptaków od dziecka boję… Dlatego też, jeśli jestem w Krakowie, czuję się tam (mimo całego zachwytu) trochę nieswojo.
Niemniej mam jedno jedyne, krakowskie marzenie, dosyć trudne do spełnienia. Zwiedzić dokładnie Wawel… Wszystko, zamek i grobowce też. Ale wszystko tam niedostosowane :((( A ja zawsze uwielbiałem historię.
Z Twoim postem skojarzyła mi się pewna scena z komedii romantycznej „Nie kłam, kochanie”. Piotr Adamczyk „porywa” Martę Żmudę-Trzebiatowską ze stolicy, aby pokazać jej „jego Kraków”. Chodzą sobie po Rynku, patrzą na Kościół Mariacki, słuchają hejnału, jeżdżą sobie dorożką. Zapuszczają się w starsze, kamienne uliczki boczne. Kupują obwarzanki, idą na grób cadyka, gdzie się spełniają życzenia… Ich randka kończy się w pewnej restauracji z Cyganami 🙂
Dziękuję Ci za tę podróż po Krakowie 🙂
PolubieniePolubienie
Celcie,
mieszkańcy mają gołębie serce, więc karmią na potęgę. Na nowych osiedlach widzę resztki obiadów, a wszystko dla gołąbków. Turyści też obwarzanki kupują, by dokarmiać ptactwo. Dawniej na Rynku sprzedawano pszenicę, na szczęście zabroniono.
Cóż, schody Wawel lubią, więc może następne pokolenie będzie praktyczniejsze. Czy wiesz, że do parteru mojego bloku prowadzą cztery schody, zatem trzeba mieszkać w piwnicznej izbie, by uniknąć schodów. Przykre.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba